Najpierw na parkingu komendy w Bodzentynie, miasteczku położonym w sercu Gór Świętokrzyskich, zaparkowało Aro. Tutejszym policjantom miało pomóc w patrolowaniu okolicy i docieraniu do miejsc, do których nie zawsze prowadzi droga asfaltowa. Radość funkcjonariuszy trwała jednak krótko – rumuńska terenówka więcej czasu spędzała w warsztacie mechanicznym niż na służbie, a zwykle zagracała miejsce na policyjnym parkingu.
Nie było wyjścia – do akcji w terenie policjanci musieli wykorzystywać coraz bardziej sfatygowanego Poloneza, który – czego łatwo się można domyślić – miał ograniczone możliwości jazdy poza asfaltem. Wystarczyło trochę deszczu, aby spore obszary rewiru stawały się dla stróżów prawa nieosiągalne, co dla złoczyńców stanowiło niemal zachętę do działania!
Blady strach na przestępców padł, gdy tuż przed ubiegłoroczną Gwiazdką przed komendą w Bodzentynie zaparkował lśniący nowością Nissan Pathfinder – jeden z pierwszych z 88 terenowych radiowozów Nissana, które trafiły w ręce policjantów w Polsce.
„Przyznam szczerze, że zanim siadłem za jego kierownicą, najpierw uważnie przeczytałem instrukcję obsługi” – wspomina komendant komisariatu w Bodzentynie, podkomisarz Tomasz Chamera. „Nissan Pathfinder jest naszpikowany elektroniką, dlatego zanim odważyłem się nim przejechać, wolałem poznać wszystko w teorii.”
Auto szybko zdobyło serca policjantów. Na co dzień opiekę nad nim sprawują sierżant Marian Błoński oraz posterunkowy Marcin Przygoda, którzy nie ukrywają, że czują na sobie ciężar odpowiedzialności. „Samochód jest po to, aby służyć” – opowiadają. „Ale jesteśmy świadomi, jaka jest jego cena – jakieś 160 tysięcy zł plus wyposażenie dodatkowe – a przede wszystkim tego, jak kosztowna może być naprawa uszkodzeń.” Pomimo ciężkiej pracy Pathfinder sprawuje się jednak bez zarzutu. „Na jego miejscu Aro pewnie dawno już wyzionęłoby ducha” – śmieją się policjanci. Gdy po raz pierwszy wyruszyli nim na patrol, nie było osoby w Bodzentynie, która nie odwróciłaby za nimi głowy. „Nie ma co – teraz budzimy szacunek!” – mówi z dumą załoga Nissana. „Gdy przyjeżdżamy na interwencję Pathfinderem, efekt psychologiczny jest stokroć mocniejszy niż gdybyśmy przyjechali Polonezem.”
Oczywiście nie brakowało również zazdrosnych docinków: „Kiedyś usłyszeliśmy, że pewnie kupiliśmy go sobie za mandaty” – wspomina posterunkowy Przygoda.
Nissan Pathfinder nie został jednak oddelegowany do Bodzentyna po to, aby jeżdżąc po ulicach, onieśmielać wyglądem obywateli. Jego zadaniem jest przede wszystkim służba w terenie. „Niedawno otrzymaliśmy anonim, że sprawcy kradzieży ukrywają się w melinie pod lasem, gdzie prowadzi jedynie błotnista gruntówka” – opowiada komendant Chamera. „Było to już w okresie roztopów, więc żadnym innym autem nie bylibyśmy w stanie tam dotrzeć. Gdybyśmy szli na piechotę, złodzieje mieliby szansę uciec. Gdy zaś podjechaliśmy Nissanem, zaskoczenie było totalne!”
Akcje rodem z filmów sensacyjnych to rzadkość w codziennej pracy policji, obarczonej prozaicznymi obowiązkami, takimi jak wizytacje środowiskowe. Mieszkający pod lasem staruszek na widok Pathfindera z uznaniem pokiwał głową, mówiąc: „To właśnie Unia!”