Podążanie za modą bywa kosztowne. Najlepszym tego przykładem jest Range Rover Evoque. Nieprzypadkowo Brytyjczycy umieścili go pod marką Range Rovera. Auto uosabia elegancję, wysoką jakość i przekonywać ma bogatym wyposażeniem.
Ale z drugiej strony mamy też stosunkowo niedrogą, inną brytyjską propozycję, a nawet „japończyka”. Mini Countryman czy Subaru XV także tanie nie są, ale – przyznajmy szczerze – cenowo nie odstają od typowych modeli gatunku SUV. Romans bez zobowiązań? Niezupełnie – bardziej popularni konkurenci za te same pieniądze zazwyczaj oferują więcej miejsca czy wyższy poziom funkcjonalności.
Można więc wybierać pomiędzy designem a nieco nudną poprawnością. Jeżeli nie jesteście gotowi na „zmarnowanie” pieniędzy lub wydanie dodatkowego grosza, lepiej nie czytajcie dalszej części tego porównania. Oczywiście, pełne rozsądnych rozwiązań SUV-y, takie jak Skoda Yeti i Nissan Qashqai, czy modele z nieco wyższej półki jak VW Tiguan i Ford Kuga, w kwestii ilości miejsca i ponoszonych wydatków są w tym segmencie niepokonane.
Być może rozważacie jednak bardziej indywidualną alternatywę i zaakceptujecie – mimo wyższych kosztów – również ustępstwa w kwestii użyteczności w życiu codziennym. Jeżeli priorytetem nie jest bardzo duży bagażnik lub nie jest Wam potrzebna najwyższa w klasie masa ciągniętej przyczepy, wówczas w grę wchodzić może Mini Countryman, Subaru XV lub Range Rover Evoque.
Ile kosztuje ekstrawagancja? Całkowicie nowy model Subaru – XV – jest krótszy i tańszy od Forestera. To prawdziwy crossover, w którym podwozie klasy SUV miesza się z karoserią hatchbacka segmentu C. Nasz „japończyk” ma najlepszą cenę wyjściową. Wadą jest łączenie wyposażenia dodatkowego w pakiety. Chcemy szyberdach? Proszę bardzo, ale tylko w Exlusive. Ksenony? Wystarczy, że wybierzemy odmianę Comfort.
Mini jest mniejsze, niż sugerowałby to jego wygląd. Zakup bazowej wersji Countrymana ALL4 SD wymaga wysupłania co najmniej 10 tys. zł więcej niż na Subaru. Warto jednak zauważyć, że można tu zaoszczędzić, wybierając słabszego diesla 1.6 (112 KM). Nie śmiemy proponować zakupu odmiany przednionapędowej – według naszego uznania to po prostu nie uchodzi.
Zdecydowanie najdroższy okazuje się Range Rover. Cena podstawowa blisko 195 tys. zł to jedyne… 84,7 tys. więcej niż za Subaru. Tak naprawdę nie uzasadnia jej nawet 5-letnia ochrona gwarancyjna…
Miłośnicy niebanalnego stylu bardziej niż pieniądze cenią coś zupełnie innego. Chodzi o możliwość dowolnego kształtowania wyposażenia i dobierania dodatków designerskich. Antracytowe obręcze kół, a może podsufitka w takim kolorze? Białe pasy na masce? To tylko parę przykładów z niekończącej się listy dodatków Mini.
Podobne możliwości daje Range Rover, pozostawiając do dyspozycji klientów np. 8 wzorów alufelg, liczne kolorystyki wnętrza (często bez dopłaty) czy specjalne rodzaje skóry. Oczywiście, wszystko to kosztuje, ale przecież jesteśmy na zakupach dla romantyków, a nie dla osób chodzących z kalkulatorem.
W przypadku Mini wiele jest jednak ograniczeń w funkcjonalności. Oczywiście, Mini Countryman to coś więcej niż tylko zwinna torba na zakupy w mieście i na wsi, którą wyposażono w napęd na wszystkie koła. Auto beztrosko pokonuje zakręty, bez problemu można też go zaparkować (małe gabaryty). Warte podkreślenia są również wyśmienite hamulce. Jednak komfort podróżowania to rzecz dyskusyjna. Przy standardowym zawieszeniu i 17-calowych kołach amortyzacja nie jest zła, „anglik” jednak słabo wytłumi hałas.
