O konieczności budowania obwodnic polskich miast pisałem tutaj już niejednokrotnie - to konieczność oczywista, ale przespana przez prawie wszystkie rządy od 1989 roku. Nie wiem, kto komu nie dawał łapówek, ale fakt jest taki, że wielu naprawdę potrzebnych dróg obwodowych nigdy nie zbudowano - Warszawa jest tego wyjątkowo ponurym przykładem. Obwodnicy Augustowa też długo nie budowano i nagle teraz powstała jakaś podejrzana chęć zbudowania jej w taki sposób, by wyciąć jak najwięcej lasu i zabić jak najwięcej zwierząt. I słusznie, z punktu widzenia wielu - pożal się Boże - parlamentarzystów, to kwestie nieistotne - bez drzew i zwierząt hotel sejmowy przy ul. Wiejskiej w Warszawie i tak będzie działał. A dalej ich słabo lotna myśl nie sięga.

Cała sprawa na kilometr pachnie jakąś prywatą - bo przecież Komisja Europejska na pewno ukarze nas za budowę drogi przez tereny objęte ochroną, mieszkańcy Augustowa naprawdę potrzebują obwodnicy, zaś władza zamiast zrobić to, co mądre, roztropne i logiczne, na siłę stara się wyciąć las. Najlepiej razem z ekologami. Wybuch aktywności każdej biurokracji jest zawsze zdarzeniem tak dziwnym, że przez to od razu podejrzanym. Urzędnik nie robi nigdy niczego szybko - chyba że służy to jemu samemu.

Ekolodzy, którzy przed laty kładli się na trasie Rajdu Kormoran, by w przypływie rewolucyjnego ferworu zwalczać sporty motorowe, jako zabójcze dla środowiska, zaatakowali teraz prawdziwego wroga. Sytuacja jest o tyle trudna, że obwodnicę zbudować trzeba i, jeśli brak innej motywacji do rozumnego działania, nie płacąc przy tym Unii żadnych kar za urzędniczą głupotę.

A jeśli władza przepędzi ekologów, wytnie las, wymorduje zwierzęta i wcale nie skończy rozgrzebanej budowy obwodnicy, to co wtedy? Czy władza ukarze swoich przedstawicieli tak, żeby ich naprawdę bolało? Zabierze im majątki? Ziemię kupioną po cichu na trasie obwodnicy? Wpisze na listę przestępców razem z ekologami? Jakoś w to nie wierzę.