Zaproszenie było jasne, zabieramy Cię jako osobę należącą do teamu ze wszystkimi przywilejami, jak i obowiązkami. Męcząca podróż. Blisko 600km dojazdu na miejsce zawodów, potem zmiana opon, dolewanie paliwa, dbanie o wygląd stanowiska, rozmowa z sędziami o ocenach przejazdów to tylko niektóre z zadań, z którymi trzeba było się zmierzyć.
Cały czas w Parku Maszyn, w hałasie, na nieprzyjemnym zimny wietrze, kempingowym cateringu. Całość na koniec osłodzona krótką wizytą w Brnie i nocnym powrotem do Warszawy. Wszystko w sportowym, rywalizacyjnym stresie.
Dlatego porównanie do dobrze naoliwionej maszyny jest tutaj nieprzypadkowe. Każdy z załogi Team Trela w osobie zawodnika, menagera, mechanika i ekipa mediów zna swoje miejsce w szeregu i wypełnia je w 100%.
Podział zadań jest tutaj dobrze przemyślany. Zawodnik ma przede wszystkim jeździć i na tym się koncentrować. Całą swoją energię kumuluje na jasny cel jakim akurat w przypadku Pawła Treli była wygrana w zawodach i utrzymanie bezpiecznej pozycji na podium w klasyfikacji generalnej całego sezonu EEDC ( Eastern Europe Drift Championship). Reszta teamu skupia się na odciągnięciu od Pawła wszystkich spraw błahych jak wyżywienie, noclegi czy relacje w mediach społecznościowych. Można pokusić się o stwierdzenie iż Paweł na czas zawodów jest asymilowany od świata.
Jego zadanie to wygrana, a cała reszta spoczywa na barkach teamu, którego pasja wręcz imponuje. Wszystko to bowiem obydwa się przy budżetach daleko odbiegających od tych z rajdów czy wyścigów. Trela, konstruktor samochodu, oprócz startu w zawodach, jest też równocześnie mechanikiem i kierowcą busa, który transportuje Opla setki kilometrów, mechanik nie ogranicza się tylko do mechaniki, a fotograf co chwila porzuca aparat, aby pomóc przy przygotowaniu.
Podobnie jest zresztą w każdym driftingowym teamie. Dyscyplina ewoluuje szybciej niż udaje się zbierać na nią budżet, ale co zaradniejsi odnajdują się w niej dzięki dużemu zaangażowaniu licząc, że widowiskowość driftingu kiedyś przeniesie się na realne korzyści. Potencjał tej młodej przecież dyscypliny jest ogromny.
Sama runda EEDC w Czeskim Brnie to raj dla motomaniaków. Infrastruktura, która usatysfakcjonuje nawet największa marudę. Cudowny tor dający maksimum zabawy przy minimum ryzyka. Szeroka nawierzchnia, dywany hamujące, wykwalifikowana obsługa to tylko ułamek tego co oferuje Autodrom w Brnie. Poza torem wyposażonym w areny dla kibiców umożliwiające fantastyczne widoki na każdy z zakrętów, są tory do kartingu, restauracje oraz boksy dla teamów biorących udział choćby w MotoGP.
Aż łza się kręci w oku na wspomnienie, że w Polsce nie ma ani jednego toru który choćby w jednym procencie dorównywał temu w Brnie. Polscy drifterzy coraz chętniej „uciekają” do zagranicznych lig szukając podobnej infrastruktury i warunków do startu. Międzynarodowa organizatorzy zapraszają na obiekty jakich w Polsce próżno szukać. Coraz częściej, starty Polaków wieńczone są sukcesami. Niezaprzeczalnie nasi drifterzy to Europejska czołówka.
Luźna atmosfera wyczuwalna w parku maszyn gromadzącego namioty wszystkich teamów, znika gdy przychodzi do przejazdów kwalifikacyjnych oraz potyczek w parach. Na twarzach zawodników da się wyczytać maxymalne skupienie i koncentrację. Trudno się dziwić, gdy inicjacja driftu w pierwszy winkiel jest przy 180 km/h. Każdy z nich wie że jeden błąd to wyjazd poza trasę i brak możliwości walki o najwyższe podium.
Na szczęście precyzyjne przejazdy Trolla dają mu bezpieczne miejsce 7 po kwalifikacjach. Tabelka w systemie pucharowym wyznacza Pawłowi przejazd w pierwszej parze z Pecaks Vents jeżdżącym Nissanem 370z z silnikiem Ls biturbo. W tej potyczce Troll nie dał żadnych szans Vents’owi, gładko przechodząc do TOP 8. Tutaj trafił na Bartka Stolarskiego z STW Drift Team. Niestety mimo dużych chęci i atakowaniu podczas przejazdów , Paweł musiał uznać wyższość Bartka i odpadł w TOP8. Jednakże punkty dopisane za zajecie 7 miejsca pozwoliły uzyskać Treli 3 pozycje w klasyfikacji generalnej całego sezonu EEDC.
Nie był to dla Treli sezon łatwy: dużo startów, kilka nadwyrężających budżet awarii, podróże po kontynencie i ciągle towarzysząca mu presja wprowadzania w driftingowy świat nietypowego auta jakim jest jego nowatorska konstrukcja Opla GT. Jak sam mówił po zakończeniu zawodów – walczył o więcej, ale czasem po prostu nie wychodzi, nie ten dzień. Drifting w swojej naturze jest trochę złośliwy, jeden błąd i „pozamiatane” dlatego też z perspektywy całego sezonu miejsce na podium cieszy. Patrząc na Pawła odbierającego puchar za generalkę oraz szczęście całego teamu można rzec że było się przez chwilę częścią tego sukcesu. Sukcesu na który Paweł i jego team sami sobie zapracowali.