Już za moment:

  • poznasz nowy sposób na straszenie kierowców jadących wolniej
  • przekonasz się jakie pojazdy są najszybsze w mieście
  • zrozumiesz, dlaczego rowerzysta przejeżdża na czerwonym

Poniedziałkowe przedpołudnie. Słońce, 25 stopni ciepła. Idealna widoczność. Wspaniałe warunki drogowe. Świetna okazja do tego, by zrelaksować się podczas jazdy i cieszyć choćby samym tylko prowadzeniem swojego samochodu, a przy okazji podziwiać budzącą się przyrodę.

Taki też miałem zamiar. Wracając z wyciszającego urlopu w leśnej głuszy, cieszyłem się z każdego pokonywanego kilometra. Nie chodziło o to, aby jak najszybciej osiągnąć cel, bo sama jazda była przyjemnością.

Jednak jak się szybko okazało, definicje owej przyjemności bywają bardzo różne, podobnie jak ich implementacja na drodze. To, o czym zaraz przeczytasz, wydarzyło się w ciągu zaledwie jednej godziny jazdy. Wyobraź sobie więc, że siedzisz za kierownicą swojego samochodu, i…

1. Pan Kulturalny Popychacz.

Jedziesz drogą dwukierunkową, poza miastem, przepisowe 90 km/h. Czasem zdarza Ci się zagapić albo jedziesz w kolumnie, wtedy licznik sięga „setki”. Słońce świeci z lewej strony, a migoczące cienie drzew trochę drażnią wzrok, ale wreszcie wyjeżdżasz na nieocienioną drogę.

Nagle w lusterku wstecznym coś szybko rośnie. Bardzo szybko. To czarne Audi. Jego kierowca podjeżdża do Twojego tylnego zderzaka dosłownie na metr. Nie możesz nigdzie uciec, by ustąpić drogi ulicznemu terroryście, z przodu jadą inne auta w bezpiecznym odstępie, jedziesz więc dalej.

Audi z tylu zaczyna wykonywać taniec godowy: zjeżdża to na lewo to na prawo, aby w końcu „zastygnąć” w przyczajonej pozycji „o pół pasa na lewo”. Kiedy tylko ruch z przeciwka na to pozwala, Audi wystrzeliwuje jak z procy i wyprzedza Twoje auto.

Pech chciał, że z przodu akurat była wysepka dla pieszych, którą kierowca czarnego Audi ominął z największym trudem w ostatniej chwili. Znowu się udało. Po minięciu wysepki Audi ustawia się na lewym pasie, i tak dojeżdża do samochodu jadącego z przodu.

W międzyczasie samochód ten – biały Opel – zaczął już wyprzedzać auto dostawcze. Audi przykleja się do tylu Opla i znowu jeździ raz na lewo raz na prawo, wreszcie próbuje wcisnąć się między wyprzedzające a wyprzedzane auto. W końcu wyprzedza i jedzie dalej.

I znowu się udało. I tak zapewne wygląda codzienna jazda tego kierowcy. Jak się za moment przekonacie, ten gość był jeszcze w miarę kulturalny, bo można to zrobić znacznie agresywniej. A tymczasem…

2. Tylko frajer czeka na skręt, mistrz zawsze znajdzie drogę.

Po takim widowisku możesz się odprężyć, stojąc w minikorku przed dużym skrzyżowaniem, gdzie Twoja droga wyjeżdża na główną trasę dolotową do miasta. Na zewnątrz jest już solidny upał, widać falujące nad rozgrzanymi maskami samochodów powietrze.

Przed Tobą czeka kilkanaście pojazdów, to samo z tyłu, a droga jest dwukierunkowa. Stoisz akurat przed mniejszym skrzyżowaniem, więc zostawiasz przed sobą miejsce dla wyjeżdżających z prawej lub z lewej aut. Z przodu zapala się zielone światło.

Auta powoli ruszają, ruszasz i Ty, aż tu nagle…

…z lewej strony zajeżdża Ci drogę żółta laweta, która skręca w prawo. Hamujesz, zjeżdżasz na prawą stronę, aby uniknąć obtarcia auta przez wymuszającą pierwszeństwo lawetę. Jej kierowca wyprzedził – jadąc pod prąd – kilkanaście stojących za Tobą aut, i po prostu skręcił w prawo, nie zwracając uwagi, czy ma wolne miejsce. Niech inni leszcze się martwią, jak zjechać mu z drogi.

Udało Ci się uniknąć kolizji, ale było blisko…

3. Latające ciężarówki z budowy.

A to akurat jest plaga – puste ciężarówki z budowy. Po Warszawie jeździ ich sporo, często po kilka, jedna za drugą. Kiedy dojeżdżasz do miasta, postanawiasz jechać okrężną, ale lepszą drogą, zamiast od razu przez centrum. Jedziesz z przepisową prędkością, a ponieważ każda z jezdni ma po trzy pasy w jednym kierunku, nie mówimy tu o 50 km/h.

