Torsten Müller-Ötvös (51 lat) na spotkanie przyjeżdża oczywiście Rolls-Roycem, a sam wygląda jak z żurnala. Benzyna we krwi? Raczej nie. To nie jest zwyczajny menedżer marki samochodowej. O autach mówi jak o klejnotach czy jachtach. Przekonuje, że jego produkt ma wprawdzie cztery kółka, ale poza tym różni się od innych marek. Szef brytyjskiej spółki-córki BMW Rolls Royce’a chce spotykać się ze swoimi klientami "na tym samym poziomie". W golfa nie gra. Za to łowi ryby na muchę.

Czy pan wie, ilu czytelników "Süddeutsche Zeitung" jeździ Rolls-Roycem?

Bazując na naszej stale rosnącej sprzedaży w Niemczech - gdzie udało nam się w ostatnim roku podwoić wyniki - z pewnością kilku.

Kilku? To nie jest wiele. Czy to pana nie martwi?

Marka cieszy się w Niemczech rosnącą akceptacją. Zdziwiliby się panowie, jak ludzie reagują widząc Rolls-Royce’a.

Jednak mało który z nich będzie mógł sobie kiedykolwiek na takie auto pozwolić.

Ale nie zawsze o to chodzi. Rolls-Royce to jedna z najbardziej znanych marek świata, więc i fascynacja tymi autami jest adekwatnie duża.

Czy pan sam jeździ Rolls-Roycem?

Jako dyrektor marki mam przywilej korzystania z auta każdego dnia. To najlepszy "efekt uboczny" mojej pracy.

Z szoferem czy bez?

Jeżdżę modelem Ghost, jednym z najlepszych na świecie aut do samodzielnego prowadzenia. Na oficjalne okazje wybieram chętnie model Phantom z szoferem.

Optycznie bardzo dobrze pasuje pan do tego auta: elegancki, dobrze ubrany, wszystko perfekcyjne. Czy jest pan taki naprawdę, czy to tylko uniform szefa Rolls-Royce’a?

W mojej pracy nie zmuszam się do żadnych uniformów. Muszę spotykać się z klientami "na tym samym poziomie", a do tego trzeba być autentycznym.

Taki handicap?

Nie gram w golfa. Moim hobby jest wędkarstwo muchowe.

Też niestandardowo. Bez przymusu przynależenia do klasy wyższej.

Absolutnie nie. A do tego jest to bardzo relaksacyjny sport. Stoi się samemu nad rzeką w weekend, koncentrując się tylko na sznurze, muszce i rybach. Nie ma nic piękniejszego.

Nawet niż jazda Rolls-Roycem?

To już tak. To ten sam rodzaj spokoju. Jazda Rolls-Roycem jest niczym płynięcie przez świat w bardzo komfortowym otoczeniu. Również to przeżycie jest zaproszeniem do tego, by pobyć samemu ze sobą.

Ale ten spokój skończy się, jeśli wjedzie pan w niebezpieczne rewiry. Na ulicy Maksymiliana w Monachium jeszcze moglibyśmy sobie pana wyobrazić, ale czy zapędziłby się pan w swojej limuzynie do berlińskiej dzielnicy Kreuzberg i tam zaparkował?

Oczywiście. Rolls-Royce to wyjątkowo ponadczasowe i klasyczne zjawisko, które prowokuje zachwycające reakcje.

Proszę nam opowiedzieć coś o swoich klientach: kto kupuje samochody Rolls-Royce?

Bardzo różne osoby. To, co ich łączy, to zamożność. W gronie naszych klientów jest obecnie 10 procent kobiet i jest to tendencja rosnąca. Kupuje się Rolls-Royce’a, by pokazać, że odniosło się sukces lub za coś się nagradza. Czy też z zamiłowania: tu chodzi o coś więcej niż tylko o automobil. Mówimy tu raczej o dobru luksusowym.  

W Niemczech uchodzi on za symbol silnego charakteru osób, które nie chcą demonstrować swojego bogactwa. A z drugiej strony właściciele tych aut są postrzegani jako nieprzyjemne typy, ponieważ właśnie w taki sposób prezentują swoje bogactwo.

Ludzie nie kupują Rolls-Royce’a, by szpanować. Raczej chodzi tu o gust i świadomość luksusu i najwyższej jakości. Nasi klienci nie muszą ani sobie, ani innym niczego udowadniać. Są ludzie, którzy kupują sobie drogie zegarki, i tacy, którzy radują się z Rolls-Royce’a.

