• bezpieczna prędkość zależy nie tylko od pogody czy stanu nawierzchni
  • kluczem do bezpiecznej jazdy jest zachowanie kontroli nad sytuacją na drodze
  • możesz łatwo podnieść poziom bezpieczeństwa podczas prowadzenia pojazdu

Jeżeli jedziemy przez pola, na drodze nie ma pieszych, pogoda jest idealna, a auto sprawne technicznie, to można (ale nie trzeba) utożsamiać prędkość bezpieczną z najwyższą dopuszczalną prędkością na danym odcinku drogi.

Wbrew temu, co najczęściej myślimy, pomstując na bezmyślnie ustawiane ograniczenia (a jest ich niemało), w wielu miejscach za znakiem ograniczenia prędkości stoją statystyki i wiedza na temat ryzyka w ruchu drogowym. Tylko czy jazda z przepisową prędkością, pokazaną na znakach, będzie zawsze bezpieczna?

Oczywiście, że nie.

Zdecydowanie nie. Wystarczy, że na wywołanym na początku odcinku drogi pozamiejskiej zacznie padać deszcz i ograniczy przyczepność, a przy okazji widoczność. Nagle tam, gdzie 90 km/h było prędkością bezpieczną, trzeba będzie jechać nawet 50 km/h i to też nie oznacza gwarancji bezpieczeństwa.

Żadnej gwarancji.

Bo tak naprawdę nie ma prędkości, która zawsze gwarantuje bezpieczną jazdę, nie tylko ogólnie (sam pomysł wydaje się absurdalny) ale też na danym odcinku drogi. Podczas mgły nawet 20 km/h może nie zapewnić bezpieczeństwa, bo przy skrajnie niskiej przejrzystości powietrza jazda w ogóle nie jest możliwa, chyba że ktoś jest samobójcą.

Co więc jest gwarancją bezpieczeństwa?

Na przykład doświadczenie. Zdrowy rozsądek. Tylko aby to zadziałało, musi być spełniony pewien bardzo trudny do spełnienia warunek. Droga to system naczyń połączonych, albo lepiej – rozległy „ekosystem”. Innymi słowy to, że Ty jedziesz rozsądnie, nie załatwia sprawy.

Inni uczestnicy ruchu też muszą zachować rozsądek i ostrożność, z pełnym priorytetem bezpieczeństwa, aby – tu nieco nadużyjemy tego słowa – zagwarantować Ci bezpieczne dotarcie do celu. Pomijając zdarzenia losowe (np. drzewa obalone przez wiatr, przebicie opony), zdrowy rozsądek za kierownicą, wdrożony przez wszystkich kierowców, uratowałby niejedno życie i zdrowie. I teraz pora postawić zasadnicze pytanie:

Czy ktoś nast tego uczy?

Czy z czystym sumieniem możemy powiedzieć, że na kursie prawa jazdy ktoś próbował nam wpoić ideę wspólnoty na drodze? „Jestem życzliwy dla innych, to inni będą życzliwi dla mnie. Prosty układ, z korzyścią dla obu stron. Wszystkim będzie łatwiej, a jazda będzie relaksem i przyjemnością”. Słyszeliście coś takiego?

Ja – autor – niespecjalnie. Tu trzeba skręcać tak, tego puścić, tam poczekać. Technika jazdy i to wszystko. A przecież nawet wtedy, gdyby większość kierowców była dobra technicznie, ale każdy nadal miał innych gdzieś, to te umiejętności techniczne pomogą głównie w sytuacjach awaryjnych, ale jeżeli chodzi o prewencję, to nadal będzie to przemoc na drodze.

Ale wróćmy do naszej prędkości bezpiecznej…

…bo to ciekawy i nieczęsto poruszany temat. Pominiemy już warunki drogowe, bo to (choć nadal nie dla wszystkich) rzecz oczywista. Kiedy jest ślisko, jedziemy wolniej, podobnie kiedy niewiele widać, bo wycieraczki nie nadążają ze zbieraniem wody z przedniej szyby.

Ale wyobraź sobie, że możesz poprawić bezpieczeństwo w bardzo prosty sposób. I zaraz go poznasz, po czym szybko wdrożysz do codziennej jazdy, bo jest to bardzo proste. O co dokładnie chodzi?

O to, ile elementów na drodze możesz śledzić w danej chwili. Każdy ma do tego indywidualne predyspozycje, inną szybkość reakcji, inną podzielność uwagi. Dlatego Ciebie interesują dwa parametry:

  • ile elementów możesz bezpiecznie śledzić w danej chwili, w danych warunkach i w konkretnej sytuacji drogowej, aby zachować pełną kontrolę i móc planować bieg wydarzeń,
  • jaką rezerwę trzeba zostawić dla innych kierowców, którzy mogą np. zagapić się, zamyślić, rozmawiać z pasażerem lub przez komórkę, albo w ogóle nie zanotować Twojej obecności na drodze, bo patrzą w innym kierunku.

Posłużmy się prostym przykładem.

