Producenci aut lubią premiery. Związany jest z nimi rozgłos i splendor, które wpływają później na polepszenie wyników sprzedaży. Niektórzy nowościami sypią więc jak z rękawa. Land Rover postępuje inaczej. Trzyma się kilku modeli, nieustannie starając się je poprawiać i rozwijać.
„To duże i trudne wyzwanie: sprawić, aby to, z czego jesteśmy zadowoleni i dumni, stało się jeszcze lepsze” – wyjaśniają Anglicy.
W przypadku nowych modeli 2010: Discovery 4 i Range Rovera Sport dopięli swego – oba auta nabrały elegancji i zostały unowocześnione z technicznego punktu widzenia. Mieliśmy okazję przekonać się o tym podczas jazd testowych w Szkocji, pod ojcowską i profesjonalną opieką instruktorów z Land Rover Experience.Discovery 4 to nowoczesny, a zarazem twardy off-roader. Niewiele rzeczy w terenie jest w stanie go wystraszyć.
Pod tym względem w zasadzie nie różni się od „trójki”, ale dziś ma dodatkowy atut – nowy wysokoprężny silnik V6 o pojemności 3,0 l. „Też mi różnica – mieli już przecież 2.7 TDV6!” – zauważy ktoś sceptycznie. To prawda, ale te 300 dodatkowych centymetrów sześciennych robi ogromną różnicę – 600 Nm maksymalnego momentu pozwala wdrapać się na stromy, śliski podjazd. Pakując się do głębokiej rzeki, wystarczy delikatnie – na reduktorze i przy zwiększonym prześwicie – dodawać gazu, a 6-biegowy „automat” i system Terrain Response (kilka trybów do wyboru, w zależności od warunków terenowych) same przeprowadzą nas na drugi brzeg.
Range Rover Sport z wyglądu ma charakter sportowej limuzyny, która – pozornie – w terenie nie ma większych szans. Na szosie to co innego – nowy, niesamowity, bo 510-konny, 5-litrowy Supercharger potrafi zamienić auto w pocisk. Gdy wydawało nam się, że dla RR Sporta, pod którego maskę również trafił 3.0 TDV6, „teren” oznacza co najwyżej równiuteńki szuter, instruktorzy skierowali nas na trasę, która zanurkowała pionowo do głębokiego, leśnego wąwozu.
Dalej było jeszcze ciekawiej. Podróż kamienistym strumieniem, śliskie podjazdy, aż wreszcie długi przejazd błotnistymi koleinami, po których auto szorowało już podwoziem. I to wszystko na… zwykłych szosówkach! Na koniec wystarczyło opłukać karoserię wysokociśnieniową myjką i Sport znów stawał się elegancką karocą, którą nie wstyd byłoby podjechać nawet pod sam pałac Buckingham.