Niewielu producentów samochodów na świecie może pochwalić się takim doświadczeniem jak Volvo w zakresie konstruowania kombi. Dla wielu osób słowa Volvo i kombi są niemal równoznaczne i przyznam, że na te skojarzenia szwedzka marka zapracowała sobie solidnie. Wystarczy wspomnieć takie modele jak Duett, Amazon, 1800 ES, 245, później 960 czy wreszcie serię 850 przemianowaną z czasem na V70. Wszystkie może trochę pudełkowate, ale przestronne i funkcjonalne do bólu. Dziś V90 otwiera następny rozdział historii rodzinnych aut szwedzkiej marki i rzuca wyzwanie konkurentom w klasie premium.
Co je wyróżnia? Z pewnością dizajn, za który jest odpowiedzialny Thomas Ingenlath mający na koncie pracę dla Škody i Volkswagena. To dzięki niemu V90 można zaliczyć do jednego z najładniejszych tego typu modeli na rynku. Jest pełen elegancji, ale jednocześnie zachowuje charakterystyczne elementy, dzięki którym na pierwszy rzut oka dokładnie wiemy, że mamy do czynienia z Volvo. Grill, duże logo i reflektory z układem LED-ów w formie młota Thora przywołują skojarzenia z flagowym SUV-em marki – XC90, ale sylwetka mimo prawie 5 m długości jest smuklejsza i prezentuje się bardziej dynamicznie. Na ten ostatni aspekt wpływają też opadająca linia dachu i tylna szyba ścięta pod ostrym kątem.
We wnętrzu również znajdziemy zapożyczenia z rozwiązań znanych z XC90. Układ zegarów, środkowa konsola z dużym dotykowym panelem, kierownica, włącznik zapłonu czy wyboru trybów pracy układu jezdnego, a także materiały wykończeniowe są niemal identyczne i doskonałej jakości. Ale to akurat nie dziwi, bo gość, który to projektował, nazywa się Robin Page i przez kilkanaście lat nadzorował projekty wnętrz w Bentleyu. Dlatego po zajęciu miejsca w V90 można się poczuć jak w ekskluzywnym salonie i przyznam, że Mercedes, BMW czy Audi wcale nie oferują pod tym względem więcej. Podobnie jest z przestronnością kabiny, choć o ile miejsca dla pasażerów z przodu i na tylnej kanapie jest mnóstwo, o tyle pojemność bagażnika, z jakiej słynęły poprzednie generacje szwedzkich kombi, niestety należy już do historii. Przy normalnym ustawieniu siedzeń do dyspozycji jest przyzwoite 560 l, ale po ich rozłożeniu tylko 1526 l, sporo mniej niż w V70, nie mówiąc już o Mercedesie klasy E (695-1950 l). Takie są jednak koszty bardziej pociągającej stylizacji nadwozia.
Żadnych kompromisów nie znajdziemy natomiast w kwestii komfortu. Zawieszenie modelu z opcjonalnymi pneumatycznymi miechami przy tylnej osi i aktywnymi amortyzatorami perfekcyjnie radzi sobie z wszelkimi niedoskonałościami nawierzchni, a na trasie uspokajająco kołysze. Szwedzi nazywają to „zrelaksowanym zaufaniem” i muszę przyznać, że takie określenie dobrze oddaje charakter samochodu. Niżej położony środek ciężkości niż w SUV-ie XC90, wygodniejsza pozycja za kierownicą, doskonale wyciszone wnętrze, a do tego, mam wrażenie, lepiej skalibrowany układ kierowniczy, sprawiają, że podróżowanie V90 jest prawdziwą przyjemnością.
A zaufanie? No cóż Volvo przyzwyczaiło nas, że pod względem liczby systemów bezpieczeństwa wyróżnia się na tle konkurentów. I tak jest w V90. Mamy tu więc kolejne rozwinięcie systemu o nazwie IntelliSafe, który monitoruje to, co dzieje się wokół auta, i potrafi rozpoznawać inne pojazdy, pieszych, rowerzystów oraz większe zwierzęta i oceniać, czy nie stanowią zagrożenia naszego bezpieczeństwa. W razie potrzeby ostrzeże on kierowcę, a jeśli ten nie zareaguje, uruchomi hamulce, eliminując w ten sposób ryzyko kolizji lub zmniejszając jej skutki. Jest też Pilot Assist, który potrafi prawie samodzielnie prowadzić auto, czyli utrzymywać je na pasie ruchu, delikatnie skręcać, czy w korku sunąć w sznurze poruszających się pojazdów. W przeciwieństwie np. do rozwiązań w Mercedesie klasy E Volvo wymaga jednak od kierowcy stałego trzymania rąk na kierownicy, ciągłej uwagi i zachowania rozsądku. Nie nazywa też tego systemem autonomicznej jazdy tylko wspomagania jazdy.
W gamie silników są 2-litrowe jednostki znane z oferty XC90 i S90. Do wyboru trzy diesle, dwa benzyniaki oraz hybryda plug-in. Zakres mocy od 150 KM do 407 KM. Podczas prezentacji miałem okazję jeździć topowym, 235-konnym dieslem, który poza dwiema turbosprężarkami został wyposażony w system PowerPulse. Tak Volvo nazywa elektryczny kompresor. Pompuje on powietrze pod ciśnieniem do specjalnego 2-litrowego kanistra, skąd następnie trafia do kolektora wydechowego i napędza łopatki mniejszej turbosprężarki, zanim na dobre zajmą się tym gazy spalinowe. Redukuje działanie tzw. turbodziury i poprawia elastyczność. Efekt – przyspieszenie do setki w 7,4 s, maksymalna prędkość – 230 km/h. Silnik ten jest oferowany tylko z napędem na 4 koła ze sprzęgłem Haldex i automatyczną 8-biegową skrzynią Geartronic. Co ciekawe, łopatki przy kierownicy do zmiany przełożeń są dostępne tylko w opcji. Zapewniam jednak, że to zbędny wydatek, bo skrzynia działa na tyle szybko i bezbłędnie, że kombinowanie z ręcznymi zmianami należy traktować jak kaprys.
DANE TECHNICZNE – VOLVO V90
Silnik: 1969 cm3, R4 t. diesel, napęd 4x4, 235 KM, 480 Nm, 5,2 l/100 km, 0-100 km/h – 7,4 s, maks. 230 km/h, masa: 1927 kg