Grand Prix Miami odbyło się w weekend 6-8 maja. Była to pierwsza z dwóch rund w USA i chyba zostanie na długo zapamiętana, ponieważ organizacja imprezy wzbudzała sporo kontrowersji, a nawet było niebezpieczeństwo, że cała impreza po prostu się nie odbędzie.

Wszystko z powodu pierwotnego planu stworzenia nitki toru w ekskluzywnej dzielnicy, na co nie zgodzili się tamtejsi mieszkańcy. Ponadto władze miasta nie wyraziły zgody na zamknięcie na cały weekend mostu łączącego port z zatoką.

GP Miami: fałszywa przystań i fałszywa woda. Tylko łodzie prawdziwe

Plany musiały więc ulec zmianie, a tor stworzono wokół Hard Rock Stadium w Miami Gardens. Jednak klimat Miami sam przywodzi na myśl jachty i wodę, dlatego ambicją organizatorów było stworzenie przystani jachtowej podobnej do tej, która znajduje się w Monako. Niestety był jeden spory problem — wokół toru próżno było szukać wody. Mimo braku tych "szczegółów" postanowiono stworzyć marinę z prawdziwego zdarzenia. Przynajmniej z pozoru.

Pomiędzy zakrętami nr 8 i 9 postawiono 10 jachtów, wzniesiono przystań i... położono plandekę, która z daleka przypomina wodę. W relacjach telewizyjnych rzeczywiście można było się nabrać. Sprytne, prawda?

Żeby było jeszcze ciekawiej, łodzie były transportowane w nocy z pobliskiego prawdziwego portu, a organizator sam się chwalił, że była to skomplikowana operacja. Cena biletu do strefy jachtowej zaczynała się od 2 tys. dol. (ok. 8,8 tys. zł) i kończyła na 9,5 tys. dol. (ok. 42 tys. zł) za osobę.

GP Miami: cud w Miami

Do naśmiewania się z mariny dołączył nawet zespół McLarena i w mediach społecznościowych ogłosił cud, który wydarzył się w Miami.

Trzeba jednak przyznać, że takie nietypowe rozwiązanie zapewniło rozgłos debiutowi GP Miami. Sam organizator zupełnie nie przejął się krytyką i jest zadowolony z popularności, jaką zyskała sztuczna przystań.

Na obronę można tylko powiedzieć, że kierowcy przed wyścigiem chwalili nitkę toru, a osoby planujące cały jego układ skupiły się na tym, aby kierowcy mogli wyprzedzać i czerpać przyjemność z wyścigu. Rywalizacja była jednak dość nudna i jedynie końcówka dodała nieco emocji. GP Miami ostatecznie wygrał Max Verstappen z Red Bulla.