.. To, że wyszedł z tego czołowego zderzenia żywy, zakrawa na cud. Jego Maluch został bowiem doszczętnie skasowany przez TIR-a, który wyjechawszy niespodziewanie zza zakrętu wpadł przy gwałtownym hamowaniu w poślizg. Już do końca życia będzie chodził o kulach. Nie był niczemu winien. Jechał 60 km/h, ciężarówka - ponad 100. Sprawcę aresztowano, dostał później 5 lat za nieumyślne spowodowanie trwałego kalectwa.Codzienna gehennaW tej sprawie dramat gonił dramat. Poszkodowany Zbigniew R. kiedyś był akwizytorem zabawek w dobrze prosperującej hurtowni. Po rocznym leczeniu, na które wydał prawie wszystkie oszczędności, zapisał się na kurs wikliniarstwa, ponieważ przyznana mu po wielu kłopotach renta nie starczała na godziwe życie, a odszkodowanie nie pokrywało kosztów rekonwalescencji. Żona, Janina R., która w momencie wypadku była w szóstym miesiącu ciąży, poroniła. Zaczęła też miewać silne stany depresji. Na skutek nieustających zwolnień lekarskich straciła pracę. To jeszcze bardziej pogorszyło jej kondycję psychiczną. Całymi godzinami przesiadywała też w pokoju, w którym zgromadziła kiedyś łóżeczko, zabawki i stertę pieluszek dla syna, który miał się urodzić. Między małżonkami dochodziło do nieustannych spięć...Tego feralnego dnia ona nie chciała jechać z mężem. To on ją namówił. Po wypadku ona nie mogła sobie wybaczyć, że wówczas uległa, on - że ją namawiał. Nieustające roztrząsanie tego problemu spowodowało, że w końcu nie mogli już na siebie patrzeć. Po półtora roku żona Zbigniewa R. spakowała w końcu walizki i wyprowadziła się do matki. Ale i tam nie wytrzymała długo. Wędrowała od domu jednej siostry do drugiej, wszędzie wracając do dnia wypadku i kwestii winy. W końcu cała rodzina miała dość tej sytuacji. Jedna z sióstr zaproponowała Janinie R. leczenie psychiatryczne. Na szczęście przystała na nie. Spędziła w szpitalu ponad rok. Dziś jest niby wyleczona, ale wypadek wraca do niej w sennych koszmarach.Procenty nieszczęśćZbigniew R. nie odnalazł się w nowej pracy. Wyplatanie koszyków stało się dla niego swoistą codzienną udręką. Robi bowiem to, czego nie lubi. Uwielbiał być w ruchu, pośród ludzi. Teraz siedzi w domu, na wózku, uzależniony od sióstr z pomocy społecznej. Dręczą go wyrzuty sumienia i zmarnowane życie. A przecież niczemu nie był winien...Historia Zbigniewa R. jest jednym z wielu losów ludzi poszkodowanych w wypadkach. Ok. 60 proc. z nich zostaje inwalidami na całe życie. Połowa pozostałych dopiero po trzech latach odzyskuje swą kondycję fizyczną. Reszta nigdy do formy nie wraca, zaś 40 proc. jest niezadowolonych z leczenia i rehabilitacji. Także rodziny ofiar cierpią na różnorakie zakłócenia psychiczne. W najgorszej sytuacji - jak dowiadujemy się w Stowarzyszeniu Alter Ego - znajdują się rodziny zabitych. Podczas pierwszych trzech lat 72 proc. straciło zainteresowanie codziennymi zajęciami, takimi jak praca zawodowa, prace domowe, studia. 70 proc. straciło energię, 49 proc. pewność siebie, 46 proc. ma stany lękowe, 37 proc. myśli samobójcze, 64 proc. cierpi na depresję, 27 proc. na różne fobie, 35 proc. odnotowuje trudności pokarmowe, 78 proc. odczuwa złość, 71 proc. nieustające oburzenie. Dopiero po trzech latach (!) odsetki te nieco się obniżają. Trudności rodzinne, kłopoty w komunikowaniu się z ludźmi oraz narastające problemy seksualne deklaruje 70 proc. osieroconych, 40 proc. krewnych ofiar i 50 proc. niepełnosprawnych w wyniku wypadku. Po trzech latach liczby te ulegają pogorszeniu o dalszych pięć procent!Puenta w pętli- Mało kto zdaje sobie sprawę - mówi Jan Rogowski, terapeuta zajmujący się m.in. ofiarami dramatów drogowych - że te stany mogą utrzymywać się do końca życia, stanowiąc nigdy nie kończącą się udrękę, odbierając radość życia i jakąkolwiek nadzieję. Myślę, że na kursach prawa jazdy powinno się korzystać z tych materiałów, bo świadomość nieszczęścia, jakie można zgotować drugiemu człowiekowi, może spowodować, iż jakaś część kierowców jeździć będzie bezpieczniej i rozsądniej.Sprawca wypadku, w którym ucierpiał Zbigniew R., po dwóch próbach samobójstwa, za trzecim razem pozbawił się życia skutecznie, zaciskając sobie pętlę z prześcieradła wokół szyi. Sąsiedzi z celi twierdzą, że do zdarzeń związanych z wypadkiem wracał bez przerwy. To wspomnienie też było dla niego katuszą...Piotr Wójcikowski
Dramat po dramacie
Pamięta tylko oślepiające światło z naprzeciwka, huk czołowego zderzenia i nagłą ciemność. Kiedy się ocknął, leżał na szpitalnym łóżku.