Kierowcy przez chwilę poczują ulgę, widząc stojący przy ulicy samochód straży miejskiej. Dotychczas w takich przypadkach niemal pewne było, że strażnicy kontrolują prędkość. Teraz będzie to oznaczało, że podjęli jakąś interwencję. Dlaczego? Bo opóźnienia w pracy Ministra Transportu spowodowały, że strażnicy obawiają się kontrolować prędkość.

W myśl znowelizowanej ustawy „Prawo o ruchu drogowym” straże gminne i miejskie mogą kontrolować prędkość na drogach gminnych, powiatowych i wojewódzkich oraz krajowych w obszarze zabudowanym, z wyłączeniem autostrad i ekspresówek. Do pomiaru prędkości mają być wykorzystywane urządzenia przenośne albo zainstalowane w pojeździe. Czas i miejsce kontroli strażnicy będą musieli ustalić z właściwym miejscowo komendantem policji.

Te wymogi były spełniane już do tej pory. Jednak ministerstwo stawia na działania prewencyjne i dąży do tego, by fotoradary służyły eliminowaniu niebezpiecznych zachowań, a nie były maszynką do zarabiania pieniędzy. Dlatego warunki lokalizacji urządzeń rejestrujących, sposób oznakowania fotoradarów stacjonarnych oraz warunki kontroli wykonywanych przez strażników ma określić ministerialne rozporządzenie, którego na razie brakuje, a które prawdopodobnie pojawią się najpóźniej na początku marca.

Większość straży miejskich w ogóle nie robi zdjęć i czeka do czasu wydania rozporządzenia. Według rzecznika straży miejskiej w Rudzie Śląskiej kontrolowanie prędkości przy użyciu rejestratorów byłoby teraz bezprawne. Jeżeli jednak któraś straż zdecydowałaby się na użycie fotoradaru i wystawiła kierowcy mandat, ten powinien zgłosić się do sądu. Trudno jednak stwierdzić, czy sędzia stanąłby po stronie nielegalnie sfotografowanego kierowcy, czy też uznał jego winę.