Z faktu, że niektóre (właściwie podstawowe) przepisy są starannie ukryte w gąszczu rozporządzeń towarzyszących coraz mniej zrozumiałemu utworowi pt. ustawa Prawo o ruchu drogowym (zwanemu częściej Kodeksem drogowym), nauczyły się korzystać różne służby wyciągające pieniądze od kierowców.

Wystarczy np. pod zieloną tablicą z nazwą miejscowości umieścić ograniczenie prędkości, np. 40 km/h, po drodze w kilku miejscach ustawić inne znaki usypiające czujność, a fotoradar postawić w krzakach już za znakiem „koniec obszaru zabudowanego”.

Pstryk!

Opuszczasz miejscowość, wciskasz gaz, myśląc, że już wolno jechać 90 km/h, a tu pstryk! Nie wiedziałeś, że ograniczenie ustawione pod zieloną tablicą obowiązuje na terenie całej miejscowości, aż do kolejnej zielonej tablicy przy wyjeździe z miasta?

Mogłeś nie wiedzieć, bo tej informacji w Kodeksie drogowym nie znajdziesz. Ważne, że wiedzą to już strażnicy gminni odpowiedzialni za zasilanie miejscowych budżetów i nie wahają się tej wiedzy używać – oczywiście za zgodą i we współpracy z miejscową policją i władzami.

Niestety, bardzo wielu innych równie ważnych przepisów nie znajdziesz w Kodeksie, a jeśli nawet tam są, to w wielu wypadkach normalny człowiek nie dojdzie, o co chodzi – tak jest ten dokument zakręcony. Dlatego kierowcy wiedzę o tym, jak jeździć, muszą czerpać z prasy i telewizji, więc często jest to wiedza wybiórcza.

Bo się zmieniało

Nasze Prawo o ruchu drogowym obowiązuje od 1997 roku, ale jest regularnie modyfikowane. Tylko od 2005 roku zmiany w samej ustawie lub rozporządzeniach mu towarzyszących wprowadzono ok. 100 razy, powstało też wiele nowych dokumentów, składających się na całość, którą nazwijmy umownie „co każdy kierowca wiedzieć powinien”.

Jeśli więc macie w domu kompendium wiedzy kupione, powiedzmy, w 2010 roku, możecie je od razu wyrzucić do kosza. Sam Kodeks z powodu licznych zmian, wycinania jednych artykułów i dopisywania nowych (często w miejsce jednego przepisu tworzono kilka, a żeby nie zmieniać numeracji następnych i nie wprowadzać dodatkowego chaosu, mają one numerację a, b, c, d itd.) stał się prawniczym bełkotem.

Rośnie liczba odniesień jednych artykułów do drugich, do rozporządzeń, innych ustaw itp. Pojawiają się często skandalicznie błędy, gdy np. akt niższej rangi jest niezgodny z wyższym, przepisy są ze sobą sprzeczne lub niejasne, a już całkowity bałagan panuje w rozdziałach mówiących o tym, kto ma prawo kierowców zatrzymywać, kontrolować i karać czy też kierować ruchem – co zmienia się wraz z rosnącymi uprawnieniami kolejnych formacji parapolicyjnych.

Efekt?

Jeśli jesteś kierowcą lub kandydatem na kierowcę, ale nie studiowałeś prawa, względnie nie masz prawnika w rodzinie, który mógłby wyjaśnić trudniejsze kwestie, nawet nie próbuj tego czytać!

Kupujesz płytkę CD z pytaniami spotykanymi na egzaminie lub inny bryk, wkuwasz go na pamięć i zdajesz egzamin. Nie poznasz prawa drogowego, ale zdobędziesz papier, aby jeździć.

strona 2

Jak szybko jechać?

W zależności od miejsca, czasu i rodzaju drogi w Polsce (tylko w odniesieniu do samochodów osobowych) obowiązuje 10 różnych limitów prędkości!

Na marginesie: niedawno wprowadzone wyższe limity na drogach najwyższej jakości (ekspresówkach i autostradach) do odpowiednio 120 i 140 km/h znów narażone są na zmiany – grupa posłów (w tym ci, którzy podnosili rękę za podwyższeniem dopuszczalnych prędkości) planuje doprowadzić do ich cofnięcia.

Dodatkowy chaos wprowadzają rozporządzenia poboczne: z rozporządzenia ministra infrastruktury z czerwca 2011 roku w sprawie dokonywania pomiarów przez urządzenia rejestrujące (fotoradary) dowiadujemy się, że fotoradar „nie zapisuje (...) naruszeń polegających na przekroczeniu przez kierujących pojazdami dopuszczalnej prędkości o 10 km/h lub mniej” – to oznacza, że aby fotoradar cyknął zdjęcie, musimy jechać o co najmniej 11 km/h za szybko.

