Rzeczywiście wyrok działaczy Światowej Rady FIA jest niezwykle surowy. Co prawda już wiadomo, że w rzeczywistości zespół zapłaci znacznie mniej, ale i tak są niebotyczne sumy.

W trakcie weekendu McLaren podejmie decyzję, czy odwołać się od wyroku do Trybunału Apelacyjnego FIA. Na razie na stronie zespołu ukazało się oświadczenie Rona Dennisa, a także wywiad z szefem zespołu (a także jego udziałowcem - posiada 15 procent udziałów). Oto główne jego fragmenty:

"Najważniejszą rzeczą jest to, że ścigamy się w nadchodzący weekend i przez resztę sezonu, oraz przez wszystkie sezony. To oznacza, że nasi zawodnicy mogą nadal walczyć o tytuł Mistrza Świata. Będąc obecnym na (dzisiejszym) przesłuchaniu nie akceptuję tego, że zasłużyliśmy na ukaranie i naruszenie reputacji w taki sposób. Dowody przedstawione FIA przez naszych kierowców, inżynierów i załogę jasno wskazują, iż nie użyliśmy żadnych informacji z przecieku, aby zyskać przewagę na torze.

Sporo mówiło się w prasie i przesłuchaniu na temat maili i wiadomości do i od naszych kierowców. Rada Światowa otrzymała oświadczenia Fernando Alonso, Lewisa Hamiltona i Pedro de la Rosy, którzy kategorycznie twierdzą, iż żadne informacje Ferrari nie zostały użyte przez McLarena i że nie przekazali oni do teamu żadnych tajnych danych. Pion techniczny liczący ponad 140 osób, dostarczył FIA oświadczenia potwierdzające, iż żaden z pracowników nigdy nie otrzymał i nie użył informacji Ferrari.

Nigdy nie zaprzeczaliśmy, że informacje od Ferrari znajdowały się w prywatnym posiadaniu jednego z naszych pracowników, u niego w domu. Pytanie brzmi, czy te informacje zostały wykorzystane przez McLarena? Tak się nie stało i tego nie udowodniono! Nadal pytamy, jakie powody mieli Stepney i Coughlan, żeby zbierać te informacje, skoro nie użył ich McLaren? Możemy tylko spekulować, ponieważ na dzisiejszym przesłuchaniu zabrakło Coughlana i Stepneya. Wiemy jednak, że obydwaj szukają zatrudnienia w innych teamach, co potwierdziły już Honda i Toyota!"

Sprawa jest niewątpliwie trudna, ale opiera się w dużej mierze na poszlakach. Nikogo przecież za rękę nie złapano.

Co więcej - wątpliwości jest bardzo wiele. McLaren został wcześniej uznany winnym, ale odstąpiono od ukarania, bowiem nie było dowodów. Potem - na wniosek prezydenta Włoskiej Federacji Samochodowej - Luigiego Macaluso, prezydent FIA, Max Mosley (na zdjęciu na górze tekstu), postanowił skierować sprawę McLarena do sądu apelacyjnego. Rozprawa nie zdążyła się odbyć, bowiem pojawiły sie podobno nowe dowody i w związku z nimi zwołano na 13 września posiedzenie Rady Światowej. Mosley wycofał swój pozew...

Kluczem do wszystkiego są dwaj panowie, którzy obecnie starają się o pracę w innych zespołach F1, bowiem ze swoich zostali wyrzuceni.

Jak przebiegały ich kontakty? Zaczęło się od maili: w marcu Mike Coughlan, były główny projektant McLarena, otrzymał trzy wiadomości od Nigela Stepney'a z Ferrari, który napisał w nich, że liczne rozwiązania zastosowane w bolidzie F2007, nie są zgodne z regulaminem technicznym. Chodziło o podłogę, a także o element rozdzielający płaty tylnego skrzydła. Po otrzymaniu rysunków, Paddy Lowe, dyrektor McLarena, przekazał sprawę do FIA.

W kwietniu Coughlan spotkał się ze Stepneyem w Barcelonie, gdzie ten drugi przekazał mu pakiet dokumentów. Podczas kolejnego spotkania w Anglii Stepney wręczył Coughlanowi kilka stron A4 z rysunkami tarczy hamulcowej Ferrari. Gdy sprawa stała się głośna żona Coughlana, Trudy zniszczyła 780-stronicowe dossier Ferrari zeskanowane na dwie płyty CD.

