Podobno, według różnych szacunków, nawet 40 proc. kierowców spóźnia się z wykonaniem obowiązkowego przeglądu. Planowane zmiany w przepisach mają zmusić ich do tego, by się więcej nie spóźniali. Jeśli nie zmieszczą się w terminie, przegląd będą mogli wykonać tylko na jednej z 16 państwowych (czyt. narodowych) stacji kontroli pojazdów, po jednej w każdym województwie. W praktyce oznacza to, że ukarani kierowcy będą musieli na przegląd udać się w nawet 200 kilometrową podróż. Przegląd będzie dwa razy droższy i – z oczywistych względów – trudno będzie się na niego „załapać”.

Problem w tym, że nie wiadomo nawet, czy patologia, z którą chce walczyć ministerstwo infrastruktury, naprawdę istnieje i jaka jest jej skala. Nie jest przecież tak, że 40 proc. kierowców zatrzymywanych przez policję do kontroli nie ma ważnych badań technicznych. Ile więc? Jeden procent? Pięć procent? A może promil? Tego ministerstwo nie podaje. Może najpierw wypadałoby zorganizować narodową łapankę na kierowców jeżdżących bez przeglądu, by dowiedzieć się, ile ich naprawdę jest?

Warto to jasno powiedzieć: żaden dziś obowiązujący przepis nie każe właścicielowi auta bezwzględnie dbać o ważność badań technicznych. Jest inny przepis, który mówi, że auto, które porusza się po drogach, ma mieć ważne badania techniczne. To różnica! Jeśli mam samochód, którego nie używam, płacę za niego OC (to kolejny absurd, na którego likwidację nie pozwoli lobby ubezpieczycieli), ale nie jeżdżę, to po co ważny przegląd? Przyznam bez bicia: jeden z moich pojazdów nie ma ważnych badań od ok. 10 lat – stoi pod ścianą i się kurzy, czeka na swoją kolej. Płacę OC – jestem w porządku. Po co szykany, jeśli kiedyś zapragnę jednak go zrobić?

Czemu ma służyć narodowa sieć stacji kontroli pojazdów pod patronatem Transportowego Dozoru Technicznego? Moim zdaniem, po pierwsze, chodzi o zwykłą szykanę: stacji będzie tak mało, że potrzeba będzie zapłacić za usługę stacza kolejkowego, zwłaszcza że będą one zajmować się także wydzieloną kategorią przeglądów (np. aut po zmianach technicznych); po drugie, stacje będą (dla niektórych) tak daleko, że właściciele wydadzą jeszcze parę setek na paliwo; po trzecie, (można tak przypuszczać) oni już tak się zajmą samochodem delikwenta, że będzie przegląd zaliczał tyle razy, ile razy dziś niektórzy zdają egzamin na prawo jazdy. A jeszcze pod byle pretekstem zabiorą dowód i każą wracać na lawecie. Nie będzie tak, jak u prywaciarza, który – w domyśle – jest albo nieuczciwy, albo się nie zna!

Zgoda, że kara należy się za jazdę bez badań technicznych. Ale szykana dla wszystkich dla zwykłej hecy? To jakiś absurd!

Naszym zdaniem

Zamiast wprowadzić opcję czasowego wyrejestrowywania aut, jak to się robi np. w Niemczech, rząd postara się, by nasze auta były zawsze nie tylko ubezpieczone, lecz także sprawne.