Brazylijski rajd Dos Sertoes to ciekawa impreza z bogatą tradycją. Pierwsze zawody (przewidziane tylko dla jednośladów) rozegrano na początku lat 90. W 1995 r. dołączyły auta, zaś od 1999 r. bezdrożami podążają również cieżarówki. Najmłodszą kategorią („powołaną” w 2005 r.) są quady. Najkrótsza charakterystyka tegorocznej imprezy to: 10 etapów oraz ponad 4500 km przejechanych po piachu, w kurzu i błocie. Do pokonania były liczne rzeki i bezdroża. Wokół można obserwować piękne miasta, ale i ubogie wioski – wysokie domy i gliniane lepianki.
Do tego roku na liście zwycięzców wśród quadowców pojawiali się tylko Brazylijczycy – hegemonia została przełamana przez Rafała Sonika! Krakowianin pojechał walczyć o cenne punkty w rocznej klasyfikacji pucharu FIM, a wyjechał z najcenniejszym trofeum – zarówno tego rajdu, jak i całego tegorocznego cyklu. To wynik równej jazdy – podczas gdy konkurenci łapali kary, nasz „jedynak” konsekwentnie podążał do mety. Przypomnijmy, że wcześniej „Super Sonik” wygrał rajd w Tunezji i zajął 2. miejsce we Włoszech. Tylko w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie zdołał stanąć na podium (4. lokata).
Rajd zaliczany był również do mistrzostw świata motocyklistów, dlatego stawiła się tam kompletna obsada Orlen Teamu. Kuba Przygoński podróżował z sukcesami, które zaowocowały bardzo dobrą lokatą końcową. Pierwszy był Marc Coma, który tym samym zapewnił sobie Mistrzostwo Świata w kategorii „powyżej 450 ccm”. Dodajmy, że tuż za nim plasują się Kuba i Jacek Czachor (odpowiednio 2. i 3. pozycja w rankingu).
Podobnie jak w 2003 i 2004 roku, samochodowym triumfatorem Des Sertoes został Guilherme Spinelli, wspierany przez Mitsubishi Motors. Wygrał dwa etapy i pokonał o kwadrans starego wygę – Klevera Kolberga. W tym roku rajd nie był zaliczany do pucharu świata FIA Cross Country, ale warto przypomnieć, że przed dwoma laty polska ekipa (Krzysztof Hołowczyc Nissanem Navarą) zaliczyła tu bardzo dobry występ, dzielnie stawiając czoła koalicji Volkswagenów. Została nawet uhonorowana nagrodą „Revelation team”.