Jedziesz przepisowe 50 km/h przez miasto. Ulica jest pusta, wszędzie zielone światła, brak pieszych. Pogoda znakomita, Twoje auto w dobrym stanie. Można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że ta prędkość jest dla Ciebie bezpieczna. Dałoby się tam jechać nawet 80 km/h, ale Ty jesteś mądrym kierowcą i jedziesz 50 km/h, więc te "brakujące" 30 km/h to Twoja rezerwa bezpieczeństwa. Twoja i innych uczestników ruchu.

Ale gdyby do tego krajobrazu dodać rowerzystów, przejścia dla pieszych bez sygnalizacji świetlnej, do tego inne samochody, skrzyżowania o słabej widoczności, nerwowo jadącego kierującego za Tobą, to okaże się, że te 50 km/h już bezpieczne nie będzie.

Dlaczego?

Dlatego że nie jesteś w stanie kontrolować wszystkich wymienionych elementów. Może i jesteś w stanie dostrzec je kątem oka, ale w razie sytuacji awaryjnej pozostanie Ci wyłącznie awaryjna reakcja, bo na inną nie będziesz w stanie się przygotować.

Wystarczy, że będziesz np. wyprzedzać rowerzystę. Skupisz na nim wzrok. Umknie Twojej uwadze pieszy, który wejdzie na przejście. Jeżeli zahamujesz gwałtownie, wjedzie na Ciebie auto siedzące Ci z tyłu na zderzaku i wepchnie na pieszego. Lewą stroną pieszego nie ominiesz, bo z przeciwka jadą inne auta. A pieszego nie udało Ci się zobaczyć wcześniej, bo trzeba było uważać na sygnalizację świetlną, rozglądać się na skrzyżowaniach bez tej sygnalizacji (a widoczność była słaba), śledzić gościa co jedzie z tyłu, przestawić klimatyzację na wyższą temperaturę, zmienić stację w radiu, zajrzeć co to za SMS przyszedł…

Takie coś Ci się nie przytrafi?

Proszę bardzo, oto inna sytuacja. Jedziesz drogą pozamiejską, tak jak zwykle się u nas jeździ, czyli około 100 km/h. Droga jest niemal pusta, pogoda świetna, nie ma rowerzystów ani pieszych. Mimo że to niezgodne z przepisami i nikomu tego nie polecamy, można powiedzieć, że taka jazda jest dla Ciebie bezpieczna.

Ale wystarczy, że będziesz jechać w kolumnie, omijał pieszych, wyprzedzał rowerzystę, a z przeciwka ktoś zacznie wyprzedzać „na trzeciego” i z prędkości bezpieczniej nici. Tutaj dopiero bardzo znaczna redukcja prędkości jazdy może przynieść rezerwę bezpieczeństwa, którą uzyskasz nie tylko dzięki temu, że ewentualne zderzenie czy potrącenie przy 60 km/h będzie miało mniej drastyczne skutki niż przy jeździe „setką”, lecz także dzięki temu, że po prostu mniej będzie się działo w każdej sekundzie jazdy.

Twój umysł będzie w stanie nadążyć za zmianami sytuacji na drodze, śledzić wszystkie potencjalnie niebezpieczne czynniki i przygotować Cię do odpowiedniej reakcji obronnej, gdyby coś poszło nie tak.

Skrajnym przypadkiem takiego przygotowania i obserwacji jest jazda defensywna, w której kierowca zakłada, że jeżeli ktoś może popełnić jakiś błąd, to go popełni. Wtedy (prawie) nic Cię nie zaskoczy.

Ale aby technika defensywna zadziałała, niezbędne jest stałe dostosowywanie prędkości jazdy do sytuacji na drodze. Tak, aby można było nadążyć za tym, co się dzieje. Choćby pogoda była idealna, a auto superbezpieczne. Choćby za kierownicą siedział kierowca rajdowy, potrafiący wykręcić „Aaltonena”, nie zwalniając. Jeżeli świat wokół biegnie za szybko, nie panujesz nad nim, a w pewnym momencie on zaczyna panować nad Tobą. I pomijając niepotrzebne ryzyko...

...to zdecydowanie nie jest przyjemne.

Podskoczy Ci puls (i pewnie też ciśnienie), spanikujesz (albo nie), powalczysz z autem, uznasz że znowu miałeś albo miałaś szczęście, ktoś może przy okazji wjedzie do rowu albo w coś uderzy, zdenerwujesz się. Po co Ci to?

Droga to nie gra, a życie masz tylko jedno. Jeżeli weźmiesz sobie do serca to co tu zostało napisane – a to naprawdę proste rzeczy – sam lub sama będziesz wiedzieć, kiedy zwolnić, żeby było bezpiecznie. Obserwuj drogę. Analizuj. I z każdą minutą jazdy szlifuj te umiejętności, aby stać się jeszcze lepszym kierowcą.

Jeżeli będziesz trenować odpowiednio wytrwale, to kiedyś – i bardzo Ci tego życzę – wnikliwa obserwacja drogi i dostosowanie prędkości do własnej szybkości percepcji staną się automatycznymi odruchami. A wtedy każda jazda stanie się dla Ciebie przyjemnością.

I tu jest potrzebne wsparcie. Komentujcie :)