Yaris w ciapki? To jakaś nowa wersja dla miejskich aktywistów?
Nie, to egzemplarz przedprodukcyjny oklejony folią maskującą, choć też tego nie rozumiem, bo samochód bez kamuflażu pokazany już został podczas wiosennych targów motoryzacyjnych w Genewie. Tyle, że na jego temat nie przekazano wtedy zbyt wielu szczegółów, bo trwały prace nad doborem odpowiednich komponentów i zestrojeniem auta. Teraz mieliśmy okazję, jako jedni z pierwszych, przejechać się tym samochodem, który ma być odpowiednikiem Forda Fiesty ST i Renault Clio Sport w gamie Toyoty. Kamuflaż ma zwrócić większą uwagę na ten samochód, chociaż on sam broni się choćby dźwiękiem z wydechu, ale o tym za chwilę.
A co oznacza GRMN? Myślałem, że to skrót od Garmin, albo coś w tym stylu.
Rzeczywiście, oznaczenie GRMN wprawia w zakłopotanie. Wygląda jak nazwa młodzieżowego zespołu muzycznego, którego każdy członek ma swoją interpretację tego akronimu. W rzeczywistości chodzi o, uwaga, Gazoo Racing Meister of Nürburgring. Serio! Gazoo Racing to wyścigowe ramię Toyoty stojące m.in. za programem startów samochodów LMP1 w WEC, czy przygotowaniem Yarisów WRC. I właśnie Yaris GRMN ma być łącznikiem pomiędzy hybrydowym „jarkiem w prądzie”, a rajdówką prosto z oesu Mistrzostw Świata. Oznaczenie Meister of Nürburgring odwołuje się do miejsca, w którym samochód jest dopracowywany oraz do sukcesów Toyoty na tym jednym z najsłynniejszych torów wyścigowych świata. Wcześniej skrótem GRMN oznaczane były limitowane wersje modeli IQ, Vitz, Mark X oraz GT86. Jeśli o nich nie słyszałeś, to nic dziwnego, bo dostępne były tylko w Japonii. Teraz Yaris GRMN ma być oferowany w Europie. I to nie jest ostatnie słowo Toyoty.
No dobrze, to co w nim zmienili?
Wiele rzeczy. Przede wszystkim – silnik. Pod maską wylądowała jednostka benzynowa 1.8 Dual VVT-i o oznaczeniu fabrycznym 2ZR-FE, którą montują do nudnych Corolli, ale która po dodaniu kompresora i kilku drobniejszych modyfikacjach napędza też Lotusa Elise. I właśnie taki silnik ze sprężarką Magnuson R900 znajduje się pod maską Yarisa GRMN. Ma moc maksymalną 215 KM, co czyni go jednym z najmocniejszych hot hatchy segmentu B. Silnik współpracuje z sześciostopniową, ręczną skrzynią z Toyoty Auris, a napęd przenoszony jest na przednie koła za pośrednictwem mechanizmu różnicowego Torsen o ograniczonym uślizgu. Do kompletu zmian mechanicznych dochodzą wzmocnienia podwozia, grubszy stabilizator przedniej osi, rozpórka kielichów, amortyzatory Sachs oraz wzmocnione hamulce. Z przodu to czterotłoczkowe zaciski i nacinane tarcze o średnicy 275 mm. Całość uzupełniają czarne, kute felgi BBS z oponami 205/45 R17.
A w środku?
W kabinie panuje sportowa czerń lekko tylko złamana srebrnymi wstawkami na desce rozdzielczej i kierownicy wyjętej prosto z modelu GT86. W oczy rzucają się też obite czarnym zamszem fotele z oparciami zintegrowanymi z zagłówkami. To produkcja własna Toyota Boshoku, działu zajmującego się m.in. wystrojem wnętrz samochodów Toyota i Lexus. Wyglądają świetnie i równie dobrze trzymają ciało, a do tego ich siedziska są umieszczone relatywnie nisko, co nie jest regułą w świecie miejskich hot hatchy. Yaris GRMN dostał też nowy zestaw zegarów z prędkościomierzem odważnie wyskalowanym do 260 km/h. I to nie jest żart, ani pomyłka, bo prędkość maksymalna tego samochodu to elektronicznie ograniczone 230 km/h.
Brzmi poważnie, a jak jest w rzeczywistości?
