Jak wytłumaczyć fakt, że w tegorocznym budżecie państwa przewidziano wpływy z mandatów na poziomie 1 mld 200 mln zł? W ciągu pierwszych kilku miesięcy roku ściągnięto – głównie z powodu nieudolności Inspekcji Transportu Drogowego, której powierzono obsługę systemu fotoradarów – zaledwie ułamek tej kwoty, więc plany na pozostałe miesiące są jeszcze bardziej ambitne.
Podobnie rosną planowane wpływy z mandatów w budżetach gmin, co sugeruje, że nie tyle chodzi o zmniejszenie liczby wykroczeń, ile o większą liczbę płatników. Oczywiście pośrednio ma to też wpłynąć na poprawę bezpieczeństwa na drogach, bo kierowcy, z obawy o stan portfeli, w końcu być może nieco zwolnią.
Ukryte radary to nie prewencja
O tym, że w „radarowym biznesie” chodzi głównie o pieniądze, świadczy sposób działania służb odpowiedzialnych za kontrolę ruchu drogowego. Gdyby celem rzeczywiście była profilaktyka, radary byłyby umieszczane głównie w widocznych miejscach, tam gdzie rzeczywiście należy uspokoić ruch, np. przed szkołami, przejściami dla pieszych.
Tymczasem wśród straży miejskich coraz popularniejsze stają się fotoradary w obudowach stylizowanych na śmietniki albo przenośne, z którymi ukrywają się w krzakach – wielu kierowców nawet nie wie, kiedy zrobiono im zdjęcia. Dowiadują się o tym dopiero kilka tygodni po popełnieniu wykroczenia, kiedy dostają wezwanie do zapłacenia mandatu.
Płatnik ważniejszy od sprawcy
Sam sposób karania też wcale nie wskazuje na to, żeby chciano wyeliminować z ruchu kierowców, którzy jeżdżą niebezpiecznie. Jedynie policja rzeczywiście stara się karać sprawców wykroczeń.
Dla straży miejskich i gminnych oraz dla ITD w przypadku wykroczeń rejestrowanych przez fotoradary nazwisko osoby, która znajdowała się za kierownicą jadącego zbyt szybko auta, nie ma większego znaczenia – liczy się tylko, żeby ktoś zapłacił karę.
Dlatego często na wezwaniu, które jest wysyłane do właściciela pojazdu, proponowane są trzy możliwości: przyznanie się do winy (oznacza to przyjęcie mandatu i punktów karnych), wskazanie innej osoby, która wówczas kierowała pojazdem (wtedy kolejne wezwanie wysyłane jest do wskazanej osoby) oraz najczęściej wybierana opcja, czyli niewskazanie winnego.
To zwykle kończy się ukaraniem właściciela auta mandatem, ale nie za wykroczenie drogowe, lecz za niewskazanie sprawcy, czyli bez punktów karnych. Tylko w latach 2009-2010 straże gminne i miejskie nałożyły w ten sposób ok. miliona (!!!) mandatów na łączną kwotę ok. 300 mln zł.
Zdaniem Najwyższej Izby Kontroli uczyniły to bezprawnie. Straż miejska nie ma uprawnień do karania za niewskazanie sprawcy wykroczenia drogowego, a jedynie za samo wykroczenie.
Niewskazanie kierującego pojazdem jest wykroczeniem, ale w takiej sytuacji strażnicy powinni wystąpić do policji o ustalenie i ściganie sprawcy. Zwykle jednak tego nie robią.
Dlaczego? To proste: tu chodzi o pieniądze!
Jeśli strażnik gminny wystawi mandat, a kierowca go zapłaci, to pieniądze te stanowią tzw. dochód własny gminy. Jeżeli jednak sprawa trafi do organów niezwiązanych z samorządem (policji, sądu), to nałożona na sprawcę grzywna zasili budżet państwa.
Tymczasem w wielu gminach straż wyposażona w fotoradary jest głównym źródłem przychodów. Najbardziej żerują na tym małe miejscowości znajdujące się przy uczęszczanych trasach krajowych.
Strażnicy gminni w niewielkiej Kobylnicy w województwie pomorskim wystawiają rocznie więcej mandatów za przekroczenie prędkości niż cała straż miejska w Warszawie!
Straże miejskie i gminne często nadużywają swoich uprawnień, nakładają mandaty w sposób nielegalny, przez co powodują utratę zaufania obywateli do administracji publicznej – taka też konkluzja znalazła się w dokumentach pokontrolnych Najwyższej Izby Kontroli.
Niestety, mimo druzgocącego raportu kontrolerów, praktyki podobne do tych, jakie piętnowano u straży gminnych, stosuje teraz Inspekcja Transportu Drogowego.
Inspektorzy niezbyt dociekliwi
O ile strażnicy prawie zawsze dołączają do wezwania zdjęcie z fotoradaru, na którym właściciel pojazdu mógł się rozpoznać lub nie, to Inspekcja posuwa się o krok dalej: właściciel nie może zobaczyć zdjęcia, na którym zarejestrowano wykroczenie, dopóki nie odmówi przyjęcia mandatu.
