Taki korek na pozór kłóci sięz danymi statystycznymi, które mówią, że w 2005 roku w Chinach na 1000 mieszkańców przypadały 23 samochody. W tym samym czasie w Niemczech były to 592 auta, w USA 784. A tu korek! Fakt, że rynek rośnie tak szybko, jak nigdy i nigdzie przedtem: w 2007 roku Chińczycy kupili 5,5 mln samochodów osobowych, w tym roku ostrożne szacunki mówią o wzroście 15-25 proc., ale są i tacy, którzy mówią o 40 proc. Korek bierze się jednak stąd, że większość aut kupuje się w wielkich miastach – w Pekinie czy Szanghaju. Na szerokiej autostradzie pomiędzy metropoliami kwitnie życie towarzyskie, jeżdżą rowery, ryksze i ciężarówki. Wszystkie ciężarówki są niebieskie, tak niebieskie, że od ich widokukręci się w głowie. Za to aut osobowych jak na lekarstwo. Samochodem z Pekinu do Szanghaju? Chińczyk co najwyżej popuka się w głowę. Większość aut jest właśnie tutaj, w każdym razie miasto wygląda na zmotoryzowane po europejsku. Są tu dzielnice, gdzie salony motoryzacyjne oraz place zajmują całe hektary i z zewnątrz wyglądają atrakcyjnie. "Od podwórka" jest już nieco gorzej. Nowe auta stoją pokryte tonami kurzu i smogu, który wisi w powietrzu. Autoryzowane serwisy wyglądają często jak u nas warsztaty "spod ciemnej gwiazdy". To się jednak szybko zmienia. Samochód: dobro jak najbardziej luksusoweNa europejskie małe auto trzeba wydać 7-10 tys. dolarów (czyli ok. 50-70 tys. juanów), przy średnich zarobkach w Pekinie na poziomie 2,5 tys.juanów. Oczywiście, nie zarobi tu tyle przyjezdny robotnik: najwyżej 1-1,5 tys. juanów za pracę przez 7 dni w tygodniu. 2,5 tys. juanów to i tak mało. Na samochód (z reguły pierwszy w życiu) zrzuca się tu często cała rodzina. Jeśli nie wystarcza, pozostają banki. Dokładnie te same co w Europie, choć system bankowy dopiero się rodzi. Dlatego jeśli ktoś przyjdzie do salonu po auto na kredyt, bank wyśle agenta do miejsca pracy, z wizytą do sąsiadów, do domu kredytobiorcy. Trzeba "na piechotę" sprawdzać, jaką ma on opinię wśród ludzi i czy będzie mógł spłacać raty.Na "Auto China 2008" zbiera się cały motoryzacyjny świat. Każdy chce pokazać, co ma i co potrafi wyprodukować. Drażniąca nerwy muzyka – czym mniejsze stoisko, tym donośniejsza. Do tego młodzi ludzie, którzy robią sobie zdjęcia przy samochodach. Wygląda na to, że na dzień prasowy wejściówkę dostali chyba wszyscy. Nowe Audi Q5 to absolutny samochód marzeń tłumów. Wybór dość niespodziewany, bo na ulicach Pekinu SUV-y są rzadkie. "Podoba mi się ten styl, wielkość" – mówi student ekonomii, który oczywiście nie może sobie pozwolić na zakup Audi. Na salonie są wszystkie europejskie marki, ale oferta jest przygotowana pod Chiny – VW obok Lavidy pokazuje np. Golfa IV! A jeśli Mercedes, to z najwyższej półki: 50 proc. sprzedaży to "wypasione" auta klasy S, najczęściej z 12-cylindrowym silnikiem pod maską. Szef Mercedesa na Azję: "Wiecie dlaczego sprzedajemy tu tak dużo S 600? Bo nie mamy S 700!". Zwiedzającym podoba się też oferta Gelly. Chiński producent zalał salon aż 23 nowościami. Od sportowych prototypów, jak Tiger (o którym Jong mówi: "bardzo mocny"), aż po mały samochodzik CE, który bardzo dobrze pasowałby do europejskich ulic. Młodzi Chińczycy patrzą na auto jak Europejczycy Copyshop China wciąż ma dobrą koniunkturę. Producenci, jak Great Wall, Changfeng czy inni, nadal pokazują plagiaty zachodnich konstrukcji. Great Wall (świetna kopia Fiata Pandy) produkuje osobówki od niedawna – w zeszłym roku sprzedało 400 tys. aut i chwali się, że ma superstudio designerskie. Nie stać cię na BMW X5 – możesz kupić podróbkę, nie masz na Smarta – kupisz kopię lepszą nawet niż oryginał, bo 4-osobową. Jednak koncerny nie walczą zbyt mocno z tym naśladownictwem. Mówią, że na tym rynku jest miejsce dla wszystkich, byle fabryki nadążyły z produkcją.
Auto Show Pekin - O tym marzą Chińczycy
Na trzy miesiące przed igrzyskami olimpijskimi w Pekinie na drogach nic się tu nie dzieje. Stoimy w megakorku na drodze do hal wystawowych "Auto China 2008", mamy może kilometr lub półtora do celu, ale na miejsce dojedziemy nie wcześniej niż za pół godziny albo i za godzinę.