W kwestii drugiego rzędu siedzeń producent pozostawił nabywcy wybór. Pojedyncze fotele okazują się zaskakująco użyteczne, warto zastanowić się dobrze nad pozostawieniem standardowej opcji 4-miejscowej – niewielka szerokość wnętrza i tak nie pozwoli trzem osobom na komfortową jazdę. Bagażnik jest zdecydowanie mniejszy niż w dłuższym o 25 cm Range Roverze, pojemność 350 l nie daje nawet nadziei na pomoc przy przeprowadzce. Kierowca, który mimo wszystko chciałby pomóc, musi nastawić się na wiele kursów – ładowność to tylko symboliczne 359 kg. Dobijając leżącego dodajmy, że Mini pozwala podpiąć do haka przyczepę o masie całkowitej… zaledwie 800 kg.
W zamian, dzięki małej masie, oszczędnemu silnikowi z BMW oraz nastawionej na niskie obroty skrzyni biegów, Mini święci triumfy w kategorii spalania, które jest najniższe w teście i wynosi średnio 6,5 l/100 km. Co prawda, to aż o 1,6 l więcej niż deklaruje producent, ale i tak bardzo dobrze. Cięższy i szerszy Evoque potrzebuje 7 l. Podczas ruszania turbodiesla Mini łatwo zdusić, ale gdy pokonamy tę przeszkodę, to mamy wrażenie naprawdę dynamicznej i przyjemnej jazdy.
Range Rover Evoque z halewood to prawdziwe „ciacho”. Właśnie za nim na ulicy oglądają się przechodnie, a na stacjach benzynowych ludzie pytają, czy mogą obejrzeć wnętrze. Proszę bardzo, nie ma problemu, wnętrze jest bardziej niż reprezentacyjne. Wszystko zostało świetnie wykonane i z wysokiej jakości materiałów. Przestajemy się dziwić dopiero, gdy usłyszymy cenę: bazowe 194 tys. zł okazuje się praktycznie niemożliwe do utrzymania, prędzej będzie to 250 tys. zł, co bardziej wymagający przekroczą barierę 300 tys. zł!
Na szczęście Brytyjczycy już w wersji podstawowej zafundowali skórzane siedzenia i dwustrefową automatyczną klimatyzację, a do tego tempomat, imponujący zestaw ośmiu głośników do radia CD oraz tylne czujniki parkowania. Są one mocno wskazane z powodu mizernej widoczności do tyłu, co z kolei jest główną wadą w codziennym użytkowaniu atrakcyjnie ukształtowanego Evoque'a.
Widoczność na boki również nie wypada rewelacyjnie za sprawą dość szerokich lusterek i nisko opadającego słupka. Kolejny minus to duża jak na samochód tej klasy szerokość, która sprawia, że manewrowanie na parkingach i w garażach nie należy do rzeczy najłatwiejszych. Ale róża ma nie tylko kolce. Wnętrze zapewnia pasażerom wiele miejsca (imponująca szerokość), a dzięki dużym fotelom i wspaniałemu komfortowi wyśmienicie nadaje się i na codzienne, i na dalekie podróże. Z tyłu wystarczy miejsca dla osób dorosłych, można wytrzymać również na centralnym siedzeniu.
575 l pojemności bagażnika to więcej niż można się spodziewać po atrakcyjnej bryle. W subiektywnym odczuciu Evoque zdaje się też cichszy, niż pokazują to pomiary.
Range Rover jest o 294 kg cięższy niż małe Mini i o 316 kg cięższy niż dłuższe Subaru. Większą masę rekompensuje sobie bez problemów za pomocą mocniejszego turbodiesla. Jednostka skonstruowana przez Peugota, ale budowana przez Anglików osiąga 400 Nm momentu obrotowego – to o 14 proc. więcej niż diesel Subaru i aż 31 proc. więcej niż w silniku Mini pochodzącym z BMW. Evoque porusza się zatem bez problemów, niestety, notuje najgorsze średnie spalanie w teście (7,0 l). Z drugiej strony czy te dodatkowe 0,5 l przy tak wysokich cenach auta ma istotne znaczenie?
Subaru XV ma niespotykany poza Subaru silnik wysokoprężny typu bokser i – w takich samych warunkach co konkurenci – potrzebuje 6,7 l/100 km. Odmienna koncepcja jednostki napędowej nie przynosi wymiernych korzyści w kwestii hałasu, jednak odrobinę zmniejsza wibracje. Dużo większą wadą jest fakt, że diesel Subaru z opóźnieniem reaguje na wciśnięcie pedału gazu, ale potem jest wystarczająco mocny, podobnie jak silniki konkurencji.
