Podczas jazd testowych nowym modelem Ioniq, Hyundai umożliwił dziennikarzom przejażdżkę także innym pojazdem powstałym z myślą o walce ze spalinami, a mianowicie modelem ix35 Fuel Cell. Gdyby nie napisy po bokach pojazdu, nikt nawet nie przypuszczałby, że mamy do czynienia z przyszłością motoryzacji. W przeciwieństwie do krzyczącej innością wodorowej Toyoty Mirai samochód ma bardzo skromny design. Ot zwykły ix35, ale przecież powstał w 2013 roku, a od tego czasu trendy poszły już mocno do przodu. W tym przypadku większe znaczenie ma jego serce.
We wnętrzu również nie spodziewajmy się futurystycznie wyglądających wskaźników czy udziwnionych pokręteł tylko przez to, że auto ma troszkę inne paliwo. Za kołem kierownicy możemy dostrzec wyświetlacz, który mówi nam o poziomie naładowania akumulatorów, zasięgu oraz czy nasza jazda jest wystarczająco ekologiczna. Po zajęciu fotela od razu chce się ruszyć z miejsca, ale nie tak szybko. Organizatorzy wymusili krótkie czekanie, by na ekranie ix35 Fuel Cell pojawiło się zielone: „Ready”.
Gdy samochód zasygnalizował gotowość, wciskamy pedał gazu i bez żadnego dźwięku, ruszamy z miejsca. Taka jazda sprzyja rozmowie i słuchaniu muzyki, do naszych uszu dochodzi bowiem tylko niewielki szum. Komfort jest większy, ale trzeba się mieć na baczności, gdyż nie tylko kierowca nic nie słyszy, rowerzyści i przechodnie również. Często pojawiają się znienacka. Wodorowy Hyundai potrafi błyskawicznie ruszyć z miejsca. 136-konna jednostka elektryczna już od samego startu udostępnia maksymalne 300 Nm momentu obrotowego. Z kolei najwyższa prędkość, jaką możemy uzyskać tym samochodem wynosi 160 km/h.
Aby zatankować ix35 potrzebujemy zaledwie trzech minut, co w porównaniu z ładowaniem akumulatorów samochodów elektrycznych jest niczym mgnienie oka, a zasięg również jest dłuższy niż przy elektrykach i wynosi 594 km. Dwa zbiorniki mieszczą łącznie 5,64 kg wodoru.
Wszystko brzmi obiecująco mamy ekologiczny napęd, nie musimy spędzać nieskończoności na stacjach benzynowych, a tankowanie kosztuje mniej więcej tyle co w przypadku zwykłej benzyny. Niestety w naszym kraju wciąż nie ma punktu, w którym można taki pojazd zatankować, ale są plany. Polska dołączyła do europejskiego projektu HIT-to-Corridors mającego na celu stworzenie infrastruktury umożliwiającej wykorzystanie wodoru jako paliwa. Zgodnie z projektem w Polsce w latach 2020-2030 planowane jest uruchomienie nawet 30 takich stacji, na początek w Poznaniu i Warszawie. Koszt inwestycji jest szacowany na 12-15 mln euro. Za 30 lat, oczywiście jeśli nastąpi realizacja założenia, będzie to nawet 200 – 600 (lata 2040-2050).
Hyundai ix35 Fuel Cell jest prawie jak jeżdżący unikat, sprzedano dopiero 300 egzemplarzy w 12 krajach europejskich, a w Polsce w ogóle nie jest dostępny. Ten wyjątkowy charakter to kwestia braku infrastruktury, ale także ceny. Na wielu rynkach europejskich istnieje wprawdzie wiele ulg na samochody nieemitujące spalin, ale model i tak kosztuje słono. Na przykład w Niemczech salonowa cena wynosi 65 450 euro, czyli jakieś 290 tys. zł!
Szansa zobaczenia pojazdu wodorowego na ulicy wciąż jest niewielka, ale nie da się ukryć, że zainteresowanie nabiera rozpędu. Ekologia ma coraz większe znaczenie, a przecież wodorowy samochód emituje jedynie wodę. Pierwsze sukcesy auto na wodór ma już za sobą: możemy zaliczyć do nich wprowadzenie do masowej sprzedaży oraz wzrost liczby punktów tankowania wodoru. Tylko patrzeć jak powoli, małymi kroczkami samochody wodorowe staną się konkurencją dla napędów konwencjonalnych.