Wtedy sprawa kierowana jest do sądu i domniemany sprawca ma możliwość wglądu w materiał dowodowy. W takim wypadku jedynym sposobem, żeby uniknąć ryzyka złożenia fałszywego zeznania, jest... oświadczenie, że się nie wie, kto siedział za kierownicą.
To jednocześnie korzyść: kierowca nie dostaje punktów karnych i może „piratować” dalej. Płaci tylko karę, zwykle o 100 zł wyższą od zwykłego mandatu. Jest też opcja wskazania winnego wziętego z sufitu: babci, cioci, wujka lub innej osoby, która prawo jazdy ma, ale go nie używa.
W końcu, skoro nie można wcześniej zobaczyć zdjęcia, nikt nie udowodni, że „pomyłka” była celowa. Efekt: według danych pochodzących z początku 2012 roku mniej niż połowa właścicieli pojazdów, do których trafiły wezwania, przyznała się do prowadzenia auta w chwili wykroczenia!
Radary stacjonarne
Przed każdym z nich musi stać niebieska tabliczka z napisem „Kontrola prędkości. Fotoradar” (znak D-51). Minimalna odległość pomiędzy stacjonarnymi fotoradarami mierzącymi odległość aut jadących w tym samym kierunku to 500 m. Poza obszarem zabudowanym minimalna odległość to 2000 m.
Każde urządzenie musi być poprzedzone znakiem D-51. Pomiar prędkości (miejsce, gdzie wykonywane jest zdjęcie) nie może odbywać się przed znakiem. Fotoradary stacjonarne nie mogą rejestrować przekroczeń prędkości o 10 km/h lub mniej – czyli minimum o 11 km/h.
Nie znaczy to jednocześnie, że przekroczenie o 10 km/h jest legalne (choć takie twierdzenia często pojawiają się w prasie). Za przekroczenie prędkości np. o 10 km/h może nas teoretycznie ukarać policjant z radarem ręcznym.
Obecnie większość obudów na radary stacjonarne jest pustych – zgodnie z przepisami tak może być jeszcze przez ok. 2 lata.
Radary przenośne:
Tych urządzeń używają obecnie ITD oraz straże gminne (miejskie). Policja już się ich pozbyła. Są to zmodyfikowane wersje radarów stacjonarnych.
Nie mogą być ustawiane w odległości mniejszej niż 500 m od jakiegokolwiek innego urządzenia rejestrującego wykroczenia w tym samym kierunku jazdy – chyba że rozdziela je skrzyżowanie.
Uwaga!
Niektóre fotoradary „przenośne” instalowane są w pojazdach – nie obowiązuje ich zakaz utrwalania przekroczeń niższych niż 11 km/h. Przed każdym takim urządzeniem musi stać znak D-51 z tabliczką „na odcinku xxx metrów”.
Pomiar odcinkowy:
System składający się z kamer, pętli indukcyjnych w drodze oraz komputerów przetwarzających dane rejestruje moment, w którym auto wjeżdża na dany odcinek drogi, a następnie, przy kolejnej „bramce”, sprawdza się czas przejazdu. Na tej podstawie obliczana jest średnia prędkość auta na całej trasie.
Pomiary mogą się odbywać wyłącznie na drogach o stałym ograniczeniu prędkości na całej długości odcinka. W terenie zabudowanym nie mogą być one dłuższe niż 10 km, poza terenem zabudowanym – 20 km.
Na razie na polskich drogach nie ma jeszcze czynnych, zalegalizowanych urządzeń tego typu, ale trwają testy sprzętu.
Wideorejestratory:
To ulubiony sprzęt policji, po polskich drogach jeździ ich już ok. 400 sztuk. Większość w nieoznakowanych autach klasy średniej różnych marek, zwykle wyposażonych w mocne silniki.
Zamontowane w nich kamery są sprzężone z prędkościomierzem pojazdu. Żeby wykonać pomiar, radiowóz powinien na odcinku co najmniej ok. 100 metrów poruszać się, zachowując stały dystans względem pojazdu potencjalnego sprawcy wykroczenia.
Uwaga!
Prędkość zarejestrowana na nagraniu to prędkość radiowozu, a nie ściganego auta. Jeśli w czasie pomiaru cały czas zbliża się on do ściganego pojazdu, to wyniki będą zafałszowane.
Urządzenia nie mają zabezpieczeń przed wadliwym pomiarem! Coraz więcej wideorejestratorów wyposażonych jest w kamery filmujące też auta jadące za radiowozem.
Mierniki ręczne:
Wobec kierowców cywilnych aut osobowych może ich używać wyłącznie policja. Nadal wykorzystywane są stare, często kilkunastoletnie radary Rapid i K15, niektóre w wersjach nierozróżniających kierunku poruszania się obiektu (mogą przez przypadek mierzyć prędkość auta jadącego po przeciwległym pasie drogi, nie powinny być używane na drogach o dużym natężeniu ruchu!).
