Marka Caterham w naszym kraju nie jest zbyt znana, ale w światku prawdziwych znawców motoryzacji ceniona jest podobnie jak Porsche czy Ferrari. Firma od lat 70. produkuje repliki roadstera Lotus Seven, którego korzenie sięgają lat 50. Skąd bierze się niegasnąca miłość do tych przestarzałych już przecież samochodów mieliśmy możliwość sprawdzić na torze w czeskiej Sosnowej, gdzie przetestowaliśmy model Caterham Roadsport z silnikiem o mocy 115 koni.
Chociaż brytyjska prasa motoryzacyjna pełna jest pochwał pod adresem Caterhamów, własne doświadczenie jest zawsze najlepsze. Kiedy stanąłem przed rzędem odpoczywających „siódemek”, poczułem lekkie mrowienie w nogach. Wcześniej miałem już możliwość prowadzić czeską replikę Kaipan 57, tak więc wiedziałem, co mogę oczekiwać, wbrew temu, a może właśnie dlatego, czułem niepewność. Wsuwam się do niezwykle wąskiego kokpitu, nogi znajdują się w bezpośrednim pobliżu zmodyfikowanej jednostki napędowej Ford 1,6 serii Sigma, a siedzenie znajduje się tak nisko, że zaczynam podejrzewać Anglików, że z szyderczym uśmiechem na twarzy przymocowali fotel prosto do drogi. Chociaż mam całkiem wąskie buty (co prawda nie wyścigowe), mam problem ze znalezieniem poszczególnych pedałów, które są tak blisko siebie, że gdyby były jeszcze odrobinę bliżej, tworzyłyby jedną całość. Przed sobą mam absurdalnie małą kierownicę. Chociaż pogoda jest dzisiaj prawdziwie jesienna, w kokpicie zaczyna mi być gorąco. Osoby słabsze psychicznie już dawno by uciekły, ja jednak jestem twardzielem. Piękna, obdarzona przez naturę w odpowiednich miejscach grid girl przykuwa mnie czteropunktowym pasem i daje polecenie startu... ok, nie była piękna, ani obdarzona przez naturę, a już w ogóle nie była kobietą, ale facetem w zimowej kurtce, ale o tym możemy pogadać później, jeśli uda mi się przeżyć, bo teraz już czas na szaleństwo.
Dlaczego Caterham miałby wzbudzać taki respekt? Przecież pod maską rży zaledwie 115 koni! Dokładnie tak jest, ale nie możemy zapominać, że auto waży zaledwie 550 kg, tak więc stosunek mocy do masy wynosi 209 koni na tonę, a setkę auto osiąga w 5,9 s (według niektórych źródeł 6,4 s). Do tego trzeba dodać kierownicę bez wspomagania, brak ABS, nie wspominając już o stabilizacji. Tutaj wszystko zależy tylko i wyłącznie od umiejętności kierowcy. Ale koniec z teorią, otrzymujemy pozwolenie do startu. Miniaturowym lewarkiem z minimalistycznymi, ale stawiającymi maksymalistyczny opór, skokami włączam jedynkę i ruszam. Tusz i papier użyte do wydrukowania materiałów promocyjnych nie poszły na marne, praktyka potwierdza wszystko, co zostało tam napisane, samochód fantastycznie przyśpiesza i po chwili wrzucam dwójkę, by nieco później rozpocząć hamowanie przed pierwszym zakrętem. Zwalnianie również jest bardzo dobre, z krainy marzeń jest jednak układ kierowniczy.
Zamiast auta, w którym nie wiadomo, kiedy tył zacznie wyprzedzać przód, mamy tu bardzo posłuszną, przewidywalną i doskonale się prowadzącą zabawkę. Po dodaniu gazu podczas opuszczania zakrętu doskonale czuć, że tylne koła są tam, gdzie powinny, a kiedy wybiorą trochę inną drogę, zaczynają huczeć, ale moje cztery litery doskonale wiedzą o każdym ich ruchu. Bądźcie jednak pewni, że jak tylko spadnie deszcz, będzie niebezpiecznie... Na prostej przy wyższych prędkościach przenikają do kokpitu chronionego wyłącznie przednią szybą, której rama kończy się na wysokości moich oczu, turbulencje lodowatego powietrza, a ja sam mam problemy z zaczerpnięciem oddechu i łzawieniem oczu. Po chwili silny wiatr ustaje, ośmielam się więc i opuszczając zakręt mocniej naciskam pedał gazu. W tej samej chwili pojawia się poślizg tylnej osi, jednak szybka kontra ostrą jak brzytwa kierownicą eliminuje nadchodzącą katastrofę i Roadsport dalej podąża w wybranym kierunku. Fantastyczne jest, że wszystkie ruchy kół i zawieszenia można tam daleko w przedzie śledzić na własne oczy, gdyż koła okryte są tylko niewielkimi błotnikami. Podejrzewam, że kochany Caterham uspokoiłby się nawet bez kontrowania kierownicą. Wystarczy bowiem lekko puścić kółko i wtedy jeśli sytuacja nie jest krytyczna, a nasza prawa noga nie przypomina siłą nacisku na gaz cegły, auto zrównuje się samo. Na krawężnikach karoseria Caterhamu w ogóle się nie odkształca, w dodatku jestem zaskoczony, że auto o tak fantastycznych właściwościach jezdnych i doskonałym prowadzeniu, jest całkiem komfortowe. Pytaniem pozostaje, jak zawieszenie radziłoby sobie z rozbitą drogą krajową, ale uważam, że ani tutaj nie miałoby większych problemów.
Niestety nic nie trwa wiecznie, tak więc i ja przejechałem przyznaną mi ilość okrążeń. Teraz stoję za barierką i z zazdrością śledzę tych, których czas dopiero nadszedł, a z odpływającą adrenaliną zaczynam układać myśli. Największą niedogodnością Caterhamu jest zapewne ilość miejsca dla załogi, ale to nie jest problem nie do rozwiązania. Można bowiem zamówić wersję SV, która jest co prawda o 25 kg cięższa, ale również szersza, dłuższa i wyższa, dzięki czemu osoby o wzroście większym niż 180 cm znajdą tu więcej komfortu. Pod adresem skrzyni biegów, zawieszenia i układu kierowniczego nie można wznieść praktycznie żadnych zarzutów, atutem mogłaby być jedynie nieco większa kierownica, turbulencje w kokpicie można ograniczyć przez zamontowanie boczków. Wbrew temu Caterham Roadsport, który przystosowany jest zarówno do jazdy po torze, jak i w zwykłym ruchu ulicznym, pozostaje samochodem dla ekstremistów poszukujących wrażeń, jakie najprawdopodobniej nie mogą zaoferować ani najbardziej szlachetne okazy ze stajni Ferrari, Porsche czy Lamborghini... a to wszystko w cenie Mazdy MX-5!. Nie zapominajmy również, że Roadsport to podstawowy model w ofercie firmy Caterham, dla osób poszukujących o wiele mocniejszych wrażeń Brytyjczycy przygotowali modele CSR czy R500. Na podstawie doświadczeń z fotela pasażera muszę jednak powiedzieć, że CSR to auto dla prawdziwych mistrzów kierownicy.
Autor: Michal Fokt