• zobacz, co mówią przepisy
  • dlaczego kolarze wolą jezdnię dla samochodów od drogi dla rowerów?
  • uruchom zdrowy rozsądek, to dobry doradca

Na początek – mała powtórka z przepisów.

Jeżeli tylko legislator w międzyczasie czegoś nie zmienił – bo ustawa obejmująca prawo o ruchu drogowym jest synonimem chaosu, a wraz z towarzyszącymi jej rozporządzeniami może się okazać nie do przejścia dla poszukującego logiki człowieka – to gdy obok jezdni znajduje się ścieżka rowerowa, rowerzysta powinien ją wybrać i nie jechać po jezdni lub części jezdni dla samochodów.

Są od tego jednak wyjątki.

Jeżeli ścieżka jest niewidoczna i nie wskazują na nią znaki po prawej stronie ulicy (te po lewej są bowiem powtórzeniem znaków po prawej) to rowerzysta, przynajmniej teoretycznie, może pojechać po ulicy.

Przykładem może być droga jednojezdniowa, po której prawej stronie – tej, którą jedziemy – ścieżka nie występuje, jest za to po lewej, za barierą dźwiękochłonną, o czym nie informują znaki po prawej stronie ulicy.

Jeżeli założymy ponadto, że istnieją jednokierunkowe drogi dla rowerów, to mamy obowiązek jechać tą ścieżką dla rowerów, która wytyczona została do jazdy w naszym kierunku ruchu.

Nie musimy więc zjeżdżać z ulicy na ścieżkę rowerową, którą jedzie się pod prąd. Co więcej, nie musimy też wjeżdżać na ścieżkę, która wiedzie tam, gdzie nie planujemy jechać, np. skręca w bok w osiedle za kilkadziesiąt metrów, a my zamierzamy jechać prosto.

Ma to sens, bo sam manewr zjazdu z ulicy i wjazdu na nią, wykonywany w niewielkich odstępach czasu, wygenerowałby większe ryzyko, niż przejechanie tych kilkudziesięciu metrów dalej po ulicy, którą i tak się dotąd poruszaliśmy.

Nie wypada też wymagać od rowerzysty, aby jechał po drodze rowerowej, na której w poprzek parkują samochody, czyniąc ją nieprzejezdną, chociaż przepisy nie precyzują, jak się w takiej sytuacji zachować.

Tyle o ścieżce rowerowej. A chodnik?

Po chodniku nie wolno jeździć rowerem, chyba że:

  • rowerzysta pilnuje maksymalnie dziesięcioletniego dziecka, które porusza się po chodniku na swoim rowerze,
  • kiedy kaprysy pogody nie sprzyjają bezpiecznej jeździe rowerem po ulicy (mgła, oberwanie chmury, śliska jezdnia),
  • dopuszczalna prędkość na jezdni przekracza 50 km/h a chodnik ma przynajmniej dwa metry szerokości.

Te zasady są sensowne: jazda z dzieckiem po ulicy byłaby ekstremalną głupotą, a przy bardzo złej pogodzie kierowcy samochodów mają bardzo ograniczoną widoczność i mogliby nie zauważyć rowerzysty. Podobnie ryzyko wzrasta wraz ze zwiększeniem się różnicy prędkości samochodów względem rowerzystów.

Są też okoliczności, w których bezwzględnie nie wolno jeździć rowerem po ulicy. Taki zakaz panuje na autostradzie i drodze ekspresowej. Ponieważ rowerzysta, jadący jezdnią dla samochodów, musi przestrzegać przepisów dotyczących wszystkich uczestników ruchu, to obowiązują go – co oczywiste – także znaki w rodzaju zakazu wjazdu.

A teraz zobacz, skąd pomysł na ten artykuł.

Otóż zielonogórscy kolarze, którzy trenują na rowerach szosowych, odmawiają korzystania ze ścieżek rowerowych. Nietrudno domyślić się uzasadnienia: przy prędkościach, jakie rozwijają, stanowiliby na ścieżkach dla rowerów zagrożenie dla siebie i innych rowerzystów.

Zielonogórscy kolarze-amatorzy urządzają sobie na drogach publicznych treningi, na których osiągają prędkość rzędu 40-50 km/h. Oprócz tego, raz w tygodniu na drogi rusza kulkudziesięciu miłośników sportowej jazdy rowerem. Uczestnicy tych wydarzeń słusznie obawiają się, że po zbudowaniu ścieżek rowerowych na trasie ich treningów, policja i kierowcy będą na nich wymuszali zjazd na ścieżki rowerowe.

Ale zaraz… Wymuszali?

Przecież mówią o tym przepisy. Rower powinien jechać po drodze dla rowerów, czy to sportowy czy spacerowy. No pomyślcie: czy jak ktoś ma sportowy samochód, to jeździ nim dwukrotnie szybciej od innych samochodów i urządza sobie sportowe treningi na drogach publicznych?

Od takich treningów są zamknięte tory, niedostępne dla ruchu. Oczywiście riposta pojawia się natychmiast: przecież w Polsce właśnie tak jest. Kierowcy szybszych samochodów jeżdżą zdecydowanie szybciej od kierowców przeciętnych aut, mimo że ci drudzy rozwijają już maksymalną prędkość, dopuszczalną na danym odcinku drogi i też mogliby jechać szybciej.

Tylko czy to jest bezpieczne i uczciwe?

No właśnie. Jeżeli kierowca samochodu chce się wyszaleć, to nie postuluje, aby udostępniono mu np. pas dla autobusów do jazdy po mieście 120 km/h. Czy więc kolarze mają prawo postulować, żeby ze ścieżki rowerowej wpuścić ich na ulicę między samochody, bo rowerzyści na ścieżce jadą za wolno?

Zarówno kierowcy samochodów, jak i kolarze, mają swoje argumenty. Kierowcy chcą jeździć płynnie i bezpiecznie, czyli jak najmniej wyprzedzać i utrzymywać w miarę możliwości stałą prędkość jazdy. 40-50 km/h to dla roweru dużo, a dla samochodu niewiele. Dlaczego więc kierowcy aut mają dostosować się do rowerów, poruszających się drogą nieprzepisowo, zamiast po ścieżce rowerowej?

Rowerzyści z kolei twierdzą, że jeżdżą zbyt dużą grupą, aby zmieścić się na ścieżce. Nie chcą stwarzać zagrożenia dla dzieci na rowerkach dziecięcych, ani dla rowerzystów jadących rekreacyjnie. „W mieście, jak najbardziej możemy korzystać ze ścieżek rowerowych, dojeżdżając na trening. Ale poza miastem jedziemy szosą, bo to jest kolarstwo szosowe” – mówi jeden z kolarzy.

Czy można odmówić im racji?

Trudno tu o złoty środek. Przepisy są nieubłagane i kierują kolarzy na ścieżkę. Z kolei inni rowerzyści z pewnością nie chcieliby, aby grupa kolarzy pędziła wąską ścieżką dla rowerów między innymi, często niesfornymi, rowerzystami.

Ale to nie wszystko. Ponieważ przepisy mówią tylko o obowiązku poruszania się drogą dla rowerów, która znajduje się po prawej stronie jezdni, to kolarze będą mogli jeździć legalnie po jezdni w jedną stronę, ale z powrotem już nie.

To wszystko wygląda wielowątkowo.

Tylko przyznajmy sami: czy respektujemy przepisy, nie będąc trenującymi kolarzami? Z tym jest różnie. Ile razy widzieliście drogę z poprowadzoną obok ścieżką rowerową, gdzie po jezdni dla samochodów powoli jedzie rower?

Niejednoznaczna postawa środowisk rowerowych też może być irytująca. Z jednej strony słyszymy postulaty o budowę ścieżek dla rowerów, a z drugiej nie wszyscy cykliści chcą z nich korzystać, nawet jeżeli nakazują im to przepisy.Jak to zwykle bywa, z pomocą przychodzi zdrowy rozsądek.

Czy kolarze muszą trenować na drogach publicznych?

Muszą, bo obiekty sportowe dla kolarzy to u nas egzotyczny temat. Czy nie mogą wybierać tras, gdzie nie ma ścieżek rowerowych, co byłoby najprostszym rozwiązaniem, kończącym konflikt?

Widocznie z jakiegoś powodu nie chcą lub nie mogą tego zrobić.

No i w końcu trudno przesądzić, kto tu ma stuprocentową rację. Przepisy trzeba szanować, ale czy także wtedy, gdy ich obejście ograniczy ryzyko dla innych rowerzystów na ścieżkach rowerowych? Pytam retorycznie, bo przepisy wypada szanować, choćby po to, żeby móc zaufać innym, którzy ich rakże przestrzegają. A może te treningi kolarskie jednak dałoby się przeprowadzać gdzie indziej? I co na to zawodowi kolarze? Czy ich też kierowcy chcieliby przepędzać z drogi?

Szanujmy przepisy i siebie nawzajem, a będzie nam wszystkim łatwiej na drodze. A jakie są Wasze doświadczenia z rowerzystami, jadącymi po jezdni dla samochodów, albo z kolarzami, pędzącymi po ścieżkach rowerowych? Gdzie – jako kierowcy i rowerzyści – wolelibyście ich (lub siebie) widzieć?