Miało być bezpieczniej: kierowcy sfotografowani przez fotoradar będą błyskawicznie namierzani, a mandaty połączone z budzącymi jeszcze większą grozę punktami karnymi skłonią wszystkich do zdjęcia nogi z gazu.

Tymczasem już wiadomo, że punkty karne (szczególnie za poważniejsze wykroczenia) przyjmują tylko frajerzy. System skonstruowano bowiem tak, by zniechęcać kierowców do odwoływania się do sądów, za to dawać im możliwość – za dodatkową opłatą – uniknięcia utraty prawa jazdy.

Każdy właściciel „ustrzelonego” auta dostaje do domu formularz z trzema propozycjami: przyjęcia mandatu za wykroczenie drogowe wraz z punktami karnymi, wskazania innego użytkownika auta, który zaakceptuje mandat i punkty (mogą być to osoby niekorzystające z pojazdu np. babcia), albo zapłacenia mandatu za niewskazanie sprawcy.

To ostatnie jest wykroczeniem, ale nie drogowym, a więc kary w postaci punktów za to nie ma. Płacisz mniej i bierzesz punkty albo więcej, bez punktów – sam wybierasz.

Co ciekawe, GITD (w przeciwieństwie do straży gminnych) nie dołącza zdjęcia do formularza. Tym łatwiej wskazać, że kierowała babcia – każdy przecież, nie mając przed sobą zdjęcia, może się pomylić.

Sprawcy wykroczeń, jeśli nie chcą lub nie mogą wybrać opcji „bez punktów”, mają możliwość skorzystania z licznych internetowych platform kojarzących ich z osobami „przyjmującymi punkty”. To wszystko działa, można rzec, w biały dzień.

  • Przypadek 1. Prowadziłem sam - Przyznajesz się do prowadzenia samochodu w danym czasie i miejscu. Masz do wyboru dwie kratki: przyjmujesz mandat (tu 300 zł) albo odmawiasz. W pierwszym przypadku otrzymasz listem prawomocny już mandat, który trzeba opłacić w ciągu 7 dni. W drugim przypadku sprawa zostanie skierowana do sądu, ale to się nie kalkuluje: dostaniemy grzywnę i obciążą nas kosztami.Przypadek 2. To ktoś inny! - Nie prowadziłeś w danym miejscu ani czasie swojego auta. Możesz podać dane konkretnej osoby (babci, brata, kolegi itp.) albo stwierdzasz tylko, że powierzyłeś komuś samochód, ale nie wiesz, czy to on prowadził. Podajesz dane tej osoby. Wskazany kierowca lub użytkownik auta dostanie niemal takie samo oświadczenie, w którym będzie mógł przyznać się do winy i przyjąć mandat z punktami karnymi.Przypadek 3. Nie wiem! Nie powiem! - Stwierdzasz, że nie masz pojęcia, kto w danym miejscu i czasie prowadził auto, albo że wiesz, ale nie powiesz. Teraz możesz przyjąć mandat nieznacznie wyższy od zaproponowanego w punkcie pierwszym, jednak bez punktów! To poważna i godna rozważenia propozycja, bo poza mandatem nic ci nie grozi. Druga opcja to odmowa przyjęcia mandatu. Sprawa trafi do sądu, a to kiepski interes.

Częste wątpliwości kierowców

  1. Czy wszystkie fotoradary zamontowane obecnie przy drogach są aktywne? - Nie. Atrapy mają być usunięte, ale służby otrzymały na to dużo czasu – 36 miesięcy od wejścia w życie rozporządzenia ogłoszonego w ubiegłym roku. Przy drogach stoi więc mnóstwo pustych i zdewastowanych słupów.Czy zdjęcie z fotoradaru pomalowanego na szary kolor jest ważne i czy może posłużyć do ukarania kierowcy? Służby mają 3 lata na przemalowanie fotoradarów na pomarańczowy, widoczny z daleka kolor, natomiast nowe urządzenia mają od razu mieć jaskrawe barwy. Obecnie tylko pojedyncze sztuki spełniają wymagania aktualnych przepisów, jednak zdjęcia z szarych urządzeń są również ważne.Czy zdjęcia mogą być robione od tyłu? Tak. Właściciel pojazdu ma obowiązek wskazać kierującego w danym dniu i miejscu. W praktyce mniej niż połowa przyznaje się do osobistego kierowania swoim autem. 30 proc. kierowców wskazuje innego użytkownika, a 25 proc. bierze mandat za niewskazanie sprawcy.Czy fotoradary są nieomylne? Zdarzają się błędne pomiary prędkości lub zdjęcia samochodów innych niż te, którymi popełniono wykroczenie. Kierowca jest jednak na straconej pozycji – udowodnienie niewinności bywa możliwe tylko w skrajnych sytuacjach, gdy np. na zdjęciu widać ciężarówkę jadącą z prędkością 200 km/h.Czy zdjęcia wykroczeń mogą być dołączane do wezwań? Mogą być dołączane i wiele straży gminnych (miejskich) tak robi, wysyłając zapytania dowłaścicieli samochodów. GITD jednak nie ujawnia zdjęć, tłumacząc, że ułatwiłoby to dokonywanie przestępstw.