• Według danych sprzed wybuchu pandemii koronawirusa w Polsce jest znacznie więcej samochodów rządowych niż karetek
  • Nowy przetarg ogłoszony przez Centrum Obsługi Administracji Rządowej dotyczy samochodów z rożnych segmentów i różnym napędem, w tym elektrycznych
  • Zakup ma zostać sfinansowany z wykorzystaniem środków Funduszu Azylu, Migracji i Integracji Unii Europejskiej, czemu ma przyjrzeć się Komisja Europejska
  • Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl

W momencie, kiedy kolejne branże zastanawiają się czy przetrwają następny "lockdown", a przedsiębiorcy zaczynają chwiać się na nogach po wprowadzeniu kolejnych obostrzeniach, rząd postanowił wesprzeć kilku dilerów samochodowych. Właśnie ogłoszono przetarg na 308 nowych aut dla urzędników, w tym na sedany i SUV-y, także dla ministerstw.

Trudno się dziwić, że pomysł ten od razu spotkał się z ostrymi słowami krytyki. W tym trudnym okresie wszyscy spodziewają się innych działań rządu, niż wymiana parku urzędniczych samochodów. Według Centrum Obsługi Administracji Rządowej nowe auta mają trafić m.in. do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, Głównego Urzędu Miar czy Urzędu Komunikacji Elektronicznej, ale także do Ministerstwa Aktywów Państwowych, którym kieruje Jacek Sasin, oraz do MON, MSWiA czy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Zamówienie obejmuje zarówno samochody segmentu miejskiego (klasa B), jak i limuzyny, SUV-y segmentu D, busy, minibusy i furgony, a także 31 pojazdów elektrycznych i 10 hybryd. Wymagania dotyczą zakresu mocy, ewentualnego napędu 4x4 oraz zakresu minimalnego wyposażenia dodatkowego - auta muszą mieć m.in. klimatyzację, czujniki parkowania i kamerę cofania, system ostrzegania o pojeździe w martwym polu.

Oto pełna lista aut, jakich szukają urzędnicy:

– samochody benzynowe segment B kombi,

– samochody benzynowe segment C hatchback,

– samochody benzynowe segment C kombi,

– samochody benzynowe segment C z napędem 4x4 SUV,

– samochody elektryczne segment C hatchback/liftback,

– samochody benzynowe segment D sedan/liftback o mocy minimum 150 KM,

– samochody benzynowe segment D sedan/liftback o mocy minimum 180 KM,

– samochody diesel segment D sedan/liftback o mocy minimum 180 KM,

– samochody benzynowe segment D z napędem 4x4 sedan/ liftback,

– samochody hybrydowe segment D sedan/liftback,

– minibusy diesel 9 – miejscowe o mocy minimum 180 KM,

– minibusy diesel 9 – miejscowe z bagażnikiem o mocy min. 145 KM,

– furgon 3-osobowy 140KM,

– furgon 5-osobowy 145 KM,

– samochody hybrydowe segment C kompakt kombi,

– minibusy 6-7 osobowe z napędem 4x4.

Mimo że w zamówieniu widnieją głównie auta dla urzędników, a nie limuzyny dla ministrów, fala krytyki już się rozlała, a głównym argumentem aktualnie przywoływanym jest zestawienie samochodów urzędniczych z karetkami, które są teraz znacznie bardziej potrzebne. Według danych z lipca 2019 roku, jakie przytoczyła Gazeta Wyborcza, tuż przed pandemią mieliśmy zaledwie 1581 karetek. Dzieli się je na dwa rodzaje - "P", czyli podstawowe z minimum dwoma ratownikami lub ratownikiem i pielęgniarką, oraz karetki "S", czyli specjalistyczne z lekarzem w zespole. Już wtedy GW zauważyła niepokojącą zależność. O ile bowiem liczba tych podstawowych rosła – w 2016 r. było ich 955, a w 2019 już 1206, to liczba karetek S z roku na rok spadała. W 2016 r. było ich 562, a trzy lata później już tylko 375, czyli o jedną trzecią mniej.

Rzecznik rządu się tłumaczy

Decyzje o niefortunnym zakupie komentował już rzecznik rządu. Według niego media zrobiły ze sprawy klikbajtowe newsy, z których można wywnioskować, że rząd chce kupić nowe limuzyny dla ministrów, a to zamówienie dla aż 70 instytucji.

– W przytłaczającej większości to są samochody kombi, jakieś dostawcze, dla GDDKiA, dla Centrali Nasiennictwa. Różne samochody służbowe, które mają cele użytkowe, codzienne – tłumaczył Piotr Müller na antenie Radia ZET.

Rzecznik rządu podkreślił, że: w głównej mierze są to samochody dla Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad a nie limuzyny dla ministrów.

Oczywiście pojawiło się też pytanie o karetki, ale rzecznik odpowiedział na nie wymijająco, nie podając szczegółowych danych. Tłumaczył się, że program zakupu karetek w ostatnim czasie, a w szczególności w 2020 roku, niesamowicie się rozwinął w stosunku do poprzednich lat.

Zamówieniu przyjrzy się Komisja Europejska

Okazało się też, że zakup w części ma być pokryty z Funduszu Azylu, Migracji i Integracji Unii Europejskiej, czym zainteresował się europoseł Łukasz Kohut, dawniej członek Ruchu Palikota, a obecnie Wiosny Biedronia.

Z informacji podanych przez dziennik.pl wynika, że europarlamentarzysta wysłał już do Komisji Europejskiej zapytanie w trybie priorytetowym. Kohut chce wiedzieć m.in. czy Komisja Europejska została poinformowana przez polski rząd o takim przeznaczeniu pieniędzy Funduszu Azylu, Migracji i Integracji Unii Europejskiej i czy takie przeznaczenie jest zgodne z prawem.

Jak podkreśla poseł, dziwne jest, że teraz środki te pójdą na zakup samochodów, a wcześniej Minstertwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, które jest odpowiedzialne za wykorzystanie środków z tego Funduszu w Polsce, odmówiło finansowania projektu Helsińskiej Fundacji praw Człowieka „Wspieramy uchodźców”.