• Przestępcy wymuszający odszkodowania wykorzystują błędy innych kierowców
  • Najbardziej narażeni na działania drogowych prowokatorów narażeni są kierowcy jadący niepewnie, korzystający w czasie jazdy z telefonu komórkowego
  • Celowe doprowadzenie do kolizji, nawet jeśli to inny kierowca np. wymusił pierwszeństwo, jest przestępstwem!

Niedawno w jednym z serwisów internetowych umożliwiających publikowanie filmów pojawił się profil z kilkoma nagraniami dokumentującymi niebezpieczne sytuacje na stołecznych drogach. Wśród nich pięć filmów przedstawia kolizje, w tym jedną, która tylko cudem nie zakończyła się tragedią. Jeśli wierzyć opisom filmów, do wszystkich zdarzeń doszło w ciągu kilku miesięcy (od lutego do czerwca 2019 roku) i we wszystkich rzekomym poszkodowanym był ten sam kierowca, choć prawdopodobnie poruszający się różnymi autami.

Czy to na pewno tylko pech i nieuwaga? Foto: Zrzut ekranu YouTube / Auto Świat
Czy to na pewno tylko pech i nieuwaga?

Pechowiec czy prowokator?

Wyjątkowy pechowiec? Niekoniecznie! Na wszystkich nagraniach widać, że kierowca jednego z aut popełnia ewidentne wykroczenie – zajeżdża drogę, wymusza pierwszeństwo. Na wszystkich widać też, że autor nagrania nieszczególnie stara się zapobiec skutkom wykroczenia popełnionego przez innych kierowców, niekiedy wygląda to wręcz tak, jakby dokładał do tej sytuacji swoją cegiełkę, utrzymując się w martwym polu drugiego auta.

Finalnie dochodzi do kolizji, z których jedna wygląda wyjątkowo dramatycznie – auto, które zajechało drogę „filmowcowi”, zostaje wybite z toru jazdy, obraca się i tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie wpada na przejście dla pieszych i chodnik, bo uderza z potężnym impetem w słup. Powstaje więc pytanie, czy osoba nagrywająca filmy po prostu nie ma wystarczającego refleksu, żeby prowadzić auto i odpowiednio zareagować na zagrożenie powodowane przez innych kierowców, czy może to pozbawiony skrupułów wyłudzacz odszkodowań albo samozwańczy „mściciel”, chcący karać i wychowywać innych kierowców. Podobnych przypadków jest oczywiście więcej.

Jeśli możesz uniknąć kolizji, a tego nie robisz, stajesz się co najmniej współwinny!

W 2017 roku poznańska policja zatrzymała 6 osób pod zarzutem wyłudzania odszkodowań od firm ubezpieczeniowych. Prokuratura zarzuciła im, że „inspirowały” kolizję, wykorzystując nieznajomość przepisów ruchu przez innych uczestników ruchu. Według ustaleń policji i prokuratury do „polowań” na kierowców dochodziło m.in. na rondach. O tym przypadku zrobiło się bardzo głośno, bo wśród zatrzymanych był funkcjonariusz policji i członkowie stowarzyszenia, które wśród statutowych celów miało troskę o bezpieczeństwo drogowe i przestrzeganie przepisów.]

Tak prowokują kolizje

Przestępcy wymuszający odszkodowania mają różne metody – oczywiście, czasem cała szkoda jest sfingowana od początku do końca, wszystkie osoby biorące udział w kolizji są podstawione. Tyle że w takiej sytuacji ryzyko wpadki jest większe, w dodatku w tym samym składzie nie da się już takiej „ustawki” powtórzyć – lepiej więc zapolować na niczego nieświadomą ofiarę, poczekać na odpowiedni moment i sprowokować do ryzykownego zachowania. Do najłatwiejszych celów należą osoby starsze, kierowcy korzystający z telefonu w czasie jazdy, jadące niepewnie kobiety. Najpopularniejsze miejsca prowokowanych kolizji to ronda i skrzyżowania równorzędne.

Prowokowanie kolizji Foto: Piotr Czypionka / Auto Świat
Prowokowanie kolizji

Ktoś cię wpuszcza? To może być pułapka!