Mieszkańcy Azji czy Rosji bardziej demonstracyjnie niż w Europie prezentują symbole statusu. A słowo "zawiść społeczna" jest raczej trudno przetłumaczalne na język chiński…

W większości regionów świata, a zwłaszcza w Azji, akceptacja sukcesu i bogactwa jest duża. Pokazuje się w ten sposób, ile się w życiu osiągnęło. I jest się dumnym także z tego, że jest to respektowane. I właśnie dlatego Azja jest naszym najważniejszym filarem. W Europie kluczowa jest dla nas Anglia, bez dwóch zdań. Tam panuje duma z bogatych tradycji brytyjskich marek samochodowych, takich jak Rolls-Royce, Mini czy Aston Martin.

…z czego prawie wszystkie są obecnie w niemieckich rękach. Rolls-Royce i Mini należą do BMW, Bentley do Volkswagena. Pan jako niemiecki menedżer w rdzennie brytyjskiej marce - czy to się może udać?

To przecież widać! Być może wynika to z faktu, że mam dobre wyczucie brytyjskiej kultury. Synergia niemieckiej sztuki inżynieryjnej i procesów zarządzania w połączeniu ze wspaniałą brytyjską sztuką rzemieślniczą jest doskonała. To jest doceniane również w Anglii.

Rolls-Royce to jednak fałszywa obietnica autentyczności. Ta kultowa marka bazuje dziś na BMW serii 7.  

Niestety nie ma pan zupełnie racji. Bowiem model Rolls-Royce Phantom to całkowicie wyjątkowy automobil, bazujący na aluminiowej ramie konstrukcyjnej. Także Ghost jest autentycznym Rolls-Roycem. Oczywiście, do ich konstrukcji wykorzystujemy najlepsze światowe technologie. Wszystko w duchu naszego założyciela, sir Henry’ego Royce’a: "Take the best that exists and make it better" [Weź najlepsze z tego, co istnieje, i ulepsz to].

Od dziesięcioleci podobne samochody i zawsze taki sam wizerunek - czy nie czuje się pan bardziej jak zarządca muzeum niż menedżer marki samochodowej?   

Wręcz przeciwnie. Rolls-Royce obecnie bardzo silnie wchodzi na nowe rynki. Ponadto w ciągu trzech lat udało nam się zwiększyć sprzedaż z 1000 do ponad 3500 aut - jesteśmy więc bardzo dynamiczni. Przyciągamy przy tym stale wysoką liczbę nowych, coraz młodszych i coraz bardziej przedsiębiorczych klientów.

Pańskie obydwa modele nazywają się Phantom i Ghost - ile one właściwie kosztują?

Phantoma można kupić już od 350 000 euro. Ale ze wszystkimi dodatkami może kosztować nawet 700 000.

A Ghost?

Od 250 000 euro

Phantom, Ghost - to brzmi jak wzięte z brytyjskiego gotyku. I kojarzy się z angielską powieścią grozy rodem z XIX w. Ale nie jest dynamiczne…

…to nie ma nic wspólnego z gotykiem. To są eteryczne nazwy, które od zawsze były wykorzystywane w historii firmy.

…eteryczne nazwy?

Absolutnie. Tradycja nadawania nazw w firmie odzwierciedla ponad stuletnią bogatą historię oraz intelektualny związek między właścicielami Rolls-Royce’a i ich samochodami. Kreują silny wizerunek w głowach i idealnie pasują do spokoju, jakim emanuje marka: po prostu wyjątkowa i przy tym całkiem odmienna od każdego innego automobilu na świecie.

Czy marka ma zamiar na zawsze pozostać przy tych dwóch modelach?

Ten eteryczny świat z pewnością zaoferuje jeszcze więcej możliwości. Ale co do tego nie ma jeszcze żadnych decyzji. Ważne jest to, że pozostajemy ekskluzywną marką.

Nie można jednak rosnąć bez końca. Jak dużo aut uda się jeszcze sprzedać, nie rezygnując z tej ekskluzywności?   

Kilka. W skali 65 milionów aut sprzedawanych rocznie na świecie nasz wynik 3500 nie jest znaczący. To mała, ale szlachetna kropla w oceanie. To oznacza także, że nie będziemy pozycjonować naszej marki w pięciocyfrowym przedziale cenowym.

A może jednak lepszy byłby tańszy i mniejszy model dla początkujących?

Chcemy, aby nasza marka pozostała unikatowa i nadal kojarzyła się z wysoką jakością - zamiast stawiać na ilość.

Obecnie dość modne są samochody terenowe, nawet Bentley ostatnio pokazał taki model. Kiedy możemy się spodziewać SUV-a marki Rolls-Royce?

