• Nowe przepisy pozwalają na wprowadzenie wyższych niż dotychczas opłat za parkowanie w miastach
  • Nowe zasady wykonywania przeglądów w stacjach diagnostycznych mają pozwolić na wychwycenie pojazdów, z których wymontowano filtry cząstek stałych i inne układy oczyszczania spalin
  • Auta elektryczne mogą korzystać z buspasów, ale ta informacja nie dotarła jeszcze do wielu policjantów

Świat się zmienia i raz na jakiś czas do nowych realiów trzeba dostosować obowiązujące przepisy. Niestety, to tylko jedna strona medalu. Druga jest taka, że czasem konieczność wprowadzenia zmian wynika z tego, że wcześniej bez głębszej refleksji wprowadzono złe i nieprzemyślane rozwiązania, a później – żeby ratować sytuację – również na szybko wprowadza się korekty.

Niestety, polscy politycy od lat zdają się nie wiedzieć, że stabilność przepisów jest olbrzymią wartością – jeśli prawo ciągle się zmienia, to trudno liczyć na to, że ludzie będą je przestrzegać. Zresztą często bywa nawet tak, że nie tylko obywatele, lecz nawet urzędnicy i przedstawiciele służb mających nadzorować przestrzeganie przepisów za zmianami w prawie nie nadążają. Aktualny przykład: przepisy pozwalające na jazdę autami elektrycznymi po buspasach. O tym jednak na końcu. Zacznijmy zaś od zmian, które czekają nas w najbliższym czasie.

Parkowanie nawet 9,99 zł za godzinę!

Zwolnienie z odpłatności za parkowanie może już wkrótce stać się poważniejszym niż dotychczas argumentem za autami elektrycznymi. Stanie się tak za sprawą uchwalonej na początku lipca przez Sejm nowelizacji ustawy o partnerstwie publiczno-prywatnym. Wśród zmienianych przepisów pojawił się też taki, który pozwala na podniesienie stawek za parkowanie w śródmiejskich strefach płatnego parkowania do 9,99 zł za godzinę, z kolei kara za nieuiszczenie opłaty ma wzrosnąć z 50 zł do 222 zł. Dobra wiadomość: w najbliższym czasie, w związku ze zbliżającymi się wyborami samorządowymi, urzędnicy zapewne nie skorzystają z możliwości dokręcenia śruby kierowcom.

Droższe przeglądy, kary za spóźnione badanie

Foto: ACZ / Auto Świat

Od dłuższego czasu trwają prace nad zmianami w systemie badań technicznych pojazdów. Na polskich drogach widać zbyt wiele aut, które w oczywisty sposób nie spełniają obowiązujących wymogów. Od listopada 2013 roku obowiązują zmienione zasady dotyczące przeglądów. Polegają one m.in. na tym, że za przegląd płaci się z góry, przed jego wykonaniem, stwierdzone usterki są wpisywane przez diagnostów do centralnej ewidencji, do której mają dostęp wszystkie stacje diagnostyczne (po to, żeby ukrócić „turystykę przeglądową” w poszukiwaniu diagnosty, który usterki nie zauważy).

Dodatkowo nadzór nad stacjami diagnostycznymi przekazano Transportowemu Dozorowi Technicznemu (wcześniej należał on do starostów). Właściciele stacji diagnostycznych od dawna postulują, żeby podwyższyć ceny badań technicznych, bo mimo coraz większych wymagań, które są przed nimi stawiane, opłaty od 14 lat się nie zmieniły. Kilka miesięcy temu mówiło się już o podwyżkach opłat, ale w ostatniej chwili rząd się z nich wycofał.

Teraz pojawiły się nowe zapowiedzi wzrostu cen, ale właściciele stacji kontroli pojazdów nie mają powodów do radości. Zapowiadana podwyżka ma wynikać z wprowadzenia tzw. opłaty jakościowej. Ma ona zasilić budżet Transportowego Dozoru Technicznego, który będzie baczniej przyglądać się pracy diagnostów.

Dodatkowo już wkrótce za badanie techniczne wykonane po terminie trzeba będzie zapłacić znacznie więcej, w projektach jest mowa o podwyżce o 60 proc. w przypadku spóźnienia. Rozważane są też zmiany w sposobie wykonywania badań technicznych po to, żeby móc odsiewać auta, z których wymontowano filtry cząstek stałych. W Sejmie pojawił się nawet projekt poselski przewidujący wielotysięczne kary zarówno dla użytkowników takich aut, jak i warsztatów oferujących przeróbki tego typu.

Stan wyższej konieczności a zatrzymanie prawa jazdy

Foto: Auto Świat

Obowiązują już przepisy wprowadzające wyjątki od reguły, że za przekroczenie prędkości w terenie zabudowanym o więcej niż 50 km/h kierowca traci prawo jazdy na 3 miesiące. Trybunał Konstytucyjny, zajmujący się tym przepisem, uznał bowiem, że działa on bezwarunkowo, nie uwzględnia m.in. stanu wyższej konieczności, i nakazał wprowadzenie zmian.

Zgodnie ze znowelizowaną ustawą przepisów o zatrzymaniu prawa jazdy za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h w terenie zabudowanym, ale także za przewożenie o więcej niż dwie osoby za dużo w pojeździe, nie stosuje się w sytuacji, gdy kierujący pojazdem dopuścił się naruszenia, działając w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego dobru chronionemu prawem, jeżeli niebezpieczeństwa tego nie można było uniknąć inaczej, a poświęcone dobro w postaci bezpieczeństwa na drodze przedstawiało wartość niższą od dobra ratowanego.

