• Place dilerów pękają w szwach, a zamówienie wielu nowych modeli jest (na razie) niemożliwe
  • Zużycie paliwa zgodne z nowym, bardziej realistycznym sposobem pomiaru (czyli WLTP) w wiekszości samochodów jest wyższe niż w przypadku dawnego, laboratoryjnego testu (norma NEDC)
  • Producenci aut są sami sobie winni: przez kilkanaście ostatnich lat „optymalizowali” samochody w ten sposób, żeby wypadały one jak najlepiej w oficjalnych, znormalizowanych testach zużycia paliwa

Ubiegły miesiąc był na rynku nowych aut w Polsce absolutnie rekordowy. Z danych publikowanych przez Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar wynika, że w tegorocznym sierpniu wydziały komunikacji zarejestrowały niemal 57 tys. nowych aut, a to oznacza wzrost o niemal 65 proc. względem ubiegłego roku. To wynik nawet o ponad 22 proc. lepszy niż jeszcze w lipcu.

Cud gospodarczy? Kolejny sukces rządu? Ależ skąd! To tylko efekty uboczne działań koncernów motoryzacyjnych, które próbują zminimalizować straty, na jakie naraziły ich nowe europejskie przepisy dotyczące homologacji aut. Znaczną część tego rekordu stanowią auta, które... sami kupili autoryzowani dilerzy różnych marek!

Przypomnijmy: od początku września obowiązuje WLTP (czyli nowa procedura pomiarów zużycia paliwa i emisji spalin), a jednocześnie straciły ważność dotychczasowe homologacje aut, uzyskane na podstawie wyników pomiarów wykonywanych według wcześniej obowiązującej procedury. To dlatego przez całe lato trwały w wielu salonach wyprzedaże modeli, o których wiadomo było, że nowych wymogów nie spełnią – albo z powodów technicznych (bo w przypadku bardziej realistycznych procedur pomiarowych okazuje się, że jednak emitują zbyt dużo toksycznych spalin), albo przez to, że producenci nie zdołali ich jeszcze przebadać według nowych norm.

Chodzi o to, że teraz – inaczej niż miało to miejsce dotychczas – producenci muszą osobno przebadać i homologować każdą kombinację „silnikowo-przekładniowo–nadwoziowo–wyposażeniową”. Generalnie każda odmiana, która może się różnić od innej wersji danego modelu w kwestii emisji spalin i zużycia paliwa, musi mieć oddzielne badania i „kwity”. Klient ma prawo oczekiwać np. informacji o zużyciu paliwa w konkretnej, wybranej przez siebie wersji, a nie w przykładowej odmianie danego modelu, jak to było dotychczas. Dodatkowy problem: żeby w przypadku nowej procedury pomiarowej spełnić wymagania dotyczące czystości spalin, większość silników benzynowych z bezpośrednim wtryskiem paliwa – podobnie jak dotychczas diesle – potrzebuje filtrów cząstek stałych.

Dla producentów, którzy mają ograniczoną ofertę wersji, silników, skrzyń i wyposażenia, problem okazał się nie aż tak wielki, natomiast (szczególnie) dla niemieckich firm, które zgodnie z panującą modą oferowały swoje auta w setkach, a nawet tysiącach konfiguracji, nowe zasady oznaczają niemal katastrofę. Same koszty przebadania modeli na nowo i ewentualnego dopasowania ich do nowych wymagań w przypadku większych producentów można liczyć w miliardach! Dodatkowym problemem są niewystarczające moce przerobowe instytutów uprawnionych do przeprowadzenia badań pojazdów. Efekt jest taki, że wiele firm nie zdążyło przebadać wielu modeli aut przed graniczną datą 1 września tego roku.

Producenci z reguły zaczynali od wyrobienia aktualnych homologacji na najpopularniejsze, najczęściej zamawiane przez klientów wersje aut, inne muszą zaczekać na swoją kolej. Firmy mocno przetrzebiły ofertę – już w połowie roku np. BMW „wycięło” z cenników 20 wersji z manualnymi skrzyniami biegów i liczne odmiany benzynowe (w tej chwili największy benzyniak w luksusowym BMW serii 7 ma 2 l pojemności!), w samym tylko sierpniu z oferty VW zniknęło ponad 30 wersji różnych modeli, z kolei cenniki Mercedesa uszczuplono o (z jednym wyjątkiem) hybrydy. To nie wystarczyło – Volkswagen przyznał ostatnio, że tylko 7 z 14 głównych modeli udało się już firmie przebadać zgodnie z nowymi wymogami.

To właśnie z powodu opóźnień w wykonywaniu nowych badań niemiecki koncern wynajął m.in. podberlińskie lotnisko BER, żeby składować na nim wyprodukowane auta, których nie może jeszcze wydać klientom. Z tego samego powodu dilerzy musieli przed końcem sierpnia zarejestrować na siebie te auta, których nie udało się sprzedać, a które nie spełniają obowiązujących od 1 września wymogów. Procedury WLTP i nowe przepisy homologacyjne nie dotyczą aut z drugiej ręki, więc to sposób na to, żeby je sprzedawać po wejściu w życie nowych regulacji.

Dla tych, którzy planują w najbliższym czasie zakup nowego auta, mamy więc zarówno złe, jak i dobre wieści. Zacznijmy od tych gorszych:

  • oferta nowych aut do zamówienia jest skromniejsza niż dotychczas, a wielum dodatkowych elementów wyposażenia nie da się już zamówić;
  • w przypadku zamówionych aut trzeba się liczyć ze znacznymi opóźnieniami w dostawie. Samochody wprawdzie mogą być już wyprodukowane, ale brakuje dokumentów potrzebnych do tego, żeby móc je wydać klientom.

Z dobrych wiadomości:

  • w najbliższym czasie można liczyć na mnóstwo atrakcyjnych ofert, bo dilerzy zaczną stopniowo wyprzedawać zapasy, które musieli zrobić w sierpniu. To naprawdę dużo aut, według danych instytutu Samar np. niemal 39 proc. zarejestrowanych w sierpniu nowych Volkswagenów to auta kupione przez dilerów, a w przypadku Infiniti odsetek ten wyniósł aż 91 proc.!;
  • dodatkowe akcesoria wciąż będą dostępne, tyle że nie jako wyposażenie fabryczne, lecz montowane przez dilerów. Żeby obejść zaostrzone przepisy, będą one jednak montowane (przynajmniej oficjalnie) dopiero po zarejestrowaniu auta przez nabywcę;
  • ponieważ w Polsce, inaczej niż np. w Niemczech, nie płacimy podatku drogowego uzależnionego od poziomu emisji spalin, nie musimy obawiać się, że opłaty te wzrosną. W Niemczech z powodu „urealnionych” wyników opłaty za wiele modeli podskoczyły o kilkadziesiąt procent.

Naszym zdaniem

Zapewne minie jeszcze trochę czasu, zanim producenci uporają się z wyzwaniami, które postawiło przed nimi WLTP. To dobry moment, żeby rozejrzeć się za nowym autem – biorąc to, co jest na placu u dilera, zamiast zamawiać indywidualnie skonfigurowaną wersję, będzie można naprawdę dużo oszczędzić. Na razie sprzedawcy starają się jednak nie afiszować z przecenami, żeby do końca nie zepsuć rynku. Warto być czujnym, okazje się pojawią!