Coraz częściej używane są też nowoczesne rosyjskie radary Iskra (maksymalna odległość pomiaru to aż 800 m) oraz mierniki laserowe o zasięgu do ok. kilometra.
Prędkość i czerwone światło:
To stosunkowo nowy sposób wykonywania pomiarów – na skrzyżowaniach montowane są kamery sprzężone z pętlami indukcyjnymi zatopionymi w jezdni. Zdjęcia wykonywane są w zarówno w przypadku przejechania na czerwonym świetle, jak i przy przekroczeniu dozwolonej prędkości.
Uwaga!
Na takich skrzyżowaniach wielu kierowców, widząc, że zmienia się światło, odruchowo przyspiesza – co z reguły powoduje, że zamiast uniknąć mandatu, płacą znacznie więcej. Tego typu urządzeń pomiarowych nie wykrywają żadne antyradary!
Jak rozpoznać czynny fotoradar?
Według rozporządzenia ministra infrastruktury z dnia 22 czerwca 2011 r. wszystkie aktywne przydrożne fotoradary powinny być oklejone lub pomalowane na żółty, odblaskowy kolor. Informacja ta już dawno trafiła do mediów i stała się źródłem błędnego przeświadczenia, że tylko takie urządzenia są czynne. To nieprawda!
Przepis mówi, że wszystkie urządzenia, które zamontowano jeszcze przed wejściem w życie rozporządzenia, nie muszą spełniać tego wymogu przez trzy lata od zmiany przepisów, czyli do 2014 roku!
Straże gminne nie kwapią się do oklejania urządzeń widocznymi z daleka foliami odblaskowymi – to tylko psuje im interes. Wszystkie nowe radary mają już obudowy w wymaganym kolorze – i niemal na pewno są aktywne.
Jak odróżnić pustą „puszkę” od czynnego radaru?
To bardzo trudne. Szczególnie spostrzegawczy mogą wypatrzyć, czy w otworze znajduje się obiektyw aparatu robiącego zdjęcia, ale widać to tylko z bliska.
Technicy obsługujący te urządzenia często umieszczają w pustych obudowach butelki lub puszki, które wyglądają podobnie do obiektywu. To, że lampa fotoradaru nie błyska, też nie musi świadczyć o tym, że urządzenie nie rejestruje wykroczeń – przy dobrym świetle lampa nie jest potrzebna.
Część fotoradarów wyposażona jest w lampy na podczerwień, których światło nie jest widoczne gołym okiem.
Kto i czym może nas kontrolować?
- Inspekcja Transportu Drogowego:od 2011 roku przydrożne fotoradary, które wcześniej były obsługiwane przez policję, przeszły pod kuratelę GITD. Do formacji tej trafiły również urządzenia przenośne, których wcześniej używali policjanci. Od sierpnia 2012 roku ma się rozpocząć rozbudowa sieci fotoradarów, mówi się o 300 nowych urządzeniach. Powstało Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym przy Głównym Inspektoracie Transportu Drogowego, zajmujące się wystawianiem mandatów.Policja: funkcjonariusze tej formacji mają najszersze uprawnienia, jeśli chodzi o kontrolę ruchu drogowego. Mogą korzystać z mierników ręcznych, wideorejestratorów zamontowanych w radiowozach oraz fotoradarów przenośnych – choć te ostatnie przekazano niedawno Inspekcji Transportu Drogowego. Policjanci mogą wykonywać pomiary w zasadzie na dowolnych odcinkach dróg, nie muszą informować o kontrolach tablicami ostrzegawczymi. Co roku przybywa nowoczesnego sprzętu, który jest kupowany m.in. za unijne dotacje.Straże miejskie i gminne: mogą używać fotoradarów stacjonarnych, przenośnych oraz zamontowanych w pojazdach. W tym ostatnim przypadku prawo nie pozwala jednak strażnikom na wykonywanie pomiarów w ruchu – pojazd z rejestratorem musi być zaparkowany. Strażnicy nie mogą też swobodnie ustalać miejsc, w których ustawiają urządzenia – każda lokalizacja powinna być (choć nie zawsze tak jest) uzgodniona z właściwym miejscowo komendantem policji oraz odpowiednio oznakowana (znak D-51).
Radar stoi czy tylko może stać?
Miejsca pomiarów prędkości wykonywanych za pomocą fotoradarów muszą być odpowiednio oznakowane :
1. Miejsce kontroli
Jeśli pod znakiem drogowym D-51 (kontrola prędkości, fotoradar) znajduje się tabliczka „Na odcinku...”, oznacza to, że mamy do czynienia z miejscem, w którym mogą być ustawiane fotoradary przenośne.
Z takich, uzgodnionych z policją, punktów może korzystać straż gminna oraz inspektorzy transportu drogowego.
2. Radar zamontowany na stałe
Jeżeli pod znakiem nie ma tabliczki określającej długość odcinka, to przed nami znajduje się radar zamontowany na stałe.