Potem okazało się, że brakowało mu także zdolności prowadzenia logicznego wywodu, gdyż nie widział żadnej sprzeczności w tym, że jednocześnie chwalił okres władzy komunistycznej jako najlepszy w nowożytnej historii Polski i chwalił obecną koalicję rządzącą... za rozliczanie komunistów. Zatkało mnie. A już zupełnie zabrakło mi języka w gębie, gdy ten zindoktrynowany do cna osobnik powiedział, że rolnictwo pod rządami PZPR leżało, bo przecież Amerykanie zrzucali stonkę ziemniaczaną na spadochronach. On w to święcie wierzył!

Ale w spotkaniu z nim było coś pozytywnego. Otóż przypomniałem sobie o zdarzeniach, które miały miejsce, gdy byłem przez jakiś czas redaktorem naczelnym tygodnika MOTOR i pisywałem tam cotygodniowe felietony. W jednym z nich poruszyłem temat brudu na polskich drogach. Dysonans poznawczy w tej sprawie poczułem po raz pierwszy w połowie lat 80., gdy zacząłem samodzielnie jeździć po drogach Zachodniej Europy. Gdy padał deszcz, samochody były tylko mokre, ale nie brudne. Dlaczego w ojczyźnie było inaczej - nikt nie umiał mi wytłumaczyć.

Skąd brał się ten lepki, czarny brud? Znajomy Amerykanin zażartował kiedyś, że pewnie specjalistyczne firmy rozrzucają go nocą na drogach, by ludzie nie doznali szoku cywilizacyjnego i nie poczuli się nieswojo we własnym kraju. Ale... może prawda była taka, że to właśnie pozornie przyjaźni Amerykanie zrzucali ów brud z samolotów, aby Polska nigdy nie wydostała się z kulturowej i gospodarczej zapaści? Napisałem o tym felieton i otrzymałem w odpowiedzi niezwykle zjadliwy list, który natychmiast wydrukowałem w gazecie.

Mój listowny interlokutor napisał, wymyślając mi od kretynów i nieuków, że przecież każde niedorozwinięte dziecko wie, iż brud na polskich drogach pochodzi z pyłów wydzielanych przez kominy elektrowni i elektrociepłowni. List agresywnego czytelnika ukazał się drukiem i natychmiast otrzymałem kolejny list, tym razem od inżyniera z elektrociepłowni. Ten stwierdził, że takich pyłów to polskie elektrownie i elektrociepłownie nie wydzielają od dziesięcioleci, i że brud z ich wyziewami nie ma nic wspólnego.

Do dziś nie wiem, kto miał rację, i dlaczego po Szwajcarii mogę jeździć w deszczu przez tydzień i samochód wciąż błyszczy, a 5 minut jazdy umytym autem po Warszawie sprawia, że wygląda ono jak typowy czarny Mercedes na głównej ulicy Kijowa, zimą. Wstyd. Najwyższy czas zaprotestować w Departamencie Stanu USA - ruchem bezwizowym zajmiemy się później, teraz trzeba ich zmusić do zaprzestania zrzutów brudu. Bo przecież to nie może być nasza wina, że auta się brudzą...