Do tej pory dokument kosztował 1725 euro plus 456 euro za każdy zdobyty w poprzednim sezonie punkt. W styczniu cena skoczyła do 10 tysięcy euro, a za każdy punkt z klasyfikacji mistrzostw świata trzeba było dopłacić aż 2 tysiące euro!

Nawet dla tych najwięcej zarabiających gwiazd F1 to spore wydatki. Mistrz świata Kimi Räikkönen z Ferrari za możliwość występów w tym roku musiał zapłacić 230 tysięcy Euro.

W odpowiedzi na to, szef F1 - Bernie Ecclestone powiedział: " My możemy istnieć samodzielnie, ale FIA bez naszych pieniędzy może wpaść w bardzo poważne tarapaty."

Zdaniem Ecclestone F1 ma 10 zespołów, sponsorów, organizatorów imprez i prawa do transmisji telewizyjnej. W każdej chwili istnieje zatem możliwość powołania dożycia nowej serii, która może nazywać się przykładowo GP1. To jest jedno z możliwych rozwiązań.

Max Mosley, bohater afery seksualnej, jednak nie daje za wygraną i uważa, że jego skostniała i wymagająca od dawna reform organizacja jest wciąż niezniszczalna. Niestety, za FIA stoją także niektóre skorumpowane organizacje krajowe. W ten sposób wciąż sportem samochodowym rządzi towarzystwo wzajemnej adoracji, które wspiera korupcję i wielkie finansowe interesy.

Temu wszystkiemu przyglądają się coraz bardziej elitarni kierowcy Formuły 1, których de facto FIA okrada z wiązko zarobionych w wyścigach pieniędzy. Zespoły wola wydawać pieniądze na ponoszenie bezpieczeństwa bolidów i torów niż na utrzymywanie FIA. I o tym ostatnio mówi się coraz głośniej.

Niestety, jak się okazało Max Mosley ma swoich popleczników, którzy poparli go w ostatnim głosowaniu iprzedłużyli jego byt na czele organizacji. Jednak wciąż wzrasta niezadowolenie tych co dają kasę, a to może oznaczać rychły koniec wielkiego Mosleya!

Oby jak najszybciej, dla uzdrowienia sportu samochodowego.