No właśnie. Zacznijmy od brzmienia. Już po uruchomieniu silnika wiadomo, że mamy do czynienia z czymś więcej niż tylko przyozdobioną czarnymi dodatkami, wersją wyposażenia. Z centralnej końcówki wydechu dochodzi głębokie chrząknięcie, potem pojawia się niskie brzęczenie, dźwięk, który ostatnio w tej klasie aut słyszałem w pierwszej generacji nowego MINI Coooper S. Sprzęgło ma krótki skok i jest po męsku twarde, biegi – jak to w Toyocie – wchodzą gładko, a długi lewarek daje się zaskakująco precyzyjnie prowadzić. Po ruszeniu od razu czuć, że mamy do czynienia z solidnie przygotowanym samochodem. Układ kierowniczy ze skróconym przełożeniem ma tylko nieco ponad dwa obroty kierownicy pomiędzy skrajnymi położeniami kół, zawieszenie jest sztywne, ale nie wprawia samochodu w przesadne podrygi, no i ten dźwięk – brzmi jakby do tłumika wpadł rój wściekłych os. Rewelacja!
A co z tym „opracowaniem na Nürburgringu”?
Miałem tym samochodem okazję przejechać się i po drogach wokół toru i na samej Nordschleife. Jest GE-NIAL-NY! Największe wrażenie robi zestrojenie zawieszenia, które, w przeciwieństwie do wychwalanej Fiesty ST, nie doprowadza do podskoków, nawet na nierównej nawierzchni. Yaris mimo stosunkowo krótkiego rozstawu osi pozostaje opanowany, rewelacyjnie tłumi nierówności i powoduje dobijania na większych dołach. Pozwala prowadzić się bardzo szybko wzbudzając zaufanie i zachęcając do jazdy poza granicami przepisów ruchu drogowego. Hamulce są dobrze skalibrowane i pozwalają pewnie sadzać nos przed zakrętami, a zbyt gwałtowne hamowanie nie powoduje nerwowego myszkowania tyłu. Generalnie, masz wrażenie, że prowadzisz samochód co najmniej o rozmiar większy, bardziej dojrzały. No i ta elektronika. ESP działa dyskretnie nie wcinając się z ograniczeniem obrotów, a przyhamowanie poszczególnych kół odbywa się niemal niezauważalnie. Do tego dobrze dobrano siłę działania szpery, która nie powoduje zbyt mocnych sił na kierownicy. Wszystkie elementy tego samochodu są idealnie zgrane ze sobą, a przecież mówimy o samochodzie, który ma przed sobą jeszcze kilka miesięcy zdobywania szlifów. Wiadomo już, że z produkcyjnych egzemplarzy wypadnie zbyt szybko reagujący system włączający światła awaryjne przy każdym mocniejszym hamowaniu. Na torze wygląda to idiotycznie.
No właśnie, tor. Jak jeździ ten model?
Powiem tak – potrafi dotrzymać tempa prowadzonej przez zawodowca Toyocie GT86. OK, jest mocniejszy, ale też dużo gorzej zbalansowany, a mimo to świetnie sprawdza się w szybkiej jeździe po zakrętach. To, co traci na niższej prędkości przenoszonej na łukach, nadrabia na opóźnionym hamowaniu i mocniejszym odepchnięciu się poprzez wyższy moment obrotowy. Hamulce są niezmordowane, a dzięki świetnym fotelom można poczuć samochód całym ciałem. Nie spodziewałem się, że to powiem, ale w połączeniu z dźwiękiem doładowanego silnika, jego mocą, Yaris GRMN robi jeszcze większe wrażenie niż świetna GT86. Z przyspieszeniem do „setki” w 6,3-6,5 s jest także szybsza.
To gdzie tu haczyk?
W cenie i ograniczonej dostępności. Powstanie tylko 400 sztuk, a ich rezerwacje rozpoczną się na dedykowanej stronie 27 lipca o godz. 18:00. Przewidziano po jednej sztuce dla jednego klienta w cenie, uwaga, 29 900 euro. To kwota w Europie. U nas cena jeszcze nie jest znana, ale nie ma co liczyć na mniej niż 100 tys. zł, więc będzie to jeden z najdroższych małych hot hatchy na rynku. Z drugiej strony – jest jednym z lepszych i z pewnością przy ograniczonej produkcji ma potencjał na model kolekcjonerski.
DANE TECHNICZNE – Toyota Yaris GRMN
Silnik: 1798 cm3, R4 benz., 215 KM; 249 Nm, skrzynia manualna. 6 b., napęd na przód, masa 1135 kg
Osiągi: 0-100 km/h – 6,3-6,5 s*, V maks. – 230 km/h, zużycie paliwa – 7,5 l/100 km*
Cena: 29 900 euro (w Europie)
* w trakcie homologacji