W rok później, 25 kwietnia 2012 roku ogłoszono nowe rozporządzenie w sprawie postępowania z kierowcami naruszającymi przepisy ruchu drogowego (jeden z jego załączników to tzw. taryfikator punktów karnych) – zniknął zapis, że za przekroczenie o 6-10 km/h grozi 1 punkt.

Teraz minimalna stawka to 2 punkty, ale najmniejsze karane w ten sposób przekroczenie prędkości to 11 km/h. Czy to oznacza, jak sądzą niektórzy, że tam, gdzie obowiązuje limit 50 km/h, można jechać bezkarnie 60 km/h, a tam, gdzie przepisy dozwalają na jazdę 120 km/h, można jechać 130 km/h?

Nic z tych rzeczy – w Kodeksie drogowym takiego zapisu nie ma!

Co więcej, taryfikator mandatów wciąż przewiduje karę za minimalne choćby przekroczenie prędkości – do 10 km/h jest to 50 zł. A zatem: nie wolno przekraczać prędkości, ale za niewielkie przekroczenia może nas ukarać tylko policjant (teoretycznie, właściwie także inspektor ITD), łapiąc nas za pomocą radaru ręcznego.

Przy okazji mamy pytanie do prawodawców: dlaczego taryfikatory punktów karnych i mandatów to dwa różne dokumenty i w dodatku wydane przez dwa różne organy, jeden prawie nowy, drugi kilkuletni? Nie dałoby się stworzyć jednego wspólnego dokumentu, skoro i tak za np. przekroczenie prędkości dostajemy i punkty karne, i mandat pieniężny?

Kto kieruje ruchem, czyli ORMO po nowemu

Warto wiedzieć, że na drodze kierować ruchem, dawać znaki kierowcom i machać „policyjnym” lizakiem może w praktyce każdy.

Kodeks drogowy upoważnionych wymienia po kolei, a są to: policjant, żołnierz ŻW, funkcjonariusz Straży Granicznej, inspektor ITD, inspektor kontroli skarbowej, funkcjonariusz celny, strażnik miejski, pracownik kolejowy, osoba działająca w imieniu zarządcy drogi oraz wykonująca roboty na drodze, kierujący autobusem szkolnym, ratownik górski, strażnik leśny lub funkcjonariusz Straży Parku, strażak Państwowej Straży Pożarnej, członek ochotniczej straży pożarnej, a także (już wkrótce) funkcjonariusz BOR.

Jak to w Kodeksie, katalog nie jest zamknięty, gdyż „minister może upoważnić inne osoby”. I upoważnił. W stosownym rozporządzeniu na pierwszym miejscu uprawnionych do dawania poleceń kierowcom wymieniono osoby odpowiedzialne za utrzymanie porządku podczas przemarszu procesji, pielgrzymki, konduktu pogrzebowego lub innej zorganizowanej grupy.

Lista jest o wiele dłuższa i sprowadza się do tego, że KAŻDY, kto przejdzie krótkie szkolenie, może kierować ruchem, a kierowca nie jest w stanie rozeznać na drodze, czy osoba ma prawo wydawać mu polecenia, czy nie. Lepiej przyjąć,że ma.

strona 3

Co może strażnik gminny?

Straże gminne i miejskie to formacje powszechnie pogardzane lub przynajmniej nielubiane, gdyż w wielu przypadkach powoływane są głównie lub wyłącznie do kontroli ruchu drogowego (czytaj: wystawiania mandatów kierowcom), a jednocześnie przepisy, które stopniowo rozszerzały ich kompetencje,były wprowadzane albo niedbale, albo wręcz z rażącym naruszeniem prawa.

Wskutek tego duża część nakładanych mandatów i innych czynności strażników była w ostatnich latach wykonywana bezprawnie – ale kar nie zapłacili tylko ci, którzy mieli wiedzę, odwagę, czas i możliwości, aby odmawiać ich przyjmowania i procesować się przed sądami.

Zagmatwana filozofia Kodeksu drogowego i dokumentów mu towarzyszących sprawiła, że nawet w sytuacji, gdy rozporządzenie dające strażnikom uprawnienia do pomiarów prędkości było sprzeczne z ustawą (Kodeksem), przez wiele miesięcy (aż do wprowadzenia poprawki w przepisach) używano fotoradarów w najlepsze, łamiąc prawo bez żenady.

Niedawnym hitem, powodującym ból głowy u strażników, była wyłapana przez dociekliwych kierowców nieścisłość w przepisach, pozwalająca strażnikom na karanie mandatami kierowców lub innych uczestników ruchu drogowego.

