Przełom nastąpił w 2005 r., kiedy nieznani szerzej w Europie Albert Gryszczuk z Michałem Krawczykiem odnieśli nieoczekiwane zwycięstwo w rajdzie, pokonując utytułowanych rywali z zagranicy. Wieść rozniosła się po kraju i dziś już niemal wszyscy nasi czołowi off-roaderzy deklarują chęć udziału w tej prestiżowej imprezie, do której prawa organizacji od przyszłego roku nabyli zresztą... Albert Gryszczuk i Paweł Moliński.Atmosferę podgrzewają kolejne sukcesy - w 2007 r. w klasyfikacji quadów zwyciężył Krzysztof Kretkiewicz, a w klasie ciężarówek Krzysztof Ostaszewski.Nic więc dziwnego, że w tym roku apetyty były jeszcze większe, tym bardziej że na starcie w Dreźnie zaroiło się od rodzimych gwiazd terenu. Oleszczak, Ryczkowski, Bujański, Rencz, Schwarz, Kowal, Beaupre, Traskiewicz czy Tolak to - obok Kretkiewicza i Ostaszewskiego - nazwiska znane każdemu kibicowi off-roadu w Polsce.Rajd Drezno-Wrocław to trasa licząca blisko 1500 km, prowadząca głównie przez poligony wojskowe, gdzie spotkać można wszystko: pustynie, góry, głębokie rzekii zdradliwe bagna, a nierzadko też wraki czołgów. W kość dostają zawodnicy oraz sprzęt, który musi wytrzymać ponadtygodniowe tortury. "Sprinterzy" nie mają tu nic do gadania - liczy się wytrzymałość i doświadczenie.Pierwsze dni potwierdziły duże możliwości Polaków. Prolog we wszystkich klasach zwyciężyli nasi zawodnicy! Od początku z dobrej strony prezentowali się zwłaszcza Damian Baron, jadący wzbudzającą trwogę wśród rywali Smoczycą, oraz Marek Schwarz, który dotychczas specjalizował się wyłączniew rajdach przeprawowych. W klasie ciężarówek (poza wpadką naI etapie) niepodzielnie rządził Ostaszewski, wśród kierowców quadów bratobójczy bój toczyli Bujański z Kretkiewiczem i Ryczkowskim, wysoko w gronie motocyklistów plasował się Rencz.Wydawało się, że Polacy zmiażdżą rywali, ale w tym roku niestety szczęście im nie dopisywało. W połowie rajdu Baron uderzył w drzewo, a na kolejnym etapie zalał silnik i Smoczyca wyzionęła ducha. Schwarz na jednej z czołgówek nie zauważył w porę głębokiego rowu i wylądował na "dziobie" auta (tzw. "stempel"), łamiąc obie felgi i krzywiąc drążek kierowniczy. Podczas rzecznej przeprawy na najdłuższym z etapów - 400-kilometrowym Hannibalu - pracy odmówił silnik w Tomcacie Kowala. Groźny wypadek przeżył Mirosław Kozioł, który swoim UAZ-em kilkakrotnie koziołkował przy dużej prędkości, ale potem (podobnie jak Schwarz i Kowal) zdołał jeszcze reanimować samochód, aby wystartować w kolejnych etapach. Potężny Ural Ostaszewskiego był poza zasięgiem rywali do czasu awarii sprzęgła - by osiągnąć metę etapu, zawodnik niesprawnym autem jechał jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, pokonując po drodze wiele ciężkich przeszkód.Nie obyło się również bez uszczerbków na zdrowiu - na jednym z etapów nogę złamał motocyklista Michał Trzciński, a pod koniec rajdu z trasy wypadł quadem Jacek Bujański, co skończyło się na obserwacji w szpitalu.Ostatecznie najlepsze miejsce spośród polskich załóg samochodowych zajęli wytrawni "rempstowcy": Oleszczak i Chełmicki, którzy spokojną jazdą (czyli wbrew swoim upodobaniom) wywalczyli 8. lokatę wśród aut osobowych. Ostaszewski mimo wspomnianych kłopotów zdobył drugie miejscew klasyfikacji ciężarówek o masie ponad 7,5 t. Udany debiut zaliczył Wojciech Rencz - był ósmy wśród motocyklistów. Polacy zaprezentowali się nieźle, ale mimo wszystko pozostawili uczucie niedosytu- mieli walczyć o zwycięstwo. Nie zawiódł jedynie Krzysztof Kretkiewicz, który nie dał szans rywalom, po raz drugi z rzędu pewnie zwyciężając klasyfikację czterokołowców. Honor przyszłych gospodarzy rajdu zostały uratowany.
Rajd Drezno-Wrocław 2008
O rajdzie Berlin-Wrocław (dziś Drezno-Wrocław) kilka lat temu w Polsce słyszało niewielu. Choć rajd przyciągał zawodników z Europy, a znaczna część jego trasy wiodła przez polskie poligony, zawody nie budziły u nas większego zainteresowania