Badania TNS Polska, wykonane na zlecenie firmy Michelin, potwierdzają starą prawdę, że kierowcy co do zasady przeceniają swoje możliwości i umniejszają grożące im niebezpieczeństwo. To normalne, że jeśli kierowca jedzie na złamanie karku, czuje się bezpiecznie – jeśli ktoś się boi, to tylko pasażer.

Konkretnie: ankieterzy zadali te same pytania kursantom szkół nauki jazdy i kierowcom ze stażem krótszym niż 3 lata. 85 proc. kursantów uważa jazdę bez pasów za niebezpieczną, po zdaniu egzaminu odsetek przekonanych o tym maleje do 70 proc. Jeśli chodzi o rozmowę w czasie jazdy przez telefon, 80 proc. aspirujących do prawa jazdy wskazuje ją jako niebezpieczną, wśród mających prawko tę opinię podziela 65 proc. respondentów.

Znakomita większość (aż 89 proc. mężczyzn) młodych kierowców bardzo wysoko ocenia swoje umiejętności. Prawda tymczasem jest bolesna: na przeciętnym kursie na prawo jazdy kandydat na kierowcę nie ma szans, żeby zdobyć cokolwiek ponad umiejętność przemieszczania się z punktu A do punktu B z dozwoloną, niską prędkością.

Na egzaminie nikt nie wymaga umiejętności reakcji na nieoczekiwane zdarzenia drogowe. Na drodze uczymy się powoli i głównie na własnych błędach, warunków do ćwiczenia ekstremalnych sytuacji brak. A jednak większość z nas uważa się za dobrych kierowców.

To przekonanie łatwo jednak wyleczyć. Lekarstwem, które wynaleziono na przecenianie własnych umiejętności, są kursy doskonalenia jazdy. Wielu kierowców uda się uzdrowić w dwie godziny. Dobry kurs zaczyna się tak: po wykładzie wsiadasz do auta. Na kawałku toru lub pasa startowego pokazują ci gumowe słupki lub styropianowe pudło, dostajesz krótkofalówkę, przez którą padają komendy. Masz powoli jechać w stronę przeszkody. Jedziesz, aż pada komenda: hamuj!

I co? Jedni rozjeżdżają pudło, inni gaszą silnik, innym auto staje bokiem. A przecież byli ostrzeżeni, co się stanie i jak mają reagować! Jeszcze raz powtarzasz najazd na pudło, jeszcze raz i już po 30 minutach z grubsza wiesz, jak hamować.

Trudniejsze zadania, jak hamowanie z omijaniem przeszkody na asfalcie polanym wodą, jedni opanowują (w tym jednym, powtarzanym do znudzenia przypadku) w pół godziny, inni bez wyniku psują komplet opon i już sami wiedzą, że przyda im się jeszcze jedno szkolenie.

A wciąż o żadnej niespodziewanej sytuacji nie ma mowy. Mimo że po godzinie nauki wciąż umie się bardzo mało, efekt jest zaskakujący: ci, którzy na szkolenie jechali 120 km/h, wracają do domu „dziewięćdziesiątką”. Tak miały wyglądać obowiązkowe szkolenia młodych kierowców już od tego roku. Szkoda, że na razie się to nie udało i temat został odłożony na przyszłość.

Naszym zdaniem

Nawet jeśli w ciągu jednej sesji doskonalenia jazdy wiele się nie nauczysz, to przynajmniej dowiesz się, czego nie umiesz. Większość „dobrych” kierowców, wracając ze szkolenia, jedzie znacznie wolniej niż kilka godzin wcześniej podczas podróży na tor.