Błyszczący lakier, żadnych wgnieceń... Czy to piękne, lśniące Suzuki może skrywać przed nami jakąś mroczną tajemnicę? Nie? A jednak!
Po bliższych oględzinach pierwsze pozytywne wrażenie stopniowo znika. Miernik grubości lakieru odkrywa prawdę: na błotniku jego warstwa ma aż 634 mikrometry. To wyraźny ślad pracy lakiernika! Fabrycznie natryśnięty lakier ma zwykle grubość od 100 do 200 mikrometrów. Tyle właśnie w naszym Suzuki znajdujemy na elementach tyłu nadwozia.
Fakt, że samochód był kiedyś naprawiany, nie musi go wcale dyskwalifikować! Ale pod kilkoma warunkami. Przede wszystkim informacja o tym powinna znaleźć się w umowie kupna-sprzedaży. Jeżeli jej nie ma, zaczynają się problemy.
Przede wszystkim nie można dać się zaślepić emocjom towarzyszącym oględzinom interesującego nas samochodu. Kontrola jest znacznie lepsza niż zaufanie, tym bardziej że wbrew obiegowej opinii nie zawsze potrzeba profesjonalisty, by odkryć ślady napraw powypadkowych. A jeśli dokładne oględziny nie doprowadzą do odnalezienia takich śladów? Zwykle oznacza to, że nawet jeśli auto ma za sobą wizytę u blacharza, to pracował on profesjonalnie i nie ma się czego obawiać.