Chętnie byśmy już usiedli za kierownicą, ale to jeszcze nie czas. I tak jest to wyjątek, bowiem oficjalna premiera samochodu przed publicznością, składającą się z brytyjskiej śmietanki towarzyskiej, świeżo upieczonych medalistów olimpijskich i dziennikarzy z całego świata, miała się odbyć dopiero za kilka dni.
Fotel kierowcy zajmuje Mick Cameron, sympatyczny Brytyjczyk, który przez ostatnie lata dowodził sztabem inżynierów i zna niemal każdą śrubkę w Range’u.Jedzie się bardzo wygodnie. Mimo tych wszystkich zmian, które wprowadzono w nowym modelu, jego charakter jest na szczęście ten sam. Nierówności drogi są aksamitnie wygładzane, a nie drobiazgowo raportowane pasażerom, jak ma to miejsce w niektórych SUV-ach o przesadnie sportowym pierwiastku.
Egzemplarz, którym jedziemy, też go ma. Auto napędza topowe benzynowe V8, które dzięki wsparciu mechanicznej sprężarki osiąga 510 KM. Pozostałe motory także nie cierpią na brak siły napędowej. Do wyboru są: wolnossąca odmiana „V8-ki” (375 KM, poza Europą), 4,4-litrowy diesel V8 (339 KM) oraz 258-konne wysokoprężne V6.
Komfort Executive Class
Kabina sprawia wrażenie jeszcze przestronniejszej niż dotychczas – i w istocie tak jest. Inżynier Cameron tłumaczy nam, że chciano powiększyć samochód w środku, ale nie z zewnątrz. Udało się to dzięki wydłużeniu rozstawu osi z 2880 do 2922 mm. Odczuwają to pasażerowie z tyłu, którzy ponadto mogą się rozkoszować pojedynczymi, regulowanymi fotelami z wentylacją, ekranami w zagłówkach czy 29-głośnikowym audio o mocy 1700 watów.
Gdy ma się na pokładzie sprzęt grający, którym można by nagłośnić mały koncert, łatwo zapomnieć o tym, jak rewolucyjnie lekka jest konstrukcja Range Rovera. Tradycyjnie używane w tym aucie aluminium stało się teraz wyłącznym materiałem, z którego wykonano elementy podwozia i nadwozia. „Karoseria Range’a jest lżejsza niż np. w BMW serii 3” – podkreśla Cameron. W zależności od silnika oszczędność masy wynosi dzięki temu nawet 420 kg. Widać, że Mick jest z tego dumny.
Limuzyna na bezdroża
Zjeżdżamy z asfaltowej drogi w teren, nieco przypominający ten, w którym wykonano zdjęcia do teczki prasowej. Mick Cameron włącza reduktor i podnosi zawieszenie. Główki dyferencjałów dzieli teraz od ziemi aż 303 mm. Nowość systemu Terrain Response, pozwalającego na terenowe sztuczki, to tryb automatyczny.
Program sam rozpoznaje, po jakiej nawierzchni się poruszamy, i odpowiednio dostosowuje mechanizmy przełożenia napędu, prześwit czy siłę wspomagania układu kierowniczego. Auto majestatycznie wdrapuje się na skałę, by po jej drugiej stronie zanurzyć się w wodzie aż do linii reflektorów. Nawet u kogoś, kto przedtem miał okazję jeździć w terenie, może wywołać to szok.
Wloty powietrza umieszczono nad nadkolami, tuż pod maską. Między innymi dzięki temu zabiegowi maksymalna głębokość brodzenia wynosi aż 900 mm. To o 200 mm więcej niż pozwala Land Cruiser V8. Na Range’u kąpiel nie robi najmniejszego wrażenia. Po maksymalnym uniesieniu nadwozia kąt natarcia wynosi 34º, a kąt zejścia – 29º.
Nieźle jak na samochód, który równie dobrze radzi sobie z zadaniami reprezentacyjnymi. Przed nami jeszcze przejazd przez minipustynię, po czym ubrudzonym Range’em, jakby nigdy nic, wracamy na ulicę. I właśnie tak powinien ze swojego auta korzystać właściciel Range Rovera.