Poza nielicznymi mistrzami prostej w luksusowych SUV-ach, których żaden przepis się nie ima (to żadna stygmatyzacja, raczej zaobserwowana prawidłowość, do SUV-ów osobiście nic nie mam) o dziwo wiele samochodów jedzie tutaj przepisowo.

Kto jest najszybszy?

Ciągniki siodłowe z pustymi naczepami do przewozu materiałów sypkich. Kiedy Cię wyprzedzają, zastanawiasz się: o co tu chodzi? Czy aż tak im się śpieszy? W sumie można zrozumieć, że kierowca potężnej ciężarówki po wysypaniu zawartości naczepy czuje jakby dostał skrzydeł, bo dynamika zestawu bardzo się poprawia, ale żeby gnać „setką” po trasie siekierkowskiej?

Efekt jest taki, że zawsze znajdują się kierowcy o słabszej psychice, którzy dochodzą do wniosku, że skoro takie wielkie pojazdy jadą tutaj szybciej, to dlaczego, jadąc samochodem osobowym, mieliby jechać wolniej…

…i w ten sposób peleton pędzących ciężarówek legitymizuje podwyższoną, nieprzepisową prędkość, i wciąga kolejne auta. Zwykle na polskich drogach robią to „wyścigowi” kierowcy samochodów osobowych, ciężarówki w tej roli to nowa jakość. Ale to nie jedyna „innowacja”, której dziś doświadczysz. Następna będzie za chwilę, a teraz...

4. Koszący skręt w prawo.

Z trasy zdominowanej przez ciężkie zestawy drogowe dowożące piach i żwir na budowę, zjeżdżasz na Wisłostradę. Tu też są trzy pasy w jednym kierunku na każdej z oddzielonych pasem zieleni jezdni.

Mijasz skręt w prawo, na którym z jakiegoś powodu zawsze śmierdzi ze studzienek kanalizacyjnych – miasto od lat nie znajduje na to rady – i dojeżdżasz do świateł. Zmieniasz pas na środkowy, bo oczekuje na nim mniej samochodów, przyczyniając się do zwiększenia przepustowości skrzyżowania. Zielone światło. Auta przed Tobą powoli ruszają, wreszcie przychodzi pora na Twój samochód.

Jednym słowem – rutyna. Co może Cię tu zaskoczyć?

Nagle na drodze przed Tobą powstaje chaos. Jedne auta gwałtownie hamują, inne w popłochu zmieniają pas. Wreszcie ruch całkowicie ustaje. Korek? Kolizja? Nie – to ciągnik siodłowy z naczepą skręca  w prawo na pobliski skład budowlany. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że robi to z lewego pasa Wisłostrady!

No dobrze – ale może nie ma wyjścia, bo żeby się zmieścić w skręt o kącie 90 stopni musi przecież zjechać na lewą stronę jezdni. W porządku, ale w takim ruchliwym miejscu ktoś powinien mu asystować. Skoro wiezie coś do składu budowlanego, to przecież ktoś tam musi pracować.

Czy to taki problem wyjść na ulicę, poczekać na odpowiedni moment i ostrzec nadjeżdżających kierowców, że na ich drodze za moment pojawi się mobilna „zapora” o szerokości trzech pasów ruchu?

Nic z tego – takie działania uważane są w Polsce powszechnie za nadgorliwość. A teraz pora na obiecaną „innowację”. I mogę niemal zagwarantować, że za chwilę Twój katalog znanych zwyczajów drogowych zostanie „urozmaicony”.

5. Popychanie dynamiczne, czyli ekskluzywna lekcja drogowego terroru.

Po pokonaniu zatoru, spowodowanego przez ustawioną w poprzek jezdni ciężarówkę, kierujesz się w stronę wylotu na Gdańsk. Pogoda nadal jest piękna, słoneczna, rowerzyści w letnich strojach podpowiadają, że jest naprawdę ciepło. Przyroda rozkwita – w takich kojących warunkach wydaje się, że znalezienie pola dla agresji byłoby prawdziwym cudem.

A jednak!

Wjeżdżasz w tunel pod popularnym centrum nauki. Jedziesz środkowym pasem. Kiedy z przodu na ten pas wjeżdża powoli jadący samochód, postanawiasz dołączyć do peletonu aut na lewym pasie, utrzymując bezpieczny odstęp i przyspieszając na tyle dynamicznie, by nikt z tyłu nie musiał hamować.

I wtedy…

…w lusterku dostrzegasz białą Dacię Dokker, czyli małe auto dostawcze w stylu Renault Kangoo. Nad kabiną Dacia ma zamontowany czarny „spoiler”, najwyraźniej przystosowano ją do jazdy z ponaddźwiękowymi prędkościami.

