Nowy Opel Insignia? Myślałem, że to Mazda 6…
Rzeczywiście, pod pewnymi kątami i w niektórych kolorach nowy Opel przypomina inne samochody konkurencyjnych marek, ale to trochę jak z nowym kawałkiem w radiu – słyszysz go po raz pierwszy i od razu zaczynasz porównywać do czegoś, co już znasz. Nowa Insignia wysubtelniała, a optycznie wydłużona, pięciodrzwiowa karoseria faktycznie zdradza podobieństwa do Mazdy 6, czy Forda Mondeo jednak inspiracją był koncepcyjny samochód Monza z 2013 r. Wystarczy spojrzeć na charakterystyczną osłonę chłodnicy i przednie reflektory ze światłami do jazdy dziennej podobnymi jak w modelach Astra czy Mokka, by od razu rozpoznać Opla. Ten sam motyw ze skierowanymi na zewnątrz strzałkami zastosowano w tylnych lampach. Projektanci zostawili po sobie też ślad w postaci wyraźnego wyrzeźbienia płaszczyzny drzwi oraz chromowanej listwy nad oknami, która optycznie obniża i wydłuża samochód. A on wcale tak nie urósł. Zmieniły się za to proporcje – zwisy są krótsze, przez co w środku jest więcej miejsca.
To jest już owoc współpracy z koncernem PSA?
Nie, Insignia jest ostatnim modelem samodzielnie zaprojektowanym przed przejęciem Opla przez francuski koncern PSA (Peugeot-Citroen) od amerykańskiego koncernu General Motors, w rękach którego znajdował się przez ostatnie 88 lat. Wyposażony jest w swojej produkcji podwozie, silniki, skrzynie biegów i elektronikę. Ma więcej wspólnego z Astrą i to akurat nie jest ujma, bo nowy kompakt Opla poczynił ogromne postępy w jakości wnętrza, technologiach i jakości jazdy. Tego też spodziewałem się po większej Insignii, bo czasy gdy samochody tyły bez opamiętania właśnie się kończą. Teraz w modzie jest samochodowy fitness.
A na czym bazuje nowa Insignia?
To nowa platforma E2 (Epsilon 2) nawiązująca nazwą do Epsilona z pierwszej generacji Insignii, ale niemająca z nią nic wspólnego. Do akcji wkroczyli technolodzy, którzy zastosowali więcej stali o podwyższonej twardości i znacząco odchudzili konstrukcję. Samo nadwozie jest o 59 kg lżejsze od poprzedniczki, a cały samochód waży nawet o 175 kg mniej niż porównywalna wersja, którą zastępuje. Rozstaw kół powiększono o 1,1 cm, a rozstaw osi zwiększył się o 9,2 cm, co odczują pasażerowie z tyłu, którzy mają o 2,5 cm więcej miejsca na kolana. Poprawiono też ilość miejsca na łokcie i ramiona, a fotel kierowcy został posadzony aż o 3 cm niżej. O tyle też ścięto wysokość samochodu. Bagażnik o objętości 490 l dostępny jest po uniesieniu wielkiej pokrywy zintegrowanej z tylną szybą. Za dopłatą 200 zł można ją nawet wyposażyć w wycieraczkę.
Co znajduje się w wyposażeniu seryjnym?
Opel w podstawowej wersji Enjoy oferuje automatyczną klimatyzację, radio z 7 głośnikami, Bluetooth i dotykowym kolorowym ekranem montowanym w centralnej części deski rozdzielczej wyposażonym w system Apple Car Play i Android Auto, a oprócz tego – elektrycznie sterowane szybi i lusterka, tempomat, czujnik światła i deszczu. Z elementów poprawiających bezpieczeństwo możemy liczyć na asystenta pasa ruchu, system wykrywania pieszych i hamowania przed przeszkodą oraz komplet poduszek powietrznych. Opel dorzuca też standardowo system OnStar zapewniający łączność telefoniczną z centrum pomocy w razie kolizji oraz kontakt z doradcą, który może pomóc w wyszukaniu hotelu czy miejsca parkingowego u celu podróży. Taki samochód z benzynowym silnikiem 1,5 turbo o mocy 140 KM startuje od 99 900 zł. W nowej Insignii Opel stawia jednak na bogaty wybór wyposażenia dodatkowego, którym chce ten model zbliżyć do samochodów premium wyraźnie odnosząc się do Audi, BMW i Mercedesa. Za dopłatą można więc wybrać reflektory w technologii matrycowej full-LED, które w dynamiczny sposób oświetlają drogę przed autem, jest też kolorowy i konfigurowalny wyświetlacz Head-Up na przedniej szybie, wentylowany fotel kierowcy z masażem i regulacją szerokości atestowany przez niemieckie towarzystwo AGR dbające o zdrowe plecy, podgrzewana przednia szyba i kierownica, kamera 360 stopni – nowinki, które mają inni producenci, ale nikt aż tak wiele w jednym modelu.
