Zwolennicy technologii sprzed dekady czy dwóch rozpoczynając poszukiwania samochodu mogą złapać się za głowę. Producenci zasypują nas turbosilniczkami o pojemnościach 0.9 l, 1.0 l, 1.4 l, itp. itd. Ale przyglądając się temu z drugiej strony i pomyślimy sobie: 2-litrowy silnik, 4 cylindry, 145KM … jakiś dinozaur, archaiczna konstrukcja prosto z muzeum. Nic bardziej mylnego. Kiedy taki relikt trafi pod maskę uwielbianego przez James'a May'a lekkiego hatchbacka, możemy otrzymać całkiem ciekawą propozycję.
W Europie opisywany model znany jest jako Sandero, ale oferowany ze znaczkiem Dacii. Natomiast w Południowej Ameryce jest to Renault, a konkretniej Renault Sandero R.S. 2.0. Zaprezentowany na Buenos Aires Motor Show w edycji Racing Spirit zawiera 17-celowe aluminiowe felgi z oponami Michelin PS4, lakierowane na czerwono zaciski hamulcowe i inne detale kojarzące się ze sportowym zacięciem. Pod maską pracuje jednostka o pojemności 2.0 l generująca moc 145 KM. Sandero ma napęd na przednią oś i 6-stopniową, manualną skrzynię biegów.
Co prawda nie ma się czym zachwycać, ponieważ przyspieszenie 0-100 km/h wynosi 8.5 s , a niezależnie od siły wciskania pedału gazu, wskaźnik prędkościomierza zatrzyma się na poziomie 200 km/h. Wnętrze również nie powala. W tym aucie jednak nie o to chodzi. To coś więcej, coś nienamacalnego. To stara szkoła, dusza i charakter prawdziwego hot-hatcha, których w dzisiejszych czasach już nie ma.