Gdyby dodatkowe 500 zł miesięcznie było dożywotnie, mogłoby znacząco poprawić standard naszych czterech kółek. Czytelnikom należy się jednak uprzedzenie, że zarówno przepisy prawa, jak i przywileje z nich wynikające mogą zmienić się z dnia na dzień – takie czasy.
To, że dziś dostaniecie 500 zł na dziecko i obietnicę, że tak będzie aż do ukończenia przez nie 18. roku życia, nie znaczy, że za rok lub dwa lata to, do czego zdążycie się przyzwyczaić, nie zostanie zabrane. Przyczyny mogą być różne: a to brak kasy w budżecie państwa, a to inne wydatki, które zmuszą polityków np. do wprowadzenia ograniczeń. To tak, jak z podatkową ulgą na internet: była i już jej właściwie nie ma.
Dlatego przyjmijmy, że realista zadłuży się „pod zastaw” 500 zł na dziecko na kilka miesięcy, nie dłużej w każdym razie niż na rok. Optymista przyjmie, że świadczenie utrzyma się co najmniej przez 2 lata i na tyle czasu może się zapożyczyć i mieć nadzieję, że 500 zł „dziecięcego” spłaci mu samochód.
Z kolei niepoprawny optymista przyjmie jeszcze dłuższy horyzont czasowy – 5 lat. Na tak długo weźmie kredyt i – siłą rzeczy – już za chwilę, jeśli ma trochę oszczędności na wkład własny, będzie go stać na nowy lub prawie nowy samochód. Ma się rozumieć, że każde kolejne dziecko w rodzinie podwyższa przychód i sprawia, że możemy kupić sobie większy lub nowszy samochód.
Realista z dwójką dzieci ma do dyspozycji jedynie 500 zł na miesiąc przez rok – w sumie wychodzi 6000 zł. Na dobre auto to nie wystarczy – ani za gotówkę, ani na kredyt. Lepiej ma bardziej płodny realista – trójka dzieci zapewnia mu dodatkowy roczny dochód w wysokości 12 000 zł.
Uwaga: kredyty wciąż drogie
Ponieważ jednak realista będzie bał się zaciągnięcia długoterminowych zobowiązań, skupi się na poszukiwaniu auta używanego. Albo będzie to samochód rodzinny i bezpieczny, ale jednocześnie bardzo stary, albo coś średnio atrakcyjnego, w średnim wieku i w średnim stanie. Jest tylko jedno „ale”: branie kredytu na rok to nieuzasadniona rozrzutność – całkowite jego koszty mogą przekroczyć 20 proc., bo im krótszy okres kredytowania, tym wyższe koszty operacyjne kredytu – (ubezpieczenia, prowizje itp.).
Zatem w tym przypadku albo pożyczamy pieniądze od cioci i spłacamy z „dziecięcego”, albo wydajemy oszczędności, które stopniowo będziemy uzupełniać, albo... czekamy, aż odpowiednia kwota uzbiera się sama.
Lepiej bądź optymistą
Nasz optymista ma do dyspozycji dokładnie dwukrotnie wyższą kwotę – 12 000 lub 24 000 zł, a w przypadku wielodzietnych optymistów nawet więcej, ale umówmy się: kto, mając czwórkę dzieci lub więcej, optymistycznie patrzy w przyszłość? W każdym razie bez wkładu własnego, ale z dwójką dzieci (12 000 zł w ciągu 2 lat), można pokusić się o kupno skromnego 10-letniego autka, w którym zmieszczą się 4 osoby.
Optymista z trójką ma trudniejsze życie, ale w perspektywie lepszy samochód: kwota 24 000 zł w sam raz wystarczy na używanego vana, gdyż auta tego segmentu szczególnie szybko tracą na wartości.
Niepoprawny optymista, zakładający, że 500 zł na niektóre dzieci będzie dostawać przez 5 lat, od razu wpisze w Google’u frazę: „oblicz ratę kredytu na nowy samochód”. Kliknie np. w „kredyt niskich rat” i trafi na stronę importera popularnych nowych aut. Co by tu wybrać? Jeśli auto ma być rodzinne, to musi być kombi, a że środki są ograniczone, to nie może być zbyt drogie.
Przyjmijmy, że wybór pada na kombi segmentu B w najtańszej opcji za 48 180 zł. Przechodzimy dalej: optymistycznie wybieramy nie najtańszy silnik, więc cena samochodu rośnie do 50 680 zł. Nie chodzi nam wszakże o luksus, zatem dalej pozostajemy przy wersji podstawowej i już po chwili mamy wynik: rata wynosi 507 zł miesięcznie przy kredycie na 4 lata. Stać nas!
Niestety, niepoprawny optymista już po chwili, gdy tylko zagłębi się w szczegóły, dostanie kubeł zimnej wody na głowę! Po pierwsze, niezbędny jest wkład własny w wysokości 10 136 zł, a co gorsza, po czterech latach spłacania czeka go „rata finalna”, czyli do zapłaty jeszcze 24 174 zł (słownie: dwadzieścia cztery tysiące sto siedemdziesiąt cztery złote). Alternatywa dla zapłaty „raty finalnej” to zostawienie auta u dilera i rozliczenie się z nim (być może trzeba będzie trochę dopłacić) lub rozłożenie pozostałej kwoty na raty.
To już za wiele, nawet jak na niepoprawnego optymistę, bo dysponując kwotą 500 zł miesięcznie, będzie spłacał Skodę Fabię przez jakieś 10 lat! Spójrzmy prawdzie w oczy: żeby myśleć o tym samochodzie na raty, trzeba mieć ok. 1000 zł miesięcznie, niezależnie od tego, co słyszymy w reklamach radiowych!
Ile zatem kosztuje samochód na raty? Oprócz 1000 zł miesięcznie (troje dzieci) warto mieć wkład własny rzędu 10 000 zł. To dlatego, że sensowny kredyt samochodowy możemy wziąć na 5 lat. Można przyjąć, że spłacając 1000 zł miesięcznie przez 5 lat (w sumie 60 000 zł), do dyspozycji od banku dostaniemy ok. 45 000 zł, czyli razem z wkładem własnym do wydania mamy 55 000 zł. Brak zadeklarowanej wpłaty własnej oznacza gorsze warunki kredytu i mniej pieniędzy do wydania, a także większe ryzyko, że kredytu w ogóle nie dostaniemy.
W przypadku osób z czwórką dzieci (pod warunkiem że mają dochody, które uwiarygodnią ich u pożyczkodawcy) 1500 zł wystarczy, żeby spłacić w ciągu 3 lat kredyt w wysokości ok. 47 500 zł lub w ciągu 5 lat – ok. 79 000 zł. Dodając do tego wkład własny, można już kupić nie najgorszy, choć skromny nowy samochód.
Dzieci się ucieszą
Czy to w porządku planować wydanie 500 zł „dziecięcego” na auto? Ależ tak! Po pierwsze, nie są to pieniądze „dane”, tylko „oddane” – to tylko ułamek pieniędzy, które wpłacamy do budżetu w formie podatków. Jedni będą do przodu, inni mniej, ale wszyscy w jakiś sposób zrzucą się na to, by rodzice dzieci raz na miesiąc dostali przelew. Zakupy planujcie jednak ostrożnie, bo choć trudno będzie cofnąć „500+” w całości, to ograniczyć tę akcję można w ciągu jednej nocy.