A co pod maską?
Wspomniałem już o podstawowym silniku benzynowym o mocy 140 KM, który łączy się tylko z 6-sopniową manualną skrzynią. Jego mocniejszy wariant oferuje 165 KM i oprócz ręcznej skrzynki może być sparowany z 6-biegowym automatem. Szczytową wersją jest dwulitrowe turbo z mocą 260 KM, napędem 4x4 i automatyczną skrzynią o 8 biegach. Tu ciekawostką jest wektorowanie momentu obrotowego na tylnej osi stosowane już w Fordzie Focusie RS – na każde koło moment przekazywany jest przez sprzęgła wielopłytkowe, które zastępują tradycyjny mechanizm różnicowy. W dziale wysokoprężnym Opel proponuje silniki 1,6 (110 i 136 KM) z ręcznymi przekładniami lub sześciobiegowym automatem (136 KM) oraz dwulitrową jednostkę o mocy 170 KM dostępną z napędem na przód (skrzynia manualna lub 8-stopniowy automat) oraz 4x4 (przekładnia manualna). Ja na pierwszą przejażdżkę wybrałem wersję 1,5 o mocy 165 KM z ręczną skrzynią.
I jak?
Bardzo dobrze. Insignia poczyniła takie postępy względem poprzedniczki jak nowa Astra w porównaniu do wcześniejszej generacji. Przede wszystkim czuć lekkość w czasie jazdy. Samochód zwinnie reaguje na ruchy kierownicą, nie przewala się w zakrętach i przez bardzo długi czas pozostaje neutralny w prowadzeniu. Zawieszenie pracuje harmonijnie i cicho, zza kierownicy nie czuć, że nadwozie ma długość niemal 4,9 m. Wszystkie elementy sterowania są dobrze wyważone, auto wręcz zachęca do badania limitów przyczepności, czego nie można było powiedzieć o poprzedniku. Silnik nie oszałamia osiągami, ale spokojnie nadaje się do codziennej jazdy. Wystarczy przekroczyć 2 tys. obr./min, by równo brał się do pracy. Głośno zaczyna się robić dopiero przy 5 tys. obrotów, więc nie ma co narzekać na hałas. Zastrzeżenia? Układ kierowniczy mógłby pracować jeszcze bardziej bezpośrednio i szybciej reagować na pierwszą fazę ruchu kierownicą, poza tym przydałoby się więcej czucia w układzie, chciałbym lepiej wiedzieć co się dzieje z przednimi kołami. Niska pozycja za kierownicą sprawia też, że widoczność po skosie do przodu jest ograniczona. To szczególnie istotne przy wjeździe w ciasne uliczki i miejsca parkingowe, gdy nie możemy dostrzec czy przed samochodem nie ma jakiejś przeszkody. Owszem, można zamówić czujniki parkowania, ale one nie wykryją wyrwy w asfalcie. Pozostaje więc celowanie po omacku albo dopłata do kamer 360 stopni.
Warto kupić ten samochód?
Tak, bo choć cena bazowa nie jest niska, to po doposażeniu we wszystkie potrzebne gadżety okazuje się, że już nie szokuje na tle popularnych konkurentów – Passata czy wspomnianej Mazdy 6, a w tej klasie u nas mało kto wybiera podstawowe wersje. W Oplu chwalą się nawet, że po zaznaczeniu wszystkich opcji w Insignii, auto jest o ponad 30 proc. tańsze od porównywalnie wyposażonych Audi A4, BMW 3 czy Mercedesa C, ale przecież tendencja jest taka, że klienci przesiadają się z popularnych marek do premium a nie odwrotnie. Podsumowując – nowy Opel Insignia pozbywa się największych bolączek poprzednika: jest przestronny, lekki, jeździ bardzo dobrze, oferuje mnóstwo gadżetów i ma bogate wyposażenie seryjne, choć nie należy do najtańszych modeli w tej klasie. Wiele zależy od tego jakie finansowanie Opel zastosuje dla tego modelu, jakie będą warunki serwisowe i wartość rezydualna, bo takich aut już nie kupuje się za gotówkę. Pierwsze samochody trafią do nas pod koniec maja i wtedy poznamy wszystkie szczegóły.
Dane techniczne Opel Insignia Grand Sport 1.5 Turbo 165 KM
Silnik: 1490 cm3, R4 turbo benz., 165 KM; 250 Nm, skrzynia man. 6 b., napęd na przód, masa 1366 kg, Osiągi: 0-100 km/h – 8,9 s, V maks. – 222 km/h, zużycie paliwa – 5,7 l/100 km.
Cena: od 103 900 zł (Enjoy)