Złote poręcze, marmurowe posadzki, łóżka w rozmiarze king size czy najnowocześniejszy sprzęt audiowizualny to tylko nieliczne z udogodnień.
Niektóre z tych jeżdżących posiadłości mają w sobie garaże na sportowe samochody (najmocniejszy motocykl świata też pewnie by się w nim zmieścił), a jeszcze inne mają tak sprytne nadwozia, że rozsuwają się w czasie postojów, przez co właściciel ma więcej miejsca niż przeciętna polska rodzina zamieszkująca w bloku z wielkiej płyty. Szok!
Wszystko pięknie, ale czegoś nie rozumiem. Jeśli ktoś jest tak obrzydliwie bogaty, to po co kupuje sobie autokar i wykańcza go w bizantyjsko-cesarskim stylu?
Nie lepiej byłoby mieć kilka domów w różnych miejscach Ameryki i latać między nimi jakimś stylowym samolotem, na przykład takim od Hondy? Wiecie, o co chodzi – jesteś superbogaty, a spędzasz czas, jeżdżąc autobusem. Bezsensowne to trochę dla mnie.