Kierowców lub uczestników, a więc... właścicieli aut już nie. Wystarczyło stwierdzić, że autem sfotografowanym przez fotoradar kierował ktoś inny, a „ja nie powiem kto i nie przyjmuję mandatu”.

Strażnicy nie mogli ukarać właściciela auta za niewskazanie, komu powierzył pojazd, choć miał on obowiązek go wskazać. W lutym 2011 roku wydano rozporządzenie MSWiA (Dz.U 2011.36.190), które szczegółowo opisuje, za co może karać strażnik – m.in. za wykroczenia opisane w art. 96 par. 3 i 97 Kodeksu wykroczeń.

Rozumiesz? Nie? Nie szkodzi!

Pierwszy mówi o karze za niewskazanie osoby, której powierzyliśmy pojazd (choć nie zmieniono w tym zakresie podstawy – Kodeksu drogowego), a drugi – 97 – o wszystkich przepisach z Kodeksu Drogowego i wydanych na jego podstawie (!!!); ale – wracając do rozporządzenia MSWiA – strażnicy korzystają z niego tylko „w zakresie upoważnienia do kontroli ruchu drogowego uzyskanego lub utrzymanego w mocy na podstawie przepisów wykonawczych wydanych na podstawie art. 131 ust. 1 ustawy z 20 czerwca 1997 r. – rządzenie dające strażnikom uprawnienia do pomiarów prędkości było sprzeczne z ustawą (Kodeksem), przez wiele miesięcy (aż do wprowadzenia poprawki w przepisach) używano fotoradarów w najlepsze, łamiąc prawo bez żenady.

Niedawnym hitem, powodującym ból głowy u strażników, była wyłapana przez dociekliwych kierowców nieścisłość w przepisach, pozwalająca strażnikom na karanie mandatami kierowców lub innych uczestników ruchu drogowego.

Kierowców lub uczestników, a więc... właścicieli aut już nie. Wystarczyło stwierdzić, że autem sfotografowanym przez fotoradar kierował ktoś inny, a „ja nie powiem kto i nie przyjmuję mandatu”.

Strażnicy nie mogli ukarać właściciela auta za niewskazanie, komu powierzył pojazd, choć miał on obowiązek go wskazać. W lutym 2011 roku wydano rozporządzenie MSWiA (Dz.U 2011.36.190), które szczegółowo opisuje, za co może karać strażnik – m.in. za wykroczenia opisane w art. 96 par. 3 i 97 Kodeksu wykroczeń.

Pierwszy mówi o karze za niewskazanie osoby, której powierzyliśmy pojazd (choć nie zmieniono w tym zakresie podstawy – Kodeksu drogowego), a drugi – 97 – o wszystkich przepisach z Kodeksu Drogowego i wydanych na jegopodstawie (!!!); ale – wracając do rozporządzenia MSWiA – strażnicy korzystają z niego tylko „w zakresie upoważnienia do kontroli ruchu drogowego uzyskanego lub utrzymanego w mocy na podstawie przepisów wykonawczych wydanych na podstawie art. 131 ust. 1 ustawy z 20 czerwca 1997 r. – Prawo o ruchu drogowym”.

Nie szkodzi, to jest właśnie tak zrobione, aby ludzie nie wiedzieli, o co chodzi. Ten zapis po prostu otwiera na przyszłość furtkę do łatwego zwiększania kompetencji strażników.

strona 4

Co może inspektor ITD

Pod koniec czerwca 2011 roku ogłoszono rozporządzenie wskazujące, najogólniej, co może zrobić kierowcom (także osobówek) inspektor ITD, zwany popularnie „krokodylem”. Oj, może, może.

Wyliczając najważniejsze: sprawdzić, czy nie jeździmy na oleju opałowym i ukarać za to mandatem, ukarać za niezachowanie należytej ostrożności (nie tylko na drodze, także w strefie zamieszkania i strefie ruchu), za jazdę po pijanemu, za jazdę bez świateł, za tamowanie ruchu, za niestosowanie się do znaków i sygnałów drogowych lub osoby kierującej ruchem, za przekroczenie prędkości, za jazdę bez ważnego przeglądu lub bez dokumentów oraz za... wszystkie inne wykroczenia drogowe, o których mówi art. 97 Kodeksu wykroczeń.

Mamy zatem, proszę państwa, nową policję drogową o kompetencjach w zasadzie pełnych! Jedynym ograniczeniem jest to, że inspektor musi mieć upoważnienie do karania mandatami, które zawiera listę wykroczeń, jakimi może się on zajmować, oraz określenie, na jakim terenie. Ale to, jak łatwo się domyślić, jest tylko formalnością.

Co ma auto?

