Tragiczne statystyki prowokują od wielu lat dyskusję, która ostatnio skupia się głównie na kwestii efektywności kursów nauki jazdy. Czy zapobiegają one nieszczęściom, jak sądzi większość osób, czy raczej przyczyniają się do osłabienia funkcjonujących od lat obostrzeń?

W ostatnich 15 latach każdy ze stanów wprowadził zasady stopniowego nabywania uprawnień przez młodych kierowców. Nowicjuszy obowiązują rozmaite restrykcje, na przykład zakaz prowadzenia samochodu w nocy lub przewożenia młodych pasażerów spoza rodziny.

Insurance Institute for Highway Safety, finansowana przez ubezpieczycieli organizacja pozarządowa, opublikowała w maju raport, z którego wynika, że od 1996 roku, kiedy stany zaczęły wdrażać regulacje dotyczące etapowego uzyskiwania prawa jazdy, odsetek śmiertelnych wypadków drogowych z udziałem nastolatków znacznie spadł.

W Ameryce nie obowiązuje ogólnokrajowy standard kursów nauki jazdy, choć National Highway Traffic Safety Administration ogłosiła niedawno swoje wytyczne. Te jednak nie są wiążące, a ubezpieczyciele wskazują na jeszcze inny problem: otóż w 16 stanach ukończenie kursu pozwala młodym kierowcom obejść niektóre przepisy, między innymi ograniczenia wiekowe, wymóg spędzenia określonej liczby godzin za kierownicą, jak również zakaz prowadzenia w nocy i przewożenia pasażerów.

- Kursy, które umożliwiają nastolatkom pominięcie sprawdzonej i efektywnej drogi stopniowego nabywania uprawnień, mogą być bardziej szkodliwe niż pożyteczne - wskazuje Anne McCartt, wiceprezes instytutu ds. badawczych. - To przynosi skutek odwrotny od zamierzonego.

Wobec braku ogólnokrajowych standardów kursy dla kierowców w poszczególnych stanach bardzo się różnią. Eksperci od bezpieczeństwa chwalą na przykład Oregon za wszechstronny i obszerny program nauczania, który przyczynił się do obniżenia odsetka wypadków z udziałem młodzieży. Inne stany wypadają jednak dużo gorzej.

- Po naszych drogach jeździ coraz więcej młodych osób, którym brakuje podstawowej wiedzy oraz umiejętności, jakie kiedyś mieli ich rówieśnicy -  podkreśla John Ulczycki, wiceprzewodniczący organizacji National Safety Council. Przyznaje on, że poziom kursów w ostatnich 10 latach poprawił się, ale w niektórych stanach nadal nie są one obowiązkowe. - Stanowe regulacje dotyczące kursów nauki jazdy są niespójne i mocno zróżnicowane - dodaje Ulczycki.

Kiedy Caroline Summers z Caddo Mills w Teksasie kończyła 15 lat, w jej szkole średniej ani niewielkim rodzinnym mieście nie były dostępne żadne kursy nauki jazdy, dlatego też dziewczyna korzystała z internetu, filmów szkoleniowych oraz uczyła się jeździć w samochodzie pod nadzorem rodziców.

- Dostałam prawo jazdy bez żadnego urzędowego egzaminu praktycznego -  opowiada 18-letnia dziś Summers. - Mój ojciec podpisał tylko papiery i zaręczył za mnie, i to wystarczyło. Od tamtego czasu wymagania w Teksasie zostały zaostrzone.

17-letni Alec Malnati opowiada z kolei, że dzięki kursom w liceum Tigard w Oregon nauczył się unikać wielu ryzykownych zachowań za kierownicą, między innymi "siedzenia na ogonie" czy zbyt późnego włączania kierunkowskazów. - Instruktorzy powtarzali, żebym cały czas zachowywał ostrożność - mówi.

W latach 70. aż 95 procent uprawnionych uczniów brało udział w kursach nauki jazdy, organizowanych głównie przez publiczne szkoły. Odsetek ten spadł wraz z obcięciem finansowania, a branżę zdominowały prywatne firmy, wyjaśnia Allen Robinson, dyrektor American Driver and Traffic Safety Education Association, grupy non-profit zajmującej się edukacją o bezpieczeństwie w ruchu. - Kursy nie są już dostępne dla wszystkich chętnych, ale głównie dla tych, którzy jako pierwsi zapłacą - podkreśla Robinson.

Peter Kissinger, prezes AAA Foundation for Traffic Safety, ocenia, że oszczędności doprowadziły do pojawienia się "szybszych, tańszych, ale niekoniecznie lepszych kursów". - Dostępne w 15 stanach programy internetowe nie podlegają praktycznie żadnym regulacjom -  mówi Kissinger.

