Do kolizji doszło 29 czerwca 2014 roku. Podczas manewru cofania Renata J. uszkodziła prawidłowo zaparkowany pojazd Ireny T. Po wszystkim poszkodowana znalazła przy drzwiach swojego samochodu kartkę od świadka zdarzenia z informacją o kolorze samochodu, który zarysował jej auto i o jego numerze rejestracyjnym.

Pani Irena zgłosiła sprawę na policję. Mundurowi szybko ustalili dane sprawczyni. Pani Renata nie wypierała się całego zajścia i przyjęła mandat 100 zł myśląc, że cała sprawa jest już zakończona, a resztą zajmie się jej ubezpieczyciel. Okazało się jednak, że ten po kilkunastu dniach od zgłoszenia sprawy zażądał zwrotu wypłaconego odszkodowania i kosztów wynajmu auta zastępczego dla pani Ireny na czas naprawy jej pojazdu.

Sama kartka za szybą nie wystarczy

Sprawczyni kolizji, pani Renata, odwołała się od decyzji do sądu rejonowego w Zduńskiej Woli tłumacząc, że czekała na właściciela pojazdu, a gdy ten przez dłuższy czas się nie pojawiał, zostawiła kartkę z numerem telefonu i imieniem. Właścicielka uszkodzonego auta kartki jednak nie znalazła, za to namierzyła sprawcę dzięki informacji świadka całego zdarzenia. Sąd nie uwierzył w tłumaczenia pani Renaty i przyznał rację ubezpieczycielowi, który uznał zachowane swojej klientki za ucieczkę z miejsca kolizji.

Panie Renata nie poddała się i złożyła zażalenie na wyrok do sądu okręgowego w Sieradzu. Ten również nie uwierzył w tłumaczenia sprawczyni kolizji i oddalił jej apelację uznając, że to tylko tłumaczenie przyjęte w celach procesowych.

Poza tym Sąd rejonowy uznał, że nawet gdyby pozwana rzeczywiście podjęła próbę przekazania swojego numeru telefonu oraz imienia i nazwiska, to dane te nie są informacją pozwalającą na zidentyfikowanie zakładu ubezpieczeń, a tym bardziej danymi związanymi z zawartą umową ubezpieczenia. Sąd wskazał, że pozwana nie podjęła też żadnych działań związanych z koniecznością powiadomienia zakładu ubezpieczeń o całym zdarzeniu.

Rzecznik twierdzi, że wystarczy kartka

Czy oznacza to koniec z kartkami za szybą? Niekoniecznie, bowiem Rzecznik Finansowy stoi na stanowisku, że nie zawsze oddalenie się z miejsca wypadku jest równoznaczne z ucieczką. Twierdzi także, że w sytuacji, gdy mimo podjętych prób zlokalizowania właściciela uszkodzonego auta, nie uda się tego dokonać, wystarczy wspomniana kartka z danymi sprawcy, ale w tym także nazwy ubezpieczyciela i numeru polisy.

- Nie kwestionujemy prawa towarzystw do takiego działania w uzasadnionych wypadkach. Do takich zaliczymy te, w których nie ma wątpliwości, że sprawca rzeczywiście ucieka z miejsca wypadku i są na to dowody. Ale są też sprawy, w których kierowcy nie są świadomi, że uszkodzili inny samochód, a mimo to ubezpieczyciel domaga się od nich zwrotu kwot wypłaconych poszkodowanemu. W takich sprawach staramy się pomóc - mówi Krystyna Krawczyk, dyrektor Wydziału Klienta Rynku Ubezpieczeniowo-Emerytalnego, w Biurze Rzecznika Finansowego.

- Zwykle tego typu roszczenia są podparte dowodami. Mogą to być nagrania z monitoringu miejskiego, czy należącego do centrum handlowego lub oświadczenie świadka lub świadków zdarzenia. Dla oceny sytuacji istotne będzie jak zachował się sprawca po wypadku. Jeśli wysiadł, obejrzał uszkodzenia i odjechał - regres będzie uzasadniony. Ale innych sytuacjach nie jest to już takie oczywiste - mówi Krystyna Krawczyk.

Jako przykład podaje sytuację w której na nagraniu widać, że sprawca co prawda obciera inne auto, ale wysiada i po krótkim oczekiwaniu zostawia za wycieraczką kartkę z numerem kontaktowym.

- Niestety w takich sytuacjach może się zdarzyć, że kartkę wyjmie ktoś inny lub wywieje ją wiatr. Dlatego, jeśli zdarzenie ma miejsce na parkingu centrum handlowego, warto odszukać pracownika ochrony i poprosić go np. o wywołanie posiadacza uszkodzonego pojazdu przez głośniki. Jeśli takiej możliwości nie ma, to warto zostawić mu swój numer telefonu, notując przy okazji jego imię i nazwisko. Nikt nie oczekuje, że będziemy czekali godzinami na poszkodowanego na parkingu. Ale warto móc wykazać, że odjechaliśmy dopiero po przekazaniu danych kontaktowych do nas. W takiej sytuacji roszczenie regresowe nie będzie miało podstaw - mówi Krystyna Krawczyk.