To zwykła klasa B, czyli van zbudowany na bazie klasy A, który swego czasu słynął z tego, że w bardzo krótkim nadwoziu daje bardzo długie wnętrze. No i ma dwie podłogi, co do tej pory jest pewnym nonsensem, ale ok., niech będzie. Teraz zasłynie z tego, że ma pod maską 5,5 l, osiem cylindrów, 388 KM i 7-biegowy automat. Niesamowite, że to wszystko zmieściło się pod króciusieńką maską małego Mercedesa B55.
Moc płynie na tylną oś przeniesioną z Mercedesa klasy E z 1995 roku (w modelu standardowym na przód), konstrukcja komory silnikowej jest właściwie nie zmieniona (niesamowite, tym bardziej że zwykły model miał tylko silniki czterocylindrowe), masa auta wzrosła o 180 kg w porównaniu z wyjściową wersją 200CDI (do 1620 kg), a osiągi są, jak na vana, zdumiewające – 5,2 s do setki, maksymalnie 250 km/h. Szkoda, że auto jest bez szans na produkcję seryjną.