Zniszczone lusterka, połamane wycieraczki, rozlana farba, rozbite jajko, przebite opony i zarysowania - tak kierowcy walczą z nieumiejącymi parkować właścicielami samochodów. Ale jeśli wymierzanie sprawiedliwości zostanie zarejestrowane kamerą lub przyuważone przez "nieżyczliwych", za zniszczenie mienia może grozić niemała kara. Dlatego lepiej sięgnąć po bezpieczniejszą, ale nie mniej skuteczną broń, a przy tym stosunkowo niedrogą - karne naklejki.

O co dokładnie chodzi? W myśl zasady: "Źle parkujesz? Zdrapujesz!", kierowcom, którzy nie potrafią parkować (zastawiają inne pojazdy, przez co godzinami trzeba czekać aż odblokują wyjazd, zajmują dwa miejsca parkingowe, zamiast jednego, blokują drzwi pojazdów, zmuszając kierowców do wsiadania do swoich aut od strony pasażera, parkują na miejscach dla inwalidów, nie mając do tego uprawnień, itd.) wymierzana jest kara w postaci karnej naklejki.

Cechą charakterystyczną naklejek jest to, że są trudno zmywalne, a do tego, dzięki zamieszczonych na nich napisach, przynoszą wstyd ich posiadaczom.  "Nie parkuj jak łoś", to najłagodniejsza z dostępnych wersji.

Najbardziej niesubordynowanym kierowcom, należą się jednak ostrzejsze reprymendy: "Ch...wo parkujesz, karnego ku...a otrzymujesz" czy też w wersji damskiej: "Jak pipa parkujesz, karną ci.. otrzymujesz".

Samochód tak oznakowany raczej nie jest powodem do dumy, dlatego kierowcy za wszelką cenę próbują pozbyć się naklejek. I tutaj zaczyna się problem. Naklejki reklamowane są jako trudno zmywalne, więc z rumieńcem wstydu na twarzy, kierowcy muszą poddać swoje samochody długiemu szorowaniu i to w miejscu zamieszkania, bo sama woda tutaj nie wystarczy.

O tym, że naklejki działają, świadczy fakt, że sprzedają się jak świeże bułeczki. Sprzyja temu również cena. Za pakiet 200 naklejek trzeba zapłacić ok. 23 zł.

Nietrudno również o dobre rekomendacje. - Pewien mężczyzna skutecznie zastawiał nam bramę wjazdową do posesji. Nie pomogły tabliczki informujące o zakazie blokowania przejazdu, a nawet moje ustne prośby. Ciągle słyszałam: "ja tylko na chwilę, zaraz odjeżdżam". Moja cierpliwość skończyła się wtedy, kiedy wybieraliśmy się na chrzest mojego bratanka i nie mogliśmy wyjechać z własnej posesji. Podczas gdy mąż udał się do sąsiadów, by pożyczyć samochód, ja obkleiłam auto tego niedouczonego kierowcy, karnymi ku....mi. Zużyłam około 50 naklejek. Musiał mieć niezłą zabawę, próbując je usunąć. Żałuję, że nie widziałam jego miny. Ale od tego czasu problem zniknął, jak ręką odjął. Mimo to, tak na wszelki wypadek, gdyby jeszcze kiedyś się pojawił, noszę w torebce cały zapas - opowiada Barbara z Zamościa.