W porównaniu z kierowcą czarnego Audi, którego spotkałeś wcześniej, tutaj technika spychania z pasa będzie bardziej wyrafinowana. Kierowca białej dostawczej Dacii podjeżdża pod Twój tylny zderzak. Następnie hamuje, by zwiększyć odstęp, po czym daje pełny gaz i znowu najeżdża na tył Twojego samochodu. Potem znowu hamuje, zwiększając odstęp, i znowu najeżdża. Sekwencja powtarzana jest kilka razy i widać, że ten kierowca musi stosować ją na co dzień, bo ma w tym wprawę. Widziałeś już kiedyś coś takiego?

6. Wyznaczam cele i realizuję je. Z determinacją.

Jeżeli nie widziałeś, to może to wyda Ci się znajome. Sytuacja, którą opiszę, pokaże człowieka, który funkcjonuje wedle własnych zasad tak, jak mu wygodnie, nie zwracając uwagi na innych i na to, że utrudnia im płynna jazdę.

Dojeżdżasz do dużego ronda, ale nie jest to na szczęście popularne rondo przy jeszcze bardziej popularnym centrum handlowym. Droga dwujezdniowa, po dwa pasy ruchu w każdym kierunku. Pośrodku miniaturowy pas zieleni – taki, że gdyby zaparkować na nim w poprzek samochód, to przód i tył wystawałby za krawężniki.

Dojeżdżasz do świateł. Prawy pas wypełnia się samochodami, więc wybierasz lewy. W tym miejscu dość długo czeka się na zmianę świateł, dlatego z pewną ulgą notujesz zapalające się zielone światło.

Ale co to?

Prawy pas rusza, a Twój „stoi”. Dlaczego?

Dlatego, że pani w ciemnych okularach, prowadząca czarne Subaru Forester, postanowiła połączyć manewr zawracania przez pas zieleni z wypuszczeniem współpasażera. „Zaparkowała” w miejscu do zawracania, blokując ruch z tyłu.

Kolorowe gazety kobiece piszą, żeby żyć tak, jak się na to zasługuje, żeby być panem własnego losu i realizować swoje cele nawet kosztem harmonii z otoczeniem – więc cel został zrealizowany. Co więcej, przekroczona została nawet granica dyskomfortu, tak sławiona przez trenerów rozwoju osobistego. Tyle że nie był to dyskomfort osoby „rozwijającej się”, a innych kierowców.

7. Robię to co chcę. Bo tak mi pasuje.

W końcu dojeżdżasz do miejsca, w którym trzeba przejechać przez wąską osiedlową uliczkę. Wzdłuż prawego krawężnika parkują samochody, a na pozostałej części jezdni mieści się na szerokość jedno auto osobowe.

I co?

Korek. Na osiedlu. Kilkanaście samochodów, z przodu śmieciarka. Nie może przejechać, bo po lewej stronie ktoś zaparkował rodzinnego vana. Przejazd przez pozostałą lukę trwa kilkanaście minut. Centymetr po centymetrze, przy asyście kilku innych kierowców, śmieciarka przeciska się obok porzuconego bezmyślnie samochodu.

Ale nie to jest najlepsze. Kiedy śmieciarka już przejedzie, właściciel vana przyjdzie do samochodu. Mimo widoku kilkunastu sunących powoli samochodów, podążających za dopiero co oswobodzoną śmieciarką, otworzy bagażnik, wyjmie to, co mu potrzebne i spokojnie wróci tam, skąd przyszedł, nie przestawiając samochodu. By żyło się lepiej wszystkim.

8. Parking jest tam, gdzie ja parkuję.

Epizodu ze śmieciarką ciąg dalszy. Nieopodal jest przedszkole. Pod przedszkole podjeżdżają luksusowe samochody, a w nich troskliwe mamy. Audi, BMW, Lexusy, małe hybrydy. Logicznym byłoby spodziewać się, że za wysokim statusem finansowym idzie odpowiednio wysoka kultura.

Tylko że…

…z jakiegoś powodu u nas to tak nie działa. Kiedy miejsca na chodniku obok przedszkola są zajęte, czyli prawie zawsze, mamy porzucają swoje lśniące, czyste i zadbane bolidy na jezdni. Niektóre próbują być „kulturalne” i włączają światła awaryjne.

Tak jest codziennie. Dziś także – śmieciarka znowu stoi, bo nie może przejechać obok porzuconych pojazdów. Tracisz czas i nerwy tylko dlatego, że jakiś kierowca ma Ciebie i innych gdzieś.

