Do naszego garażu wjechał VW Amarok. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by w długim teście sprawdzić, ile jest naprawdę wart.
Już od pierwszych chwil nie ma wątpliwości, że to Volkswagen. Nie znajdziemy żadnej rewolucji, wszystko jest podporządkowane ergonomii. Łatwo zgadnąć, że tablica rozdzielcza i wnętrze, nawet gdyby nie miały logo, pochodzą z koncernu Volkswagena. Przednie siedzenia są wygodne, regulowane w trzech płaszczyznach. Tylna kanapa mogłaby mieć dłuższe siedzisko.
Za kierownicą można przyjąć wygodną pozycję dzięki sporemu zakresowi regulacji fotela i kierownicy. Widoczność dobra, jedynie gabaryty samochodu mogą sprawiać kłopoty z parkowaniem w mieście. Wnętrze mieści 5 osób, ale po przesunięciu przednich siedzeń do tyłu, miejsca jest mało. W kabinie nie jest głośno, jadąc nawet ponad 120 km/h można swobodnie rozmawiać.
Silnik i dynamika w Amaroku to 2-litrowy diesel z dwiema turbosprężarkami, który w naszym egzemplarzu rozwija moc 180 KM i moment obrotowy 420 Nm. Pomimo stosunkowo małej pojemności, silnik nieźle radzi sobie z dość ciężkim (2200 kg) nadwoziem. Nie czuć turbodziury, samochód równo przyspiesza już od niskich obrotów, a przy tym nie jest przesadnie głośny. Skrzynia biegów działa precyzyjnie, ale potrafi haczyć. Przełożenia są tak dobrane, że nie trzeba ciągle „mieszać” lewarkiem. Na 3. biegu rozpędzimy się ponad 100 km/h. Amarok nie jest też nadmiernie spragniony. W trasie zadowoli się 8,6 l/100 km.
Zawieszenie, jak przystało na pikapa, rozwiązano w sposób klasyczny. Całość bazuje na solidnej ramie stalowej, na której oparto nadwozie.
Tylny most osadzono na elastycznych resorach piórowych, więc auto nie zachowuje się jak taczka. Konstrukcja przedniego zawieszenia jest niezależna i gwarantuje dobre prowadzenie. Całość dostrojono tak, by zapewnić komfort. Występuje także wersja z zawieszeniem wzmocnionym (ładowność wzrasta o 200 kg). Na szosie czuć, że kierowca panuje nad pojazdem, cieszy precyzyjny układ kierowniczy i pewne prowadzenie w zakrętach.
W terenie jest trochę gorzej, bo praca podwozia jest zbyt miękka. W wersji 4MOTION napęd jest stale rozdzielany pomiędzy osiami przez centralny dyferencjał Torsen (TORque SENsing „wyczuwający moment”). To samoblokujący mechanizm różnicowy, który sprawdza się bardzo dobrze na asfalcie czy przy szybszej jeździe po szutrach.
Niestety, w terenie brak pełnej blokady centralnego dyferencjału i skrzyni redukcyjnej daje się szybko odczuć. Auto męczy się na stromym podjeździe lub w kopnym piasku, nie pomaga w tym ani krótka jedynka ani blokada tylnego mostu. W takich sytuacjach zagrożone jest sprzęgło. Do jazdy w ciężkim terenie zdecydowanie lepiej wybrać odmianę z dołączaną na sztywno przednią osią i reduktorem. Bezpieczeństwo silnika zapewnia opcjonalna osłona – jest bardzo solidna, choć ma nietypowy kształt „rusztu”.
Funkcjonalność to zaleta Volkswagena. Czuć to siedząc już we wnętrzu. Surowa deska rozdzielcza i kompozycja sugerują, że ma być prosto i solidnie, pracowicie. W kabinie pasażerskiej naliczyliśmy trzy gniazdka 12V. Schowków nie jest jednak zbyt wiele. Uchwyty do napojów na podłodze przy tylnej kanapie to również rozwiązanie kontrowersyjne.
Paka jest obszerna, wylana masą o porowatości „baranka”. Swoją drogą ciekawe jak sprawdzi się ten patent zamiast „wanny” z tworzywa. Bagażnik ma oświetlenie, które działa tylko na postoju, gniazdko 12-voltowe i uchwyty do mocowania ładunku.
To pierwsze nasze wrażenia. Kolejne kilometry, które pojawią się na liczniku Amaroka, pozwolą na ich weryfikację w praktyce.