W teorii powinny ułatwiać szybkie i bezpieczne wjechanie na sąsiedni pas. Niestety, w Polsce wielu instruktorów nauki jazdy nie potrafi z nich korzystać, trudno się zatem dziwić, że nie robią tego kursanci – po uzyskaniu uprawnień przyszli kierowcy. Zasada jest bardzo prosta. Wszystko sprowadza się do zminimalizowania różnicy prędkości pomiędzy autem, które porusza się popasie do rozpędzania i tym, które jedzie pasem sąsiednim. Sprawne wykonanie tego manewru oznacza, że auto wjeżdżające z pasa rozbiegowego na pas sąsiedni ma praktycznie taką samą prędkość jak inne auta. Niestety, wielu kierowców na pasie rozbiegowym nie rozpędza się, ale zwalnia w oczekiwaniu na odpowiednio dużą wolną przestrzeń. W skrajnych przypadkach, gdy kończy się „rozbiegówka”, po prostu wjeżdżają na sąsiedni pas, zmuszając innych uczestników do gwałtownych manewrów. Jak może skończyć się wjazd na pas z prędkością 20 km/h, podczas gdy inne auta jadą 130 km/h, nietrudno sobie wyobrazić! Błędem jest także ślamazarne przyspieszanie na pasie rozbiegowym i kontynuowanie powolnej jazdy bezpośrednio po zmianie pasa. O ile w mieście może to mieć mniejsze znaczenie, choć też drażni, o tyle na autostradzie jest wręcz niebezpieczne. Szkoda, że nadal wiele osób uważa, iż powolne rozpędzanie się zmniejsza zużycie paliwa. W efekcie tuż po wjechaniu np. na autostradę jadą 70 km/h i dopiero wtedy zaczynają przyspieszać. Warto dodać, że nie bez winy są także niektórzy kierowcy – choć widzą inny pojazd na pasie rozbiegowym, który zamierza zmienić pas, nie wpuszczają go. W krajach na zachód od Odry kierowca mając wolny sąsiedni pas, zjeżdża na niego i pozostawia wolną drogę drugiemu autu. Polskie realia pokazują, że takie zachowanie to rzadkość. Jeżeli jednak ktoś zrobi wolne miejsce, to wykorzystajmy je i sprawnie zmieńmy pas. Nawet jeśli instruktor nas tego nie uczył, to czasem warto samemu pomyśleć.