Auto – zgodnie z Kodeksem drogowym – ma jeździć. Ma nie zagrażać bezpieczeństwu, nie dymić nadmiernie, nie hałasować, nie wolno przewozić w nim ostrych i niebezpiecznych przedmiotów, które mogłyby zrobić komuś krzywdę.

Rozdział "Pojazdy” w Kodeksie drogowym zawiera szereg wybiórczych informacji i mnóstwo, absolutnie rekordową liczbę odniesień do różnych rozporządzeń chyba wszystkich byłych i obecnych ministrów.

Gdybyśmy jednak chcieli się dowiedzieć, czy np. trzeba mieć w aucie trójkąt bezpieczeństwa i gaśnicę (trzeba), musimy zajrzeć do – Rozporządzenia o warunkach technicznych pojazdów (Dz.U.2003.32.262).

Dowiemy się z niego, że auto musi mieć „gaśnicę umieszczoną w miejscu łatwo dostępnym w razie potrzeby jej użycia”. Dodatkowo (z Kodeksu drogowego) dowiemy się, że „wyposażenie pojazdu ma być należycie utrzymane i działać sprawnie i skutecznie”.

strona 5

Ale czy gaśnica musi mieć ważną legalizację, a jeśli tak, to na podstawie czego?

Nie wiemy! I stawiamy dolary przeciwko orzechom, że większość policjantów i diagnostów też nie odpowie, choć niejeden kierowca dostał mandat za przeterminowaną gaśnicę – być może niesłusznie. Skoro nie może być lepiej... …to może być chociaż inaczej – zdają się mówić posłowie, zapowiadając zmiany w prawie (likwidacja zielonych strzałek, obowiązkowe zimowe opony od listopada, niższe limity prędkości itp.).

W Sejmie powstał nawet parlamentarny zespół ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego, który liczy 16 osób i ma zająć się m.in. wprowadzeniem obowiązku stosowania opon zimowych od listopada – ale od momentu założenia zespołu w grudniu 2011 r. odbył on zaledwie jedno posiedzenie, na którym przyjęto regulamin, ponadto zorganizowano efektowną konferencję prasową i... tyle.

Przewodnicząca tego zespołu, Beata Bublewicz, należy też do kilku innych zespołów parlamentarnych, a w parlamentarnym zespole ds. spraw wędkarstwa (odbył aż dwa posiedzenia) jest wiceprzewodniczącą, ma więc mało czasu na pracę na rzecz kierowców.

Może to i dobrze...

Jeśli chodzi zaś o posłów opozycji, w tej kadencji zajmują się oni bardzo aktywnie lotnictwem. W tej sytuacji nie ma chyba co liczyć na to, że powstanie jeden, zrozumiały dla wszystkich, a przeznaczony dla kierowców Kodeks drogowy.

Skleić do kupy kilkadziesiąt aktów prawnych w zrozumiały w formie i treści dokument zawierający wyłącznie przepisy potrzebne z punktu widzenia kierujących (tak jest m.in. w Niemczech) – to mnóstwo ciężkiej, niewdzięcznej pracy. Tymczasem słuchając posłów od bezpieczeństwa, widać wyraźnie, że chwilami nie wiedzą, co mówią.

Przykład?

Poseł Beata Bublewicz skarży się, że w Polsce obowiązuje tolerancja pomiaru na poziomie 10 km/h na przekroczenia prędkości i kierowcy to wykorzystują. Tymczasem... tolerancji w polskich przepisach nie ma, choć powinna być!

Przecież urządzenia radarowe mają dopuszczalny błąd pomiaru, który przy mniejszych wykroczeniach może sprawić, że kara niesłusznie rośnie o 100 proc! Tymczasem co tydzień na polskich drogach dostawianych jest kilkanaście fotoradarów połączonych w automatyczny system.

Jest on tak pomyślany, że przyjąć mandat i punkty karne może każdy, niekoniecznie sprawca wykroczenia, który uzbierał dużo punktów. Bezpieczeństwo ważne, ale kasa w budżecie państwa ważniejsza.

Z ostatniej chwili: posłowie mają pomysł (na razie medialny) na zmianę niedawno zmienianych przepisów dotyczących rowerzystów. Być może cykliści będą musieli zatrzymywać się przed wjazdem na przejazd rowerowy, ale trzeba wiedzieć, że na razie nie muszą tego robić.

Uwaga: redakcja dołożyła wszelkich starań, aby opisane przepisy i dokumenty były zgodne ze stanem faktycznym i aktualne. Zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że w ciągu kilku dni od napisania tego tekstu stan prawny mógł się zmienić. Jeśli znaleźliście jakieś błędy, dajcie nam znać – z uwagi na komplikacje i niejasności obecnych przepisów pomyłek nie można wykluczyć.