Ale jeśli mowa o najmocniejszym Mini - S - trzeba przejechać kilkadziesiąt kilometrów, by zrozumieć ukryty smak tego auta i w pełni się nim rozkoszować. Pierwsze jazdy niecodziennym autem skłoniły nas do zupełnie niespotykanych wniosków: za najmocniejszą odmianą Mini znacznie częściej oglądają się... kobiety. Prawie tak, jakby za rączki obok siebie szli Tom Cruise i George Clooney. Czy dzieje się tak za sprawą uśmiechniętego grilla, wyrazistych reflektorów, czerwonej karoserii z białym dachem czy może dzięki szerokim, 17-calowym kołom (dostępnym za dopłatą)? Na pewno po trosze każdy z tych elementów jest za to współodpowiedzialny. Po prostu "eska" wygląda tak, jakby nie mogła uciec od swojej mocy, a przy tym sprawia bardzo sympatyczne wrażenie. To piękno bije również ze środka, bo Mini otrzymało siedzenia, na jakie sobie zasłużyło - z dobrym bocznym trzymaniem i sprężystym resorowaniem, o niebo lepszym niż "siedziska" tańszego brata. Wnętrze ma też kilka innych ciekawych rzeczy. Gdy przyglądamy się desce rozdzielczej, mówimy sobie: naprawdę nieźle to wszystko wygląda. Dopiero po dotknięciu aluminiowe ozdoby okazują się niestety plastikiem. Szkoda, ale trzeba przyznać, że wyglądają nieźle. Reszta materiałów w kolorze aluminium nie robi już tak dobrego wrażenia - dźwigienki kierunkowskazów i wycieraczek przy kierownicy w ogóle nie pasują do tego ambitnego sportowca. Za miastem pokusiliśmy się o wnikliwsze sprawdzenie możliwości Mini Coopera. Pierwsza uwaga: dźwięk silnika nie jest spektakularny, za mało kojarzy się ze sportowym bolidem. Jedyne co nasuwa nam takie skojarzenie to cichy szum kompresora. "Właśnie tak powinno być" - mówi Burkhard Goeschel, szef projektu S. Oczywiście działanie tego urządzenia jest odczuwalne - moc jednostki 1.6 ze spokojnych 115 KM została podniesiona do 163 KM. Przy okazji zmodyfikowano także wał korbowy, tłoki i zawory. Chłodnica oleju i natrysk oleju chłodzącego tłok mają zapobiegać przegrzaniu silnika. Mimo tych wszystkich starań dopiero po spojrzeniu na prędkościomierz wielkości talerza wiemy, jak naprawdę szybki jest nasz pojazd. Dźwięk silnika został po prostu zbyt ugrzeczniony. Dane fabryczne to jednak miód na nasze serce - 7,4 sekundy do "setki", prędkość maksymalna 218 km/h. Wszystko to w małym Mini! Z dala od autostrad Cooper pokazuje, dlaczego zakręty są najpiękniejszymi łącznikami pomiędzy prostymi. Zwłaszcza dla autka, które nazywa się Mini. Układ kierowniczy działa tak, że wydaje się, iż kierowca dopiero pomyślał o zmianie kierunku, a samochód już reaguje. Jest to tym bardziej dziwne, bo "eska" ma elektrohydrauliczne wspomaganie kierownicy, które w innych pojazdach nie najlepiej sobie radzi w podobnych sytuacjach. Najpóźniej po kilkunastu kilometrach jazdy po krętych drogach dochodzi do głosu czynnik uzależnienia. Szerokie opony, dobrze dobrane stabilizatory - wszystko to sprawia, że samochodu wprost nie można wytrącić z toru jazdy. Cooper tak wspaniale radzi sobie z najbardziej nawet krętymi drogami, że dodatkowy wydatek na ESP wydaje się być zupełnie zbyteczny. Czy coś może zepsuć nam krystaliczny wizerunek Mini Coopera S? Cena? Chyba nie, bo auto w Europie Zachodniej kosztuje 19 800 euro i jest o 2550 euro tańsze od Clio Sport (169 KM). W Polsce być może pojawi się pod koniec roku. Jedynym powodem do narzekania mogłoby być zużycie paliwa. Średnio podczas naszych prób wynosiło 13 l/100 km.
Super Cooper
Wodniesieniu do Mini należy to tłumaczyć tak: Mini One jest miłym autem, ale najwyższe laury z pewnością mu się nie należą. Do Coopera wsiada się znacznie chętniej, samochód oferuje po prostu dużo więcej.