- Prawidłowe zachowanie przy korzystaniu z "zielonej strzałki" bywa niebezpieczne – inni kierowcy są zazwyczaj takim zachowaniem skrajnie zaskoczeni
- Kierowcy, którzy stosują się do tego przepisu, nierzadko uważani są za "ciuli" albo traktowani jak "zawalidrogi"
Tzw. zielona strzałka – typ sygnalizatora, który pozwala warunkowo skręcić, gdy zasadnicza część sygnalizatora świeci na czerwono i każe jadącym na wprost czekać, nie raz w przeszłości budziła kontrowersje. Kiedyś ten element sygnalizatora często miał postać tabliczki z wymalowaną zieloną strzałką i pozwalał na skorzystanie z tego swoistego przywileju niezależnie od tego, w jakiej fazie cyklu było oświetlenie na skrzyżowaniu.
- Przeczytaj także: Kolejny bat na kierowców. Konfiskata pojazdu i nawet 3 tys. zł kary
Potem pojawiły się dodatkowe wyświetlacze świetlne, które włączały się i wyłączały – tak zresztą jest i dziś. W niedalekiej przeszłości drogowcy próbowali pozbyć się zielonych strzałek (potem je przywracali – bo korki), zielone strzałki zwalczali też niektórzy politycy, jak np. swego czasu poseł Beata Bublewicz z Olsztyna. Argument zawsze jest ten sam: kierowcy nieprawidłowo zachowują się przed tym sygnalizatorem, powodując zagrożenie. To akurat prawda.
Jak korzystać z "zielonej strzałki"? Kierowcy nie wiedzą albo udają, że nie wiedzą
Rzecz w tym, że większość kierowców (w swoim czasie poseł Beata Bublewicz przekonywała, że 97,7 proc.) źle korzysta z zielonej strzałki. Pozwala ona bowiem na skręt (najczęściej w prawo, ale czasem także w lewo) warunkowy. To ważne: można minąć "strzałkę" i skręcić, gdy główny sygnalizator wyświetla sygnał czerwony, ale pod dwoma warunkami:
Jak widzicie, te dwa warunki są następujące:
- po pierwsze, korzystając z zielonej strzałki, ustępujemy wszystkim innym uczestnikom ruchu, z którymi jesteśmy na kursie kolizyjnym – i pieszym, i pojazdom;
- po drugie, mamy zatrzymać się bezpośrednio przed sygnalizatorem.
To drugie oznacza, że jeśli kilku kierowców jadących jeden za drugim chce skorzystać z warunkowego skrętu w lewo, każdy powinien zatrzymać się przed sygnalizatorem. Każdy i "bezpośrednio przed". Nie wystarczy, że zatrzyma się jeden kierowca i za nim pozostali – każdy dojeżdżający do sygnalizatora ma się zatrzymać. A samochód jest zatrzymany, gdy koła się nie kręcą – a zatem nie wystarczy zwolnić.
I wiecie co? Ilekroć zbliżam się do "zielonej strzałki" i zamierzam się przed nią zatrzymać, zawsze patrzę z obawą w lusterko. Jest duża szansa, że jadący za mną kierowca będzie zaskoczony, a przynajmniej poirytowany takim zachowaniem. Najgorsze jest to, że solidne uderzenie w bagażnik bardo często źle się kończy dla kierowcy i pasażerów uderzonego samochodu – kręgosłup szyjny człowieka nie jest z gumy!
Tymczasem ignorując zieloną strzałkę i jadąc bez zatrzymania, łatwo o wymuszenie pierwszeństwa (np. na pieszych) i spowodowanie wypadku.
- Przeczytaj także: Wielkie zmiany dla kierowców. Od 10 września automatycznie będziesz chroniony przed utratą prawa jazdy
A czy, skręcając w prawo, można zignorować zieloną strzałkę?
Niektórzy kierowcy zamierzający skręcić na skrzyżowaniu, mają i taki pomysł, aby zieloną strzałkę ignorować – stoją i czekają, aż główny sygnalizator zaświeci się na zielono. To oczywiście błąd – kierowca, który tak robi, naprawdę jest zawalidrogą. Świeci sygnalizator, mamy zamiar skręcić – mamy też obowiązek wykorzystać możliwość, jaką daje strzałka. Bywa i tak, że ktoś po prostu przegląda coś w telefonie i dlatego nie skręca – to oczywiście też niedopuszczalne. Przed włączoną zieloną strzałką wolno stać tylko w sytuacji, gdy nie zamierzamy skręcać, gdy chcemy jechać na wprost. Oczywiście, jeśli jest taka możliwość, warto zająć sąsiedni pas, aby nie blokować skrętu – ale to już zupełnie inna historia.