W uzyskaniu dobrego przyspieszenia z pewnością pomaga niska masa własna – 1474 kg to najlepszy wynik w zestawieniu, niewiele jest modeli „SUV-opodobnych”, które mogą poszczycić się tak niską masą. Nowe Subaru XV ma stosunkowo twarde zawieszenie, co odczuwalne jest zwłaszcza na krótkich nierównościach. Jak na zupełnie nową konstrukcję zadziwia jedynie przeciętna skuteczność hamulców.
W przypadku raczej konserwatywnej marki Subaru odważnie uformowany XV jest niezwykłą nowością. Pasuje idealnie do naszego porównania, ponieważ również on rezygnuje z pewnych wartości użytkowych na korzyść efektów wizualnych. Zauważamy to, patrząc na oferowaną ilość miejsca – mimo większej długości Subaru ma mniej miejsca dla pasażerów (mała szerokość kokpitu) i na bagaże niż Range Rover Evoque. W Subaru opadająca ku tyłowi linia dachu oraz skośna klapa bagażnika wiążą się automatycznie z rezygnacją z dużej przestrzeni. Kufer ma niewielką pojemność, jest co prawda głęboki, ale wąski w górnej części.
Kreatywność Japończyków skończyła się przed projektowaniem wnętrza. Tam, gdzie Mini przyciąga zabawnymi rozwiązaniami, a Evoque kusi wyszukaną atmosferą klubową, Subaru oferuje jedynie przeciętność. Nie ma też dodatków pozwalających zindywidualizować swój egzemplarz. Forma i ogólne wrażenie w kwestii materiałów to przeciętność i dopasowanie do realiów.
Teren nie jest z pewnością miejscem, gdzie nasze „ślicznotki” spędzać będą większość czasu. Można zadać nawet pytanie: czy w ogóle się tam pojawią? Na wszelki wypadek zbadaliśmy również taką kategorię.
Największą niewiadomą jest – ciągle jeszcze mało popularne – Mini. Chyba jednak nikt nie spodziewa się, że firma bez terenowych tradycji (Countryman to pierwszy model z napędem 4x4) stworzy pożeracza bezdroży. Przeszkadza bardzo mizerny prześwit. Do tego dochodzi 1. bieg ze zbyt długim przełożeniem, które sprawia, że podjeżdżanie pod górę lub jazda po błocie i w śniegu na dłuższą metę stają się męczarnią dla sprzęgła.
Z dobrymi właściwościami terenowymi kojarzy nam się Subaru. Pamiętamy Forestery, które – mimo że są SUV-ami – wyposażano w przekładnie redukcyjne. I ten stały napęd… Nie rozpędzajcie się jednak zbytnio – reduktor zarezerwowano tylko dla Subaru XV z silnikiem benzynowym 1.6. Nie wszystkie modele mają też stały napęd 4x4 – w odmianach z „automatem” w miejscu centralnego dyferencjału pracuje międzyosiowe sprzęgło. W naszym aucie jest skrzynia manualna (w dieslu brak możliwości wyboru), mamy więc centralny dyferencjał, ale bez opcji jakiejkolwiek blokady mechanicznej – tylko z automatyczną. Podoba się za to duży prześwit: 210 mm to porządny wynik. Wada? Niski i długi „nos” z narażonym na uszkodzenia spojlerem zderzaka.
Największych terenowych aspiracji należy spodziewać się po produkcie Land Rovera. Co prawda, ma być to bardziej arystokratyczny Range Rover, jednak wiele elementów pochodzi z Freelandera (auta są produkowane w tym samym zakładzie). To żadna ujma, szczególnie że Evoque przejęło m.in. układ napędowy. Z międzyosiowym sprzęgłem Haldex i niskoprofilowymi oponami nie zwojujemy tym autem nie wiadomo ile, ale spory prześwit i elektroniczne dodatki pozwalają prześcignąć Subaru.
Nie chodzi nam w tym momencie o układ start-stop, bardziej o możliwość pełnego wyłączenia ESP, system wspomagający trakcję (programyTerrain Response ustawiające auto w zależności od nawierzchni) czy wspomaganie zjazdu z góry i podjazdu. Na uwagę miłośników terenu zasługują również zręcznie uformowane zwisy karoserii. Kupując najmniejszego Range Rovera, otrzymujemy ponadto zaskakująco przydatny w życiu codziennym samochód z napędem 4x4 – niedościgniony w kwestii ładowności i masy ciągniętej przyczepy.
Zwycięża Evoque, gdyż mimo sportowej formy ma wystarczającą wartość użytkową na ulicy i w terenie. Ale ta cena! Sztywne Subaru cieszy klientów niskimi kosztami i wysokim prześwitem. Zwinne Mini samo degraduje się do roli zabawki, rozczarowuje np. niska przydatność w terenie.