9. Dobry tył nie jest zły.

To jednak nie koniec spostrzeżeń z drogi. Kiedy wyjeżdżasz z osiedla i jedziesz drogą dwujezdniową, na której ruch powinien być płynny, znowu trafiasz na korek. Korek?

Tak. Na prawy pas wystają tyły kilku zaparkowanych na chodniku aut. Widocznie ich właściciele uznają, że gdyby wystawał przód, byłby problem, ale tył to jakby zupełnie nic. Parkują auto jedną trzecią długości na prawym pasie i idą do domu lub do pracy w sklepikach, które znajdują się na paterze trzypiętrowego budynku wzdłuż jezdni.

A że dziesiątki innych kierowców będą musiały czekać w korku, bo przepustowość jezdni spadnie o ponad połowę (konieczność zmiany pasa dodatkowo spowalnia ruch), to już nie jest problem właściciela źle zaparkowanego auta. On sam wyznacza cele i realizuje je.

Podobnie, jak…

10. Światło jest czerwone, ale liście są zielone.

Kiedy czekasz na zielone światło niedaleko swojego domu, o słup sygnalizatora oparty stoi rowerzysta. On ma światło zielone. Kiedy Ty masz zielone, rowerzysta rusza i przejeżdża przez jezdnię tuż pod maską Twojego auta, które musi awaryjnie hamować. Jak to możliwe?

Początkowo sądziłem, że trudno to logicznie wytłumaczyć, ale…

…byłem nieroztropny. Przecież liście na drzewach są zielone! Rowerzysta pamiętał, że zielone znaczy „jedź”, no i ruszył.

A wiesz, co jest najsmutniejsze?

To, że w powyższej opowieści nie ma grama fikcji. I nie jest to także zbiór zdarzeń z miesiąca jazdy, tylko z godziny za kierownicą samochodu. Nie wiem, co podpowiada opisanym w materiale drogowym terrorystom, że są lepsi od innych, ale mogę ich zapewnić, że z pewnością nie jest to rozum.

Zapraszam do komentowania – prowadźcie ostrożnie i dawajcie dobry przykład innym. Komunikujcie znajomym drogowym terrorystom (ale nie na drodze!) że nie aprobujecie chamstwa na drodze. Miejcie odwagę powiedzieć komuś z rodziny, że choć go lubicie, to prowadzi samochód jak kompletny idiota.

Każdy czasem popełnia błędy. Ale zachowania opisane w tekście to nie błędy, tylko wyrachowane, świadome decyzje, u podstawy których leżą megalomania, egocentryzm i brak elementarnego szacunku dla innych ludzi.

Znam – i Ty zapewne też – kierowców, którzy w domu czy w pracy są przesympatyczni i opanowani, ale auto prowadzą jak frustraci. Może za kierownicą, kiedy nikt nie pilnuje, wychodzi z nich prawdziwe „ja”?

Wypada mi jeszcze z wyprzedzeniem odpowiedzieć na potencjalny zarzut. Czy czuję się lepszy od drogowych terrorystów, bo jeżdżę lub chociaż staram się jeździć zgodnie z przepisami i pozostawiać innym pole do bezpiecznej jazdy?

Nie.

Ale czuję się poniekąd odpowiedzialny za to, co piraci wyczyniają na drogach. Zastanawiam się, czy nie za mało robię, by ich od tego odwieść. Wśród rodziny i znajomych z pewnością mógłbym znaleźć bardzo agresywnie prowadzących kierowców, spróbować z nimi porozmawiać, zapytać czy nie mogliby odnaleźć w sobie choć szczypty życzliwości dla innych uczestników ruchu.

Istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że także Ty w swoim otoczeniu masz choćby jednego drogowego terrorystę. Może uda Ci się z nim szczerze pogadać? Szczególnie jeżeli to Twój mąż lub żona, prowadząca Twoje auto i niosąca(y) Wasze bezpieczeństwo - życie i zdrowie - na swoich barkach?

Niestety, ze względu na dumę polskiego kierowcy, taka rozmowa pozostaje niemal niewykonalnym zadaniem. Za to transformacja społecznego przyzwolenia na nieprzestrzeganie przepisów ruchu drogowego wydaje się bardziej realna.

Jakaś podpowiedź?

Dziewczyna wychodzi z imprezy z nowo poznanym, fajnym chłopakiem. Patrzą sobie w oczy, rozmawiają, od razu widać między nimi chemię. Idą na parking i wsiadają do samochodu. On prowadzi tak, jak lubi: gaz do podłogi, hamulec, zmiana pasa bez kierunkowskazu, nie przestrzega żadnych ograniczeń prędkości. Ona niespodziewanie prosi go, aby się natychmiast zatrzymał. Wysiada i przez otwarte drzwi mówi coś bardzo ważnego:

„Zadzwoń do mnie kiedyś. Jak dorośniesz”.

Myślicie, że to się kiedyś uda?