Początek testu długodystansowego minął dla Isuzu dość lekko – auto podróżowało głównie po asfalcie. Ale wraz z wiosną przyszedł czas na intensywne zajęcia terenowe. W bardzo krótkim czasie samochód pokonał poza drogą około 1000 km zyskując sobie prawdziwą sympatię. „Zajęcia” odbywały się zarówno na równych szutrówkach, pagórkach poligonu w Żaganiu, piaskach Pustyni Siedleckiej, błotach Mazowsza i zniszczonych lasach Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Naturalnym wrogiem pikapów są spore gabaryty oraz masa. Mierzące ponad 5 m auto zawsze będzie się czuło w terenie trochę nieporadnie. Również masa własna (Isuzu – około 2 t) nie sprzyja zręcznemu opuszczaniu przeszkód. Kolejnym minusem jest prosty układ napędowy – kierowca nie ma żadnych systemów wspomagających trakcję hamulcami czy blokad (poza LSD w tylnym dyferencjale, który ma jednak ograniczoną skuteczność).
Na szczęście mamy tu sporo niezawodnej mechaniki – sztywno dołączane koła przedniej osi zapewniają przekazanie napędu na minimum jedno przednie i jedno tylne koło. Nie będziemy zaskoczeni przegrzaniem się hamulców, zaś w odwodzie pozostaje reduktor.
D-Max jest najlepszym pikapem, jeśli chodzi o możliwości wykrzyżu osi – to aż 250 mm. Dzięki temu, że koła nie odrywają się od podłoża, niwelowane są braki elektronicznych „wspomagaczy” w napędzie. Szybka jazda po wertepach nie prowadzi do niekontrolowanych skoków, nawet jeśli się zagapimy i koła oderwą się od ziemi, nie ma paniki – zawieszenie lądowania przyjmuje bardzo miękko, bez dobijania. Moc silnika łatwo dozować, załączenie reduktora sprawi, że nigdy nawet nie pomyślimy o braku mocy.
Przy okazji warto wspomnieć o folii zabezpieczającej karoserię. Podróżując po Jurze, musieliśmy – z powodu licznych zniszczeń w lesie – niejednokrotnie ocierać się już nie o krzaki, a raczej o grube gałęzie, co folia zniosła praktycznie bez żadnych uszkodzeń.