• Dobry przenośny jump starter, który pomaga uruchomić samochód z rozładowanym akumulatorem, jest na tyle mały, że mieści się w kieszeni kurtki a w aucie – w schowku na rękawiczki
  • Po awaryjnym rozruchu samochodu należy jak najszybciej doładować akumulator do pełna za pomocą dobrego prostownika
  • Zimą, szczególnie w razie nagłego spadku temperatury otoczenia, warto sprawdzić i uzupełnić ciśnienie w oponach samochodu. Zbyt niskie ciśnienie powietrza nie tylko przyspiesza zużycie opon, lecz także zwiększa ryzyko przebicia albo przecięcia opony

Przenośny jump starter nie musi być duży, by w decydującym momencie „zrobić robotę” i uruchomić samochód, w którym odmówił posłuszeństwa akumulator. Wystarczy, że wewnętrzny akumulator jump startera potrafi zgromadzoną energię oddać w krótkim czasie. Rozrusznik auta – jeśli osiągnie pełną prędkość – potrzebuje zaledwie 2-3 sekund, aby uruchomić silnik samochodu, a warunkiem osiągnięcia przez rozrusznik odpowiedniej prędkości obrotowej jest dostarczenie mu odpowiedniej ilości energii właśnie przez te parę sekund. Na tej zasadzie działają przenośne jump startery firmy Osram. Najmniejszy z nich – BATTERYstart 200 – waży zaledwie 300 g, mieści się w kieszeni i jest w stanie skutecznie wspomóc w rozruchu silnik benzynowy o poj. do 3 l. Jeśli mamy w aucie silnik Diesla albo benzynowy o większej pojemności (ewentualnie silnik nieduży, ale szczególnie niechętnie „palący” zimą), powinniśmy zdecydować się na większy model jump startera: Osram BATTERYstart 300 albo Osram BATTERYstart 400. Pojemność wbudowanych akumulatorów tych urządzeń to odpowiednio: 6000 mAh, 13 000 mAh i 16 800 mAh. Niby niewiele, ale wystarcza! Podczas wyboru jump startera tę wielkość warto jednak brać pod uwagę także z innej przyczyny: jump startery Osram mają funkcję powerbanka, można z ich pomocą naładować telefon, a także (w przypadku większych powerbanków) zasilać większe urządzenia, np. laptopy.

Jak działa przenośny jump starter?

Zasada działania tych urządzeń jest prosta:

  1. Naładowany jump starter podłączamy za pomocą dołączanych „krokodylków” do rozładowanego akumulatora
  2. Włączamy jump starter
  3. Bezzwłocznie uruchamiamy silnik

Ważne: czas od podłączenia i uruchomienia jump startera do uruchomienia silnika nie może być zbyt długi, ponieważ pusty akumulator samochodu pobiera mnóstwo energii, z czego duża część ulega „rozproszeniu”. Nadmierna zwłoka spowoduje, że jump starter ulegnie rozładowaniu, a akumulator auta nie będzie miał jeszcze dość energii, by uruchomienie silnika było możliwe.

Uruchomiłeś awaryjnie auto? Doładuj akumulator!

W zimowych warunkach, gdy korzystamy z samochodu na krótkich trasach, akumulator może być niedoładowany. Jeśli byliśmy zmuszeni do wykorzystania jump startera albo do pożyczania prądu w inny sposób, akumulator auta jest z pewnością niedoładowany. Tymczasem w rozładowanym akumulatorze wystawionym na działanie niskich temperatur może zamarznąć elektrolit, co zwykle oznacza uszkodzenie akumulatora! A zatem: ładujemy!

Prostownik z serii Osram TYREinflate Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat
Prostownik z serii Osram TYREinflate

Do naładowania akumulatora najlepiej użyć elektronicznego prostownika, który gwarantuje bezpieczne ładowanie, konserwuje akumulator bez ryzyka przeładowania, a także obsługuje różne typy akumulatorów – np. jedno z urządzeń z serii Osram BATTERYcharge.