Z pewnością jest to bardzo interesujący segment. Dla Bentleya może to być jakaś opcja. Ale dla nas nie. Żyjemy z tego, że jesteśmy mała, dobrą marką.

Odnosimy wrażenie, jakby wypierał się pan bliskości z BMW.

Bynajmniej, po prostu podkreślam wagę naszej własnej marki. Klienci kupują marki, a nie koncerny. A ja jestem zdeklarowanym orędownikiem autentyczności marek.

Być może BMW też się cieszy, że nie jest z panem identyfikowane. Od pewnego czasu również BMW stawia mocno na zrównoważony rozwój swoich aut: lekkie włókno węglowe, napęd elektryczny, mniejsze auta. Więc pańskie 14-litrowe limuzyny rzeczywiście do tego nie pasują…

Proszę spojrzeć na to w ten sposób: Rolls-Royce jest perłą w koronie grupy BMW i jest tam poważany. Oczywiście temat zrównoważonego rozwoju jest dla nas ważny i pracujemy nad alternatywnymi napędami dla naszych modeli. W 2011 r. po raz pierwszy zbudowaliśmy elektrycznego Phantoma, który spotkał się z różnymi reakcjami. W naszych planach musimy jednak mieć na względzie wymagania również tych naszych klientów, którzy nie akceptują kompromisów.

Pewne jest, że kto kupuje Rolls-Royce’a, temu nie chodzi o zużycie benzyny, tylko o dwanaście cylindrów i intarsje z mahoniu. Przyzna pan, że w dzisiejszych czasach to już pewien anachronizm.

Nasi klienci widzą to inaczej. Samochody tej marki są dziedziczone z pokolenia na pokolenie. Prawie 80 procent wszystkich modeli, jakie zostały wyprodukowane w przeciągu 108 lat, ciągle jeszcze jeździ po ulicach.

Jednak czasy, kiedy brytyjska szlachta i Curd Jürgens jeździli Rolls-Royce’ami, minęły. Dziś na swoich teledyskach rozbijają się nimi amerykańscy gangsterzy.

Rolls-Royce ma wspaniałe, eklektyczne grono odbiorców - są tu królowie, głowy państw, gwiazdy popu, raperzy, przedsiębiorcy i potentaci finansowi. Wszyscy są interesującymi ludźmi, którzy mają do opowiedzenia wiele fantastycznych historii i wnoszą ogromny wkład w życie społeczne i kulturalne.

W jakim wieku są więc właściciele Rolls-Royce’ów?

Od dobiegających trzydziestki do dobiegających siedemdziesiątki.

Dobiegających trzydziestki? Tacy młodzi?

Tak. Na przykład młodzi biznesmeni w Chinach.

Powiedział pan kiedyś, że nie ma piękniejszego miejsca na piknik niż klapa bagażnika Rolls-Royce’a. Przy tych gabarytach auta można sobie wyobrazić naturalnie znacznie więcej.

Do czego pan zmierza?

Taki Phantom nadaje się również do amorów.

Każdy może korzystać ze swojego Rolls-Royce’a w dowolny sposób.  

Co pana zdaniem mógłby robić szef Rolls-Royce’a, jeśli kiedyś nie będzie już sprzedawał Rolls-Royce’ów? Ktoś taki jak pan nie mógłby przecież za kilka lat sprzedawać BMW "trójki"?  

Można wszystko. A tak poważnie: nie zaprzątam sobie głowy takimi pytaniami. Pracuję dla Rolls-Royce’a dopiero od 2,5 roku.

Torsten Müller-Ötvös - ur. w 1960 r. W 1988 r. po studiach na kierunku zarządzania trafił na praktykę do BMW, gdzie zrobił klasyczną karierę, pnąc się po różnych szczeblach zarządzania. W latach 2000-2003 dyrektor w dziale rozwoju i zarządzania produktem marki Mini, odpowiedzialny za jej międzynarodowy re-launch. W 2004 r. dyrektor centralnego marketingu i działu rozwoju marki BMW; od kwietnia 2008 r. odpowiedzialny za zarządzanie produktem BMW na świecie. W 2010 r. został dyrektorem marki Rolls-Royce w Wielkiej Brytanii. Mimo kryzysu gospodarczego sprzedaż tych prestiżowych aut rośnie, zwłaszcza w Azji i krajach arabskich. W 2011 r. sprzedał 3538 aut. Również w tym roku istniejący ponad 100 lat producent liczy na dalszy wzrost sprzedaży.

Rolls-Royce należy od niespełna 10 lat do BMW (Monachium). Auta są produkowane w nowej fabryce niedaleko Goodwood na południe od Londynu - z dużym wkładem pracy ręcznej.

Tłumaczenie: Anna Sado