Rajd Drezno-Wrocław ma 15-letnią historię. Znany wcześniej jako Monachium-Wrocław czy Berlin-Wrocław od lat organizowany był w dużej mierze na terenie polskich poligonów, gdzie rywalizowały najlepsze załogi maratońskie z całej Europy. W naszym kraju było o nim jednak dość cicho, a Polaków startujących w kolejnych edycjach można było zwykle policzyć na palcach jednej ręki. Sytuacja zmieniła się po 2005 r., kiedy w rajdzie niespodziewane zwycięstwo odnieśli Albert Gryszczuk i Michał Krawczyk. W kolejnych sezonach było równie dobrze – na najwyższym podium w klasie quadów stawał Krzysztof Kretkiewicz (i to dwukrotnie!), a w klasie ciężarówek Krzysztof Ostaszewski. Polskie załogi samochodowe na stałe zadomowiły się zaś w czołówce klasyfikacji generalnej.
W tym roku polscy off-roaderzy ponownie zaspokoili oczekiwania fanów. Imponujące zwycięstwo w rajdzie odnieśli Paweł Oleszczak i Maciej Chełmicki, prezentując profesorski styl jazdy. Nic w tym dziwnego – Paweł Oleszczak jest wielokrotnym Mistrzem Polski RMPST, który po kilku latach przerwy wrócił do profesjonalnego ścigania. Chwilowy rozbrat z terenem – jak widać – nie miał wpływu na jego formę.
Rajd Drezno-Wrocław czasem określany jest mianem „europejskiego” Dakaru. Nie chodzi tu jednak o piaszczyste poligony i wydmy przypominające Saharę czy Atacamę. Oba rajdy łączy podobna specyfika ścigania, choć oczywiście Dakar jest rajdem dużo dłuższym i preferującym szybsze auta. Zawody maratońskie uczą przede wszystkim pokory, wytrwałości i cierpliwości.
„Sprinterzy” rzadko oglądają metę.W rajdzie Drezno-Wrocław o czołowe lokaty biją się najlepsze załogi Europy, dla których off-road często jest już profesją.
W zawodach jest również miejsce dla amatorów startujących przygotowanymi w teren autami, ale dla nich wyzwaniem jest już samo ukończenie wielusetkilometrowej trasy. Bywa to trudne, bowiem przeszkody potrafią wystraszyć nawet zawodowców. Najczęściej są to przeprawy wodne – w tym roku rzeki bywały tak głębokie, że woda potrafiła zalać całą kabinę samochodu, a nad powierzchnię wystawały jedynie głowy zawodników i snorkel dostarczający powietrze do silnika. Czasem problemy z ich pokonaniem miały nawet potężne ciężarówki. Każda pomyłka mogła zawodników drogo kosztować.
Załoga polskiego Patrola nie pozwalała sobie na błędy. Jechała nieustannie w „czubie”, powstrzymując się przed sprinterskimi wybrykami (dla Oleszczaka – najszybszego niegdyś off-roadera w Polsce – musiało to być sporym wyzwaniem). To, na co ją stać, pokazała na koronnym etapie – „Hannibalu”, uzyskując najlepszy czas przejazdu. Błędy i kłopoty techniczne rywali ostatecznie rozstrzygnęły rywalizację na korzyść Polaków. Zwycięstwo biało-czerwonych w rajdzie to jeszcze nie wszystko, na co ich było stać. Polacy zdominowali rywalizację w klasie samochodów – niewiele brakowało, a całe podium zostałoby zajęte przez naszych reprezentantów. Dobry wynik osiągnęliśmy również wśród quadów. Awaria nie pozwoliła wystartować w ostatnim odcinku naszemu faworytowi wśród załóg samochodów ciężarowych – Krzysztofowi Ostaszewskiemu. Nieoficjalne Mistrzostwa Europy stały się mistrzostwami Polski.