Chodzi tu więc o wspomniany wcześniej tzw. stan wyższej konieczności: jeśli złamiemy przepisy dlatego, że np. wieziemy ranną osobę do szpitala albo uciekamy przed ścigającymi nas bandytami i będziemy umieć to udowodnić, to policja i starosta nie będą musieli zatrzymać prawa jazdy. Jeśli prawo jazdy na miejscu zdarzenia zatrzyma policja, to starosta ma 21 dni na podjęcie decyzji, czy pozostanie ono zatrzymane, czy też uzna, że kierowca działał w stanie wyższej konieczności.

Mniejsze tablice rejestracyjne

Prawdopodobnie to dzięki uporowi i sile przebicia posła Piotra Liroya-Marca (dawniej znanego rapera, teraz przede wszystkim nieformalnego rzecznika kierowców w Sejmie) pojawiła się możliwość legalnego zamówienia tablic rejestracyjnych w rozmiarze mniejszym od standardowego. To ważna zmiana przede wszystkim dla użytkowników oldtimerów, aut sprowadzanych z Japonii i USA, w których przewidziano miejsce na tablice w formacie znacznie mniejszym niż zwykłe, aktualne „blachy”.

Dotychczas kierowcy radzili sobie, dorabiając mniejsze „niby-tablice”, doginali lub docinali standardowe rejestracje, wozili tablice za szybą lub rezygnowali np. z przednich tablic całkowicie. Wszystkie te metody mają tę samą wadę – są nielegalne, grożą zatrzymaniem dowodu rejestracyjnego podczas kontroli drogowej lub przeglądu w stacji diagnostycznej. Od 1 lipca takie kombinacje nie będą już potrzebne.

Dobra wiadomość? Tak, ale... Poseł Liroy-Marzec, pisząc swoją interpelację, nie spodziewał się zapewne, że urzędnicy nie poradzą sobie z przygotowaniem przepisów, które sensownie wprowadzą w życie oczekiwane zmiany. Zapowiedzi ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka też były optymistyczne, publicznie mówił on o wprowadzeniu od 1 lipca „tak zwanych tablic amerykańskich”. Miało być dobrze, a wyszło jak zwykle: nowe tablice rejestracyjne to tak naprawdę skrócona wersja standardowych blach (305 x 114 mm zamiast 520 x 114 mm), podczas gdy auta z rynku amerykańskiego lub japońskiego mają wnęki przystosowane do tablic w rozmiarach 305 x 155 mm lub 330 x 165 mm, czyli o zupełnie innych proporcjach.

Dodatkowym problemem jest krój i rozmiar użytej czcionki – mieszczą się na nich zaledwie 4 znaki, a to oznacza, że w wielu miejscowościach pula takich tablic może się wyczerpać bardzo szybko. Zamiast dobrać lepiej rozmiary tablicy i zmienić liternictwo, urzędnicy poszli na łatwiznę. Efekt jest taki, że nie da się tak po prostu zamówić mniejszych tablic z dotychczasowymi numerami, tylko trzeba wystąpić o zupełnie nowe, wraz z nowym dowodem rejestracyjnym, adnotacją w karcie pojazdu i nowymi nalepkami. Niewykluczone, że ledwie wprowadzone przepisy zostaną zmienione po raz kolejny.

Auta elektryczne mogą jeździć buspasem

Foto: Auto Świat

Nowe uprawnienia dla kierowców aut elektrycznych obowiązują od 22 lutego, czyli od momentu wejścia w życie ustawy o elektromobilności. Mimo że o nowej ustawie było głośno, bo to jeden ze sztandarowych projektów rządu, niewiele osób zadało sobie trud, żeby się w nią zagłębić – wygląda na to, że nie tylko nie przeczytali jej głosujący za nią posłowie i senatorowie, lecz także nie dotarła ona do policjantów i urzędników miejskich.

Efekt: nieliczni pasjonaci aut elektrycznych, którzy chcą skorzystać z prawa do jazdy po buspasach, są wyłapywani przez policję, której funkcjonariusze usiłują karać ich mandatami. Oczywiście, jeśli sprawa trafi do sądu, to o karze raczej nie będzie mowy. Przepis mówi: „Do dnia 1 stycznia 2026 r. dopuszcza się poruszanie pojazdów elektrycznych, o których mowa w art. 2 pkt 12 Ustawy z dnia 11 stycznia 2018 r. o elektromobilności i paliwach alternatywnych, po wyznaczonych przez zarządcę drogi pasach ruchu dla autobusów.”

Uwaga! Choć z komentarzy twórców ustawy wynika, jakie przyświecały im intencje, to przepis jest tak źle zredagowany, że mogą pojawić się interpretacje, że to zarządca drogi ma wyznaczyć, po których buspasach będą mogły jeździć elektryki. Kolejną korzystną zmianą dla kierowców aut elektrycznych jest to, że takie auta są zwolnione z opłat w strefach płatnego parkowania. Ale uwaga! Udogodnienia przy korzystaniu z buspasów i  miejsc parkingowych dotyczą tylko i jedynie pojazdów z napędem wyłącznie elektrycznym, a nie hybryd czy hybryd plug-in.