Sprzedaż najmniejszego w gamie Audi miejskiego modelu A1 kuleje. Władze koncernu zapowiadają wprawdzie, że do końca 2010 roku do klientów trafi 30 tys. egzemplarzy miejskiego malucha, jednak wstępne prognozy sprzedaży mówiły o liczbie 50 tys. sztuk. Do końca listopada z taśm fabryki w Brukseli zjechało 45 tys. samochodów, na wszystkich europejskich rynkach udało się sprzedać jednak tylko 20 tys. Dla porównania: bawarski koncern BMW sprzedał 42 tys. sztuk modelu Mini.

Juergen Pieper, analityk z frankfurckiego Bankhaus Metzler, słabe wyniki sprzedażowe tłumaczy następująco: „Audi żąda wysokiej ceny za mały samochód klasy premium”. Przypomnijmy, że podstawowa wersji A1 kosztuje 66,5 tys. zł. „Każda firma musi wyrobić sobie klientelę”. Mini to wyjątkowa marka, która kultowy dziś status zawdzięcza sukcesowi, jaki samochód odniósł w latach sześćdziesiątych. Audi A1 takiego statusu nie posiada.

Wyniki sprzedażowe mają się poprawić, gdy do salonów wjedzie pięciodrzwiowa wersja Audi A1. Wśród niemieckich dilerów pojawiły się nawet plotki, że mogłaby się ona pojawić już w 2011 roku. Władze koncernu zapewniają jednak, że jej debiut odbędzie się zgodnie z planem na początku 2012 roku.

Audi A1 miało być adresowane do młodych i bogatych mieszkańcy miast. Okazało się jednak, że dla nich samochód jest za drogi. W Niemczech malucha spod znaku czterech pierścieni wybierają przeważnie klienci w wieku powyżej 55 lat. Podstawowe odmiany omijane są szerokim łukiem, nabywcy decydują się przeważnie na bogato wyposażone wersje, których cena znacznie przekracza 100 tys. zł.