Urządzenia te dostosowane są do ładowania akumulatorów różnych typów, w tym AGM, a po zakończeniu wielostopniowego procesu ładowania automatycznie przechodzą w tryb konserwacji – rejestrują spadki napięcia i wtedy automatycznie doładowują podłączony akumulator.

Ważne: przed podłączeniem prostownika należy sprawdzić, jaki typ akumulatora mamy w samochodzie – czy jest to akumulator kwasowo-ołowiowy czy np. akumulator AGM. Różne akumulatory wymagają innej strategii ładowania i podłączając zwykły prostownik (albo odpowiedni, tylko źle ustawiony), można uszkodzić akumulator. W przypadku prostowników marki Osram nie ma potrzeby odłączania akumulatora od instalacji samochodu.

Zrobiło się zimno? Dopompuj koła!

Zestaw do uszczelniania przebitych opon marki Osram Foto: Osram
Zestaw do uszczelniania przebitych opon marki Osram

Fizyki nie oszukasz: jeśli opony zimowe w twoim aucie zakładane były w październiku w ciepłym warsztacie, to po pierwsze, w ciągu 2-3 miesięcy z pewnością naturalnie spadło w nich ciśnienie powietrza, ponieważ koła samochodu nie są w stu procentach szczelne. Po drugie, spadek temperatury również obniża ciśnienie powietrza w kołach – i robi się niebezpiecznie! Zbyt niskie ciśnienie powietrza nie tylko obniża stabilność samochodu na zakrętach, a także powoduje wzrost spalania oraz przyczynia się do niszczenia opon! Co więcej, niedopompowana opona jest bardziej wrażliwa na przebicia i inne uszkodzenia niż napompowana do rekomendowanej wartości. Warto więc sprawdzić ciśnienie w kołach i dopompować je, a najlepiej… z góry przyjąć, że dopompowanie opon będzie konieczne. Można w tym celu jechać na stację, ale można też skorzystać z własnego przenośnego kompresora, np. z serii Osram TYREinflate.

Kompresor Osram z funkcją preselekcji ciśnienia oraz praktycznym systemem przechowywania przewodów Foto: Osram
Kompresor Osram z funkcją preselekcji ciśnienia oraz praktycznym systemem przechowywania przewodów

Te przenośne urządzenie zasilane są z gniazdka zapalniczki w samochodzie i nawet najmniejszy z nich – Osram TYREinflate 200, poradzi sobie z napompowaniem koła w samochodzie do odpowiedniego ciśnienia w kilka minut. Większe urządzenia z tej serii, np. TYREinflate 450 albo TYREinflate 1000 są nieco szybsze, a ponadto wyposażone są w cyfrowe wskaźniki ciśnienia i programator: można z góry wybrać preferowane ciśnienie powietrza w w oponie, po osiągnięciu tej wartości kompresor sam się wyłączy.

W sytuacji awaryjnej przyda się natomiast uszczelniacz Osram TYREseal: to opakowanie uszczelniacza, który zakleja przebicia bieżnika o średnicy do 6 mm. Kupimy go w komplecie z kompresorem albo osobno – po usunięciu przedmiotu, który przebił oponę, zaaplikowaniu substancji uszczelniającej i dopompowaniu koła można kontynuować jazdę.

Ważne: koła należy pompować (i sprawdzać ciśnienie), gdy są zimne – w przeciwnym wypadku uzyskamy zafałszowany wynik. Nie należy natomiast w pełni polegać na systemie TPMS zainstalowanym w aucie (chyba, że jest to system podający na bieżąco ciśnienie w poszczególnych kołach): TMPS ma obowiązek zaalarmować kierowcę o spadku ciśnienia najpóźniej wtedy, gdy osiągnie ono 75 proc. rekomendowanej wartości – czyli najczęściej dopiero w razie przebicia opony. Tymczasem już 10-procentowy ubytek ciśnienia ma destrukcyjny wpływ na kondycję ogumienia w samochodzie!