Szkolenia te pierwotnie miały pozwolić początkującym kierowcom na przyswojenie podstawowych umiejętności oraz zasad lokalnego prawa drogowego - co zdaniem ekspertów ledwie wystarcza, by zdać egzamin na prawo jazdy. Jednym z wyjątków jest Oregon, którego władze zapewniają, że program szkolenia kierowców przyczynił się do obniżenia liczby wypadków i zgonów wśród nastolatków. Według wielu ekspertów od bezpieczeństwa stan ten oferuje jedne z najlepszych kursów w kraju.

Nastolatki w Oregon słuchają wykładów w sali lekcyjnej, odbywają wiele godzin jazd pod nadzorem instruktorów, a we wszystkim uczestniczą także ich rodzice. Ważnym elementem kursu jest nauka oceny ryzyka, która pomaga młodym kierowcom przewidywać zagrożenia. Stan szkoli także instruktorów i wydaje im certyfikaty - w innych regionach USA sfera ta zazwyczaj nie jest zadowalająco uregulowana.

Troy E. Costales, kierownik Wydziału Transportu w Oregon, podkreśla: - Zmniejszyła się liczba mandatów, kolizji oraz przypadków zawieszenia prawa jazdy.

Od czasu wprowadzenia przed dziesięciu laty reformy systemu szkolenia kierowców w Oregon o ponad 55 procent spadła liczba 16-letnich kierowców uczestniczących w poważnych wypadkach. W grupie 17-latków analogiczny spadek wyniósł ponad 40 procent, wskazuje Costales, który pełni także rolę prezesa Governors Highway Safety Association, organizacji zajmującej się bezpieczeństwem na stanowych autostradach.

Dobre statystyki w Oregon są po części zasługą reguły stopniowego uzyskiwania uprawnień, ale "młodzi ludzie po kursach radzą sobie lepiej od rówieśników, którzy ich nie kończyli" - mówi Costales. Powodują oni około 12 procent mniej wypadków, mają na koncie 20 procent mniej wyroków za wykroczenia w ruchu drogowym i dwukrotnie rzadziej tracą czasowo prawo jazdy. Nastolatki, które decydują się na organizowany przez stan kurs, muszą spędzić za kółkiem 50 godzin, podczas gdy osoby rezygnujące ze szkolenia aż 100. Pozostałe obostrzenia dotyczące młodych kierowców obowiązują także absolwentów kursu.

Dan Mayhew, wiceprezes Traffic Injury Research Foundation, organizacji non-profit z Ottawy, zaznacza, że rozmaite prywatne i publiczne instytucje w USA coraz częściej wzorują się na rozwiązaniach z Oregon.

Szkolenie kierowców w Michigan jest dwuetapowe i zintegrowane z programem stopniowego nabywania uprawnień kierowcy. W pierwszej fazie nowicjusze uczą się podstawowych zasad w sali lekcyjnej, później siadają za kierownicą, po czym powracają do klasy, "kiedy będą już gotowi posiąść bardziej zaawansowane umiejętności" - wyjaśnia.

Mayhew podkreśla, że kolejnym pozytywnym sygnałem było opracowanie i rozpowszechnienie ogólnokrajowych wytycznych, stworzonych przez organizacje nauki jazdy oraz NHTSA. Sugestie dotyczą wdrażania zmian, metod kształcenia i programu kursów, w tym czasu przewidzianego na teorię i praktykę, testów, kwalifikacji instruktorów, zakresu zaangażowania rodziców oraz koordynacji z etapową ścieżką zdobywania prawa jazdy.

Kissinger z fundacji AAA ocenia, że wytyczne te stanowią "duży przełom". - Organizacje zajmujące się kształceniem kierowców połączyły siły i przedstawiły wspólną wizję ulepszenia szkolenia w USA, a NHTSA opowiedziała się za jej realizacją - wskazuje.

Martha Tessmer, koordynatorka ds. edukacyjnych w organizacji Impact Teen Drivers w Sacramento w Kalifornii, przeżyła osobistą tragedię - jej syn Donovan zginął w wypadku spowodowanym przez innego nastolatka. Donovan, który trzy tygodnie później skończyłby siedemnaście lat, "pojechał do kina i już nie wrócił".

Tessmer wspomina, że nie pozwoliła synowi prowadzić tamtego wieczora, ponieważ kalifornijskie prawo zabrania kierowcom z niewielkim doświadczeniem przewozić młodych pasażerów spoza rodziny. Sprawca wypadku miał za to prawo jazdy od dłuższego czasu i nie obowiązywał go taki zakaz.

- My spełniliśmy wszelkie prawne wymogi i zrobiliśmy wszystko, by nasz syn nauczył się dobrze jeździć - mówi Tessmer. - Problem w tym, że samym nastolatkom powinno zależeć na własnym bezpieczeństwie. Kursy dla młodych kierowców to absolutne minimum, niezbędne, zanim powierzymy im kontrolę nad tą śmiercionośną maszyną.