Szczególnie perfidny sposób naciągaczy: na skrzyżowaniu oszust mający pierwszeństwo daje przyszłej ofierze znak, że ją przepuszcza, a w momencie, kiedy ta korzysta z jego „uprzejmości”, ten gwałtownie rusza i doprowadza do kolizji. Oczywiście, na miejsce może zostać wezwana policja, ale przecież sytuacja wydaje się oczywista – zwykle winą jest obarczana osoba, która wymusiła pierwszeństwo. A to, że ktoś rzekomo miał przepuszczać na skrzyżowaniu? Po pierwsze, nawet jeśli w aucie ofiary była kamerka, to prawdopodobieństwo, że zapraszający gest oszusta się nagrał, jest minimalne. Po drugie, ofiara może nawet usłyszeć od policji, że przecież taki gest nie zmienia zasad pierwszeństwa na skrzyżowaniu, bo „kierowca nie jest upoważniony do kierowania ruchem”. Inny złośliwy trik: gwałtowne hamowanie na prostej drodze, niekiedy z wyłączonymi światłami stopu. Oszust zawsze może przecież powiedzieć, że hamował przed pieszym, psem lub kotem, który przebiegał przez drogę, a oczywiście osoba jadąca z tyłu mogła tego „zagrożenia” nie zauważyć.

Prowokowanie kolizji Foto: iStock / Auto Świat
Prowokowanie kolizji

Atak psychologiczny, żebyś poczuł się winny

Natychmiast po kolizji naciągacze przystępują do psychologicznego ataku, żeby wywołać u swoich ofiar poczucie winy. Często na miejscu od razu znajdują się podstawieni świadkowie. To wszystko po to, żeby ofiara nie miała czasu na to, by się zastanowić nad tym, jak rzeczywiście doszło do kolizji, i żeby podpisała oświadczenie o swojej winie.

W Polsce to niezbyt częste zjawisko, ale zdarzają się też próby wyłudzeń polegające na tym, że na powoli jadące auto rzuca się pieszy albo pod nadjeżdżający samochód wpada rowerzysta lub skuterzysta. W takich przypadkach oszuści czasem nie chcą odszkodowania od ubezpieczyciela – może chodzić o wyciągnięcie pieniędzy na miejscu za niewezwanie policji. Oczywiście, nie za wszystkimi wyłudzeniami odszkodowań stoją zawodowi przestępcy – zdarza się też, że np. ktoś ma uszkodzone auto i szuka „jelenia”, którego naciągnie na naprawę samochodu.

Drogowi nauczyciele i mściciele

Wielu sprawcom prowokującym kolizje nie chodzi wcale o pieniądze – są też i tacy, którzy robią to w imię zasad. Ważniejsze jest dla nich to, żeby udowodnić, że np. to oni mieli pierwszeństwo, a nie to, żeby kolizji czy wypadku uniknąć. To, że ktoś popełnia przestępstwo z poczucia misji, a nie z chęci zysku, zmienia jego sytuację prawną (inna kwalifikacja prawna), jednak nie zwalnia z odpowiedzialności.

Łatwiej o dowody

Udowodnienie, że ktoś celowo doprowadził do kolizji, z reguły jest bardzo trudne, ale to nie oznacza, że oszustom zawsze uchodzi to na sucho. Zwalczaniem takiego procederu najbardziej zainteresowane są firmy ubezpieczeniowe, one też mają najlepsze narzędzia analityczne do badania takich spraw. Od pewnego czasu ubezpieczyciele w przypadku szkód interesują się nie tylko rzekomymi sprawcami – w bazach danych firm ubezpieczeniowych są odnotowywane również „ofiary”. Jeśli ktoś ma podejrzanie dużego pecha, nawet jeżeli miewa kolizje różnymi autami, zarejestrowanymi na różne osoby i ubezpieczonymi w różnych firmach, to wcześniej czy później przy kolejnej szkodzie sprawa może trafić do działu zajmującego się wyłudzeniami. Służy do tego m.in. centralna baza szkód, prowadzona przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny.

Ubezpieczyciele ścigają oszustów

Na podstawie dokładniejszej analizy zdarzeń fachowcy mogą dokopać się do dowodów, np. w większości nowych aut da się ze sterowników wyciągnąć informację o tym, czy w momencie kolizji ktoś hamował, czy wciskał gaz, czy miał włączony kierunkowskaz. Można też ustalić, czy uszkodzenia odpowiadają deklarowanemu przebiegowi kolizji. Wbrew pozorom wiele takich spraw kończy się zidentyfikowaniem sprawców. Według raportu Polskiej Izby Ubezpieczycieli w 2017 roku (dane za ubiegły rok nie zostały jeszcze opublikowane) ubezpieczyciele udaremnili wyłudzenia z samochodowych polis AC i OC na kwotę ponad 138 mln złotych! Ponad 55 proc. wyłudzeń dotyczyło komunikacyjnego OC.