W 14-stronicowym raporcie FIA, który udostępniony został dziś wieczorem, po ponad dobie od podjęcia decyzji , zawarte są informacje na temat maili wymienianych pomiędzy i Fernando Alonso oraz Nigelem Stepney'em i Mikem Coughlanem. Panowie wymienili 288 sms oraz odbyli ze sobą 35 rozmów telefonicznych.

De la Rosa podzielił się z Alonso informacjami dotyczącymi rozkładu masy bolidów Ferrari w Grand Prix Australii. Były też wiadomości o elastycznych skrzydłach, balansie aerodynamicznym, ciśnieniu w oponach, systemie hamulcowym, a nawet strategii pit stopów Ferrari! To według członków Światowej Rady świadczy dobitnie o wykorzystaniu ich w celu udoskonalenia samochodów McLarena.

Co najdziwniejsze - szef McLarena, Ron Dennis przyznał w Belgii, że to on przekazał Międzynarodowej Federacji wspomniane, nowe dowody.

"Pragnąłem pokazać, że McLaren jest otwarty na współpracę i "czysty" w trakcie całego postępowania. Potwierdzam, że gdy rano w dniu Grand Prix Węgier zorientowałem się, że istnieją nowe dowody w tej sprawie, natychmiast zadzwoniłem do FIA, informując o tym" - powiedział Dennis.

"Ferrari przyjmuje do wiadomości decyzję FIA o ukaraniu zespołu Vodafone McLaren Mercedes za naruszenie artykułu 151c Międzynarodowego Kodeksu Sportowego - czytamy w specjalny oświadczeniu włoskiego teamu. W świetle nowych dowodów ujawniono kolejne fakty i zachowania niezwykle poważnej natury, uderzające w interes sportu. Ferrari jest usatysfakcjonowane tym, że prawda wyszła na jaw".

Dlaczego ujawnienie prawdy trwało tak długo. I dlaczego upublicznienie uzasadnienia wczorajszego wyroku trwało tak długo?

Jedno jest pewne - całe to zawirowanie wbrew logice służy Formule 1! Bernie Ecclestone oświadczył dość niebacznie, że zamieszanie wokół afery szpiegowskiej spowodowało kilkakrotnie większe zainteresowanie F1 mediów. Czym większy szum - tym lepiej! Ecclestone więc stara się mieszać jak może, choćby decydując, na których torach odbywać się będą wyścigi w kolejnych latach.

Kto zarabia na werdykcie? Oczywiście Ferrari, bowiem prawdopodobnie już w niedziele świętować będzie tytuł Mistrza Świata Konstruktorów. Za kilka lat nikt nie będzie pamiętał, że został on zdobyty - niezależnie od całej prawdy - przy "zielonym stole". I oczywiście FIA - bowiem suma zapłacona przez McLarena pozwoli panom działaczom "przeżyć" spokojnie najbliższe kilka lat...

A gdzie leży prawda? Czy kiedykolwiek dowiemy się jak naprawdę było: kto komu, za ile i dlaczego? Wątpliwe.

Białe jest białe, a czarne jest czarne: była afera szpiegowska, podlegająca jako zwykłe szpiegostwo przemysłowe surowym sankcjom prawnym, czy jej nie było?

Bo Nigel Stepney i Mike Coughlan dogadują się już z innymi zespołami F1 (zamiast siedzieć w więzieniu). Fernando Alonso wystartuje jutro w kwalifikacjach, a w niedzielę w wyścigu w Spa (zamiast byc zdyskwalifikowany). "Tester" Pedro de la Rosa zamiast siedzieć w celi ma szanse stać się w przyszłym sezonie kierowcą zespołu. Mclaren zapłaci 100 milionów dolarów i straci tytuł rzecz Ferrari.

Skąd my znamy takie sytuacje? Ale bez polityki...

Szanowni entuzjaści Formuły 1 - będzie cacy! Bowiem karuzela Formuły 1 będzie się kręciła nadal. Tylko niektórym panom nie zalecałbym udawania się bez ochrony do Anglii, bo tam kibice potrafią pokazać jak bardzo bywają wkurzeni...