- Zaostrzenie norm emisji spalin i dokładniejsze kontrole spowodowały, że auta muszą zużywać znacznie więcej AdBlue niż kiedyś
- Coraz łatwiej uzupełnić płyn AdBlue. Możesz zrobić to samodzielnie!
- Jeśli zasięg na AdBlue spadnie do zera, silnika po zgaszeniu nie uda się uruchomić do czasu uzupełnienia płynu
Kilka lat temu, kiedy na rynku pojawiły się pierwsze auta osobowe wyposażone w układy oczyszczające spaliny z pomocą płynu AdBlue, ich kierowcy w zasadzie nie musieli przejmować się jego dolewkami. Najczęściej wystarczało, że przy okazji rutynowego przeglądu pamiętał o tym mechanik. Teraz to się już zmieniło, bo tylko w nielicznych autach można liczyć na to, że zapas czynnika wystarczy od przeglądu do przeglądu.
Od czasu tzw. afery dieslowskiej, która zaczęła się od wykrycia przekrętów w koncernie Volkswagena, powszechnie wiadomo, że w wielu autach montowano układy oczyszczania spalin tak skonfigurowane, żeby działały przede wszystkim podczas oficjalnych badań emisji, a już w czasie normalnej jazdy pracowały tylko „na pół gwizdka” albo niemal wcale. Ten proceder dotyczył również silników wyposażonych w tzw. układy selektywnej redukcji katalitycznej, czyli właśnie tych, w których jest wykorzystywane AdBlue.
Co ciekawe, tak naprawdę nie trzeba było dokładnie badać aut, żeby stwierdzić, że coś z ich układami oczyszczania spalin musi być nie tak. W przypadku ciężarówek (w których AdBlue stosuje się od dawna), żeby układ oczyszczania spalin z tlenków azotu skutecznie działał, zużycie czynnika powinno wynosić w zależności od warunków pracy ok. 4-6 proc. zużycia oleju napędowego. Silniki w autach osobowych pracują w innych warunkach i często pod mniejszym obciążeniem, co może się przekładać na niższe zużycie czynnika. Do niedawna wiele aut miało kilkulitrowe zbiorniki na AdBlue, które wystarczały od przeglądu do przeglądu.
Policzmy więc: przyjmijmy, że samochód pali 8 l/100 km, a na przeglądy trafia co 20 tys. km. Między przeglądami auto zużyje więc ok. 1600 litrów paliwa, więc zakładając zużycie AdBlue na poziomie tylko 2 proc., płynu powinno ubyć ze zbiornika ok. 32 l. Tymczasem fabrycznie stosowano np. zbiorniki o pojemności zaledwie 8 l! W naszych testach aut po podliczeniu wydatków na paliwo i materiały eksploatacyjne okazywało się czasem, że zużycie AdBlue wynosiło zaledwie 0,4-0,7 proc. (!) zużycia paliwa! To nie miało zatem prawa działać!
Od czasów „afery dieslowskiej” takie numery już nie przechodzą. Producenci zostali zobowiązani do przeprowadzenia akcji przywoławczych, polegających m.in. na aktualizacji oprogramowania. Efekt? Samochody, które dotychczas praktycznie nie domagały się dolewek AdBlue, teraz potrzebują ich nawet co drugie czy trzecie tankowanie!
Niestety, zużycie czynnika wzrosło, ale przecież zbiorniki zostały te, które zastosowano z myślą o „lewym” oprogramowaniu. Wciąż więc otwarte pozostaje pytanie, czy montowane kilka lat temu oszukańcze układy w ogóle przewidziano do tak intensywnej pracy przez dłuższy czas. W pierwszych autach osobowych z AdBlue widać było, że projektanci przewidywali to, że kierowca raczej nie będzie sam uzupełniał czynnika, a już na pewno, że nie będzie robił tego często. Wlewy płynu umieszczano zatem w trudno dostępnych zakamarkach bagażnika, pod osłonami.
Teraz standardem stały się wlewy umieszczone tuż obok wlewu paliwa i ukryte pod wspólną klapką. Słusznie, bo to najlepsze dla nich miejsce. W nowych modelach zbiorniki na AdBlue są też większe niż dotychczas – np. w starszych Oplach często montowano 8-litrowe, a już np. aktualny Opel Grandland X ma zbiornik 17-litrowy. W aktualnych dużych modelach Mercedesa zbiorniki na AdBlue mogą mieć nawet ponad 25 l pojemności, ale to i tak z reguły za mało, żeby bez dolewek jeździć od przeglądu do przeglądu.
Konstruktorzy niechętnie decydują się na stosowanie zbiorników o większych pojemnościach, bo nie dość, że zajmują one cenne miejsce, to na dodatek swoje ważą, przez co wpływają na wyniki badań zużycia paliwa i emisji spalin.
Dobra wiadomość jest taka, że wprawdzie zużycie AdBlue w nowych autach staje się coraz wyższe, ale za to nie ma żadnych problemów z jego zakupem. Płyn jest dostępny na niemal każdej stacji benzynowej, albo z dystrybutora (opcja często dostępna tylko dla ciężarówek), albo z butelek i kanistrów o różnej pojemności. Kolejna pozytywna informacja: płyny w opakowaniach z logo koncernów petrochemicznych lub firmowane przez producentów samochodów mają dokładnie ten sam skład i właściwości, jak te z dystrybutora na stacji lub w dużych opakowaniach kupowanych w hurtowniach motoryzacyjnych. Jeśli radzisz sobie z tankowaniem paliwa, to bez problemu samodzielnie uzupełnisz AdBlue.
Czym jest Adblue i do czego jest potrzebne?
Oszczędne i mocne silniki Diesla mają problem ze znaczną emisją toksycznych tlenków azotu. Najpopularniejszym sposobem na oczyszczenie z nich spalin jest stosowanie tzw. układów selektywnej redukcji katalitycznej (SCR). Ich działanie polega na dawkowaniu do układu wydechowego preparatu AdBlue, czyli wodnego roztworu mocznika. W wydechu pod wpływem wysokiej temperatury mocznik zamienia się w amoniak (NH3), wykorzystywany do redukcji toksycznych tlenków azotu do nieszkodliwych azotu i pary wodnej. Od 2014 roku, czyli od wprowadzenia normy Euro 6, niemal wszystkie mocniejsze diesle mają na pokładzie układy SCR.
Co się stanie, jeśli zabraknie płynu?
Choć tak naprawdę AdBlue nie jest potrzebne do pracy silnika, to układ tak skonfigurowano, żeby w razie braku tego płynu auta nie dało się uruchomić. Ostrzeżenia są wysyłane ze sporym wyprzedzeniem, więc na uzupełnienie czynnika jest dużo czasu. Z reguły na ponad 2 tys. km przed przewidywanym brakiem AdBlue pojawia się komunikat informujący o ilości płynu w układzie. Im mniejsza jego ilość, tym ostrzeżenia są częstsze i bardziej dosadne – w końcu nie da się ich skasować, a na wyświetlaczu pojawia się informacja o tym, po jakim przebiegu uruchomienie auta stanie się niemożliwe. Można jechać z zerowym zasięgiem AdBlue, ale jeśli zgasicie silnik, to staniecie na dobre.
Jak i za ile zatankujesz AdBlue?
Możliwości uzupełnienia płynu jest wiele. Można oczywiście pójść na łatwiznę i poprosić o dolewkę płynu w serwisie – to zwykle jedno z najdroższych rozwiązań, bo litr płynu może kosztować w ASO nawet ponad 20 złotych. To rozbój w biały dzień, bo taki sam płyn na stacjach benzynowych tankowany z dystrybutora można mieć już za niecałe 2 zł za litr. Problem polega jednak na tym, że dystrybutory są zwykle przeznaczone do nalewania płynu do ciężarówek – żeby z pistoletu napełnić zbiornik w aucie osobowym, potrzebna może być przejściówka.
Na większości stacji benzynowych można też kupić AdBlue w bańkach z końcówkami dopasowanymi do samochodowych wlewów – tu cena zależy od pojemności opakowania, tego, czy płyn jest sygnowany przez koncern paliwowy i jak wygodną ma końcówkę. Najmniej opłacają się małe butelki (zwykle 1,5-1,89 l), które kosztują 15-20 zł. Niewiele drożej, bo za ok. 20-30 zł (w zależności od marki i opakowania), można kupić 5-litrową bańkę z prostym lejkiem. Za nieco mniejszą bańkę (3,7 l) ze sprytnym „korkiem niekapkiem”, firmowaną przez duży koncern naftowy, trzeba zapłacić ok. 40 zł. W hurtowni za 30 litrów płynu (ale bez lejka) zapłacicie ok. 50 zł.
Co może pójść nie tak podczas uzupełniania AdBlue?
- Jeśli zignorujesz komunikaty i nie zatankujesz w porę płynu, to po wyłączeniu silnika nie uda się go ponownie uruchomić aż do czasu uzupełnienia AdBlue. Niekiedy konieczne jest nawet podłączenie auta do komputera diagnostycznego i wykasowanie błędów.
- Jeżeli dolejesz zbyt mało AdBlue, to układ może tego nie zauważyć i mimo dolewki i tak zablokować rozruch. W wielu autach komputer pokładowy wyświetla minimalną i maksymalną porcję płynu, którą można dolać do układu – jeśli wlejecie za mało, układ „zgłupieje” i nie wydłuży to zasięgu do wyczerpania płynu.
- AdBlue to wodny roztwór mocznika – niestety, duża zawartość wody sprawia, że płyn ten jest bardzo wrażliwy na niskie temperatury. Przy ok. -11 stopniach Celsjusza zamarza. W układzie SCR są montowane grzałki, które powinny sprawić, że tuż po uruchomieniu silnika w układzie powinno być wystarczająco dużo rozmarzniętego preparatu, żeby oczyszczać spaliny. Tyle teorii – w praktyce siarczyste mrozy mogą nie tylko skutecznie zablokować układ, lecz także doprowadzić do jego uszkodzenia.
- AdBlue nie znosi zarówno mrozów, jak i upałów oraz działania promieni UV ze światła słonecznego. Przegrzane AdBlue traci swoje właściwości – dotyczy to zarówno płynu wożonego zbyt długo w bagażniku samochodu, jak i np. baniek stojących przy stacjach benzynowych na regałach na zewnątrz. Ciekawostka: ze względu na specyficzne właściwości AdBlue dystrybutory na stacjach muszą być specjalnie klimatyzowane!
- Pomyłki podczas nalewania płynu są bardzo kosztowne w skutkach. Nawet niewielka domieszka mocznika do paliwa może doprowadzić do zniszczenia układu wtryskowego – a o taką pomyłkę wcale nie tak trudno, bo oba wlewy znajdują się tuż obok siebie. Specjaliści naprawiający silniki w ciężarówkach twierdzą, że już teraz AdBlue w paliwie to jedna z najczęstszych przyczyn uszkodzenia układu wtryskowego. W drugą stronę działa to tak samo – jeśli do zbiornika z AdBlue dostanie się choć trochę paliwa, to spowoduje to jego uszkodzenie. Układ jest tak wrażliwy, że do jego zniszczenia może dojść nie tylko wtedy, gdy ktoś przez pomyłkę wleje olej napędowy do niewłaściwego wlewu – wystarczy, że do nalewania AdBlue zostanie użyty np. lejek używany wcześniej do oleju!
- Nie bez powodu płyn AdBlue jest sprzedawany w opakowaniach, które mają zapobiegać jego rozlaniu. Nie jest to wprawdzie szczególnie niebezpieczny środek, ale może działać drażniąco na skórę, niszczy ubrania i powoduje korozję metalowych elementów.
Naszym zdaniem
Jeśli serwisujesz auto w ASO, zanim oddasz je na przegląd, podjedź na stację paliw i dotankuj AdBlue. Jeżeli tego nie zrobisz, to warsztat chętnie uzupełni płyn i skasuje za to nawet kilkaset złotych! Z oszczędzaniem nie można jednak przesadzać – jeśli kupisz tanio duży zapas AdBlue, to nie woź go w bagażniku samochodu. Płyn szybko się starzeje, jest wrażliwy zarówno na niskie, jak i wysokie temperatury i jeśli się wyleje, to na tapicerce zostaną paskudne plamy, a znajdująca się